Prawo własności przemysłowej (400)
Małym przedsiębiorcom nierzadko wydaje się, że duże podmioty mają na rynku o wiele łatwiej. Ale czy tak jest w rzeczywistości? Prawdopodobnie nie, ponieważ zarówno te duże, jak i te niewielkie podmioty natrafiają czasem na swojej drodze na niespodziewane przeszkody.
Na jedną z takich przeszkód natrafił niedawno producent powszechnie znanych samolotów Boeing. Rosyjski urząd patentowy odmówił bowiem spółce rejestracji znaku towarowego przedstawiającego zarys samolotu z silnikami, z jasno- i ciemnoniebieskimi pasami na ogonie. Znak towarowy miał być zarejestrowany dla pojazdów wodnych, lądowych i powietrznych oraz ich części.
Rosyjski urząd patentowy stwierdził, iż takie przedstawienie znaku towarowego nie może być zarejestrowane, ponieważ nie posiada ono charakteru odróżniającego. Rysunek ten stanowi bowiem stereotypowe i powszechne odwzorowanie sylwetki samolotu, zaś niebieskie pasy nie odróżniają go w wystarczającym stopniu.
Boeing twierdził, że złożone zgłoszenie posiada unikalną kombinację elementów graficznych i kolorów, i że w związku z tym tworzy całkowicie nowe postrzeganie obrazu. Wnioskodawca stwierdził, iż takie oznaczenie pozwoliłoby odróżnić jego samoloty od tych innych producentów, a tym samym byłoby w stanie spełnić podstawowe funkcje znaku towarowego.
Póki co, urząd jest jednak nieprzejednany w swej decyzji. Nie jest to jednak koniec sprawy, ponieważ Boeing może się od decyzji odwołać.
Znaki towarowe z założenia mają służyć ochronie nowych, oryginalnych nazw produktów tak, aby inni przedsiębiorcy działający na rynku nie mogli nieuczciwie wykorzystywać cudzego sukcesu. Niektórzy jednak, poprzez rejestrację znaków towarowych, dokonują niemałych nadużyć.
Sytuacja taka miała miejsce w przypadku roszczeń wysuwanych wiosną tego roku przeciwko amerykańskiemu portalowi oferującemu usługi sprzedaży bezpośredniej, zazzle.com. Zarządzający portalem dostali list od prawników artysty, właściciela zarejestrowanego dla koszulek i innych gadżetów znaku, w którego skład wchodził matematyczny symbol „π” z kropką na końcu. Artysta twierdził, że wiele oferowanych na tym portalu towarów, w tym koszulek, narusza prawa do jego znaku towarowego, w związku z czym portal ma zablokować ich sprzedaż. Co więcej, właściciel znaku towarowego zażądał podania informacji, ile towarów oznaczonych symbolem „π” i za jaką kwotę portal sprzedał do tej pory. Kwota na pewno nie byłaby mała, ponieważ koszulki oraz inne gadżety oznaczone tym symbolem są bardzo popularne w środowisku tak zwanych „geeków”, czyli osób interesujących się naukami ścisłymi i komputerami, czasem nieco oderwanych od świata rzeczywistego.
Portal początkowo zablokował wszystkie aukcje zawierające przedmioty oznaczone znakiem „π”, później jednak wznowił je. W odpowiedzi dla prasy władze portalu stwierdziły, ze znaki towarowe zawierające symbol „π” są znakami o słabym charakterze odróżniającym, z tego względu, iż jest to powszechnie stosowany symbol matematyczny.
Jak zakończy się sprawa, nie wiadomo. Miejmy nadzieję, że nie będzie trwała w nieskończoność ani też nie będzie tak długa, jak rozwinięcie liczby π.
Rynek powinien kierować się prawami uczciwej konkurencji. Niestety, nie wszyscy przedsiębiorcy przestrzegają jej zasad. Niektórzy zakładają, że łatwiej wybić się na cudzym sukcesie, niż na własnym wysiłku. Takie myślenie może jednak powodować nie tylko prawne nieprzyjemności, ale również uszczuplenie portfela.
Przekonał się o tym amerykański producent wina. Postanowił on produkować i oferować na rynku korzenne wino jabłkowe, które zostało wymyślone i było sprzedawane od 1998 r. przez inną winiarnię, Door Peninsula Winery. Jabłkowe wino zostało przez jego twórcę nazwane „Hallowine”. Nazwa ta miała nawiązywać do jesiennych obchodów święta Halloween. Siedem lat później inny producent wina, Illinois River Winery, zaczęła oferować taki sam trunek oznaczony tą samą nazwą.
Dowiedziawszy się o tym, Door Peninsula Winery wniosła sprawę do sądu o naruszenie jej praw. Był tylko jeden problem – oznaczenie „Hallowine” nie było zarejestrowanym znakiem towarowym, który uprościłby cała sprawę. Nieuczciwa winiarnia Illinois River twierdziła bowiem, że sporne oznaczenie nie ma zdolności odróżniającej, nie mogłoby więc być zarejestrowane jako znak towarowy. Zdaniem naruszyciela, prawowity właściciel oznaczenia nie przedstawił żadnych dowodów również na uzyskanie przez znak zdolności odróżniającej w czasie jego użytkowania, a dołączone jako dowód wyniki wyszukiwania w Google dla słowa kluczowego „hallowine” są niewystarczające.
Sąd rozsądzający sprawę nie podzielił jednak argumentów naruszyciela praw do oznaczenia „Hallowine” i uznał winiarnię za winną naruszenia. W rezultacie musiała ona zapłacić 508 000 dolarów odszkodowania. Jak widać więc, czasem lepiej wykazać się kreatywnością, wymyślić własną nazwę i działać na rynku z czystym sumieniem (oraz pełnym portfelem).
Przedmiotem znaku towarowego nie musi być koniecznie nazwa płatków śniadaniowych czy środka do czyszczenia, ale równie tytuł książki.
88-letnia pisarka, autorka poczytnej książki „Zabić drozda”, pozwała jakiś czas temu muzeum znajdujące się w jej rodzinnym miasteczku Monroeville o naruszenie praw do przysługującego jej znaku towarowego. Muzeum oferowało bowiem, bez jej zgody, pamiątki oznaczone tytułem książki. Dochodem ze sprzedaży muzeum nie dzieliło się z autorką. Harper Lee postanowiła dochodzić więc sprawiedliwości przez sądem.
Początkowo stronom sporu udało się osiągnąć ugodę, wiosną tego roku sprawa jednak po raz kolejny trafiła przed sąd. Okazało się bowiem, że muzeum nie jest uczciwe i nie dotrzymuje warunków ugody. Sprawa została jednak umorzona, gdyż strony ustaliły nową ugodę.
„Zabić drozda” to powieść obyczajowa, za którą jej autorka w 1961 r. dostała Nagrodę Pulitzera. Książka opisuje życie w małym fikcyjnym miasteczku na południu USA w czasie Wielkiego Kryzysu i podejmuje temat rasizmu. Została ona zekranizowana w 1962 r.
Powszechnie wiadomo, że dobre jedzenie poprawia nastrój. Ale czy zawsze wiemy, co jemy lub pijemy? Około 20 lat temu amerykańska firma Kellogg’s zaprezentowała kampanię reklamową dla swojej marki płatków Apple Jacks. W reklamie występował autorytet, zwykle rodzic, pytający kilkoro dzieci, dlaczego jedzą one Apple Jacks, gdy nawet nie smakują jak jabłka. Zbuntowanych dzieci odpowiadają, że płatki nie muszą smakować jak jabłka, bo "my jemy to, co lubimy."
Jak się okazuje, Apple Jacks nie smakują jak jabłka, ponieważ nie mają one dużo owocowych składników. W rzeczywistości zawierają mniej niż 2 procent suszonych jabłek i koncentratu soku jabłkowego. Podczas gdy dzieci może i rzeczywiście skład produktów spożywczych nie obchodzi, konkurencję już owszem. Co więcej, na taki temat może wybuchnąć walka również o znak towarowy.
W 2008 r. firma Pom Wonderful pozwała koncern Coca-ColaCo za oszukańcze reklamy i wprowadzający w błąd znak towarowy. Pom Wonderful wniosła pozew po systematycznej stracie udziału w rynku napojów wobec produkowanego przez Coca-Colę napoju Minute Maid's "Pomegranate Blueberry Flavored Blend of 5 Juices"("mieszanka pięciu soków granat-jagoda”). Na etykiecie napoju w widocznym miejscu znajdowały się słowa "Granat Jagoda" wypisane większym drukiem, obok obrazka dużego granatu ułożonego między innymi owocami.
Pom Wonderful twierdziła, że Coca-Cola używając tego znaku towarowego i etykiet go zawierających wprowadza konsumentów w błąd, ponieważ sugeruje, ze napój składa się głównie z soku z granata i jagód, a w rzeczywistości napój zawierał tylko 0,3%soku z granatów i 0,2%soku z jagód. Ponieważ pozostałe ponad 99%składało się z jabłek i soku winogronowego, Pom Wonderful twierdziła, ze zostało naruszone prawo znaków towarowych.
Sąd rozsadzający sprawę początkowo uznał, że zgodnie z amerykańskim prawem podmioty prywatne nie mogą kontestować zawartości etykiet, ponieważ ich kontrola jest zadaniem specjalnie do tego celu powołanej państwowej organizacji. Spółka Pom Wonderful odwołała się jednak od wyroku, zaś sąd wyższej instancji orzekł już przeciwko Coca-Coli. Sąd uznał, że ze względu w rozbieżności rzeczywistej zawartości soków z owoców obecnych w nazwie z użytym znakiem towarowym, konsumenci mogą zostać wprowadzeni w błąd, jak wskazała spółka Pom Wonderful. Przeciętny konsument mógłby bowiem uwierzyć, że zgodnie ze znakiem towarowym napój składa się w większości z soków z granatów i jagód.
To orzeczenie w amerykańskim prawie może stanowić ciekawy precedens. Może ono bowiem wzajemne pozywanie się prywatnym przedsiębiorcom w kontekście wprowadzania w błąd co do cech produktu, a nie tylko jego pochodzenia. Do tej pory producenci musieli bowiem martwić się o kontrolę ich produktów pod tym względem tylko ze strony jednostek państwowych. Niezależnie od problemów przedsiębiorców, na takim obrocie sprawy skorzystają konsumenci. Będą oni mogli mieć większą pewność co do kupowanych produktów i jeść płatki o smaku jabłek bez jabłek tylko, jeśli będą chcieli, a nie dlatego, że zasugerowali się ich znakiem towarowym.
Wytwarzanie wina kojarzy się nam zazwyczaj z kilkoma konkretnymi państwami: Francją, Hiszpanią czy Chile. Trunek ten jest jednak popularny w nawet jeszcze bardziej egzotycznych miejscach, takich jak Chiny. Co więcej, w cenie są również znaki towarowe powiązane z Chinami.
Jak wiadomo, kraj ten owiany jest niechlubną sławą ogromnych ilości naruszeń znaków towarowych, corocznie pojawiając się w zestawieniach, w których takie naruszenia są przedstawiane. Takie działania podejmowane były także na rynku win. Mianowicie, chińska spółka usiłowała zarejestrować w Chinach znaki towarowe odpowiadające chińskiemu brzmieniu rodzajów win, Roussillon pochodzącemu z Langwedocji we Francji i także francuskiego Banyuls. Chińska spółka planowała zarejestrować znaki towarowe fonetycznie. Przykładowo, Rousillon miałoby być odwzorowane jako „Lu-Xi-Long”, przy użyciu chińskiego alfabetu.
Francuskie stowarzyszenie wytwórców win oprotestowało jednak oba zgłoszenia chińskich znaków towarowych, a cała sprawa trafiła przed sąd w Pekinie. Sąd ten zgodził się z twierdzeniami Francuzów i uznał, że takie znaki towarowe, jakie chciała zarejestrować chińska spółka, wprowadzałyby konsumentów w błąd co do pochodzenia towarów. Sąd udaremnił również rejestrację obu znaków odwzorowanych fonetycznie łacińskim alfabetem, gdyż o rejestrację takich znaków także wniosła chińska spółka, jako że one także mogłyby wprowadzać w błąd.
Sprawa nie jest jeszcze formalnie zakończona, ponieważ chińska spółka chce zaskarżyć orzeczenie sądu. Bardzo prawdopodobne jest jednak, że wyrok zostanie utrzymany i chińska spółka będzie musiała wykazać się większą kreatywnością w nazewnictwie swoich produktów.
Jeden z największych producentów zabawek na świecie, amerykańska firma Mattel, stara się wymusić na obywatelce Kanady rezygnację z prawa do znaku towarowego obejmującego jej imię.
Carollyne Yardle maluje obrazy w nurcie, jak sama go nazywa, „squirrealizmu” (od angielskiego squirrel – wiewiórka). Przedstawiają one surrealistyczne postacie ludzkie przedstawione w różnych sytuacjach, z głowami wiewiórek zamiast ludzkich. Według słów ich autorki, jest to wpisanie się w nurt pop-surrealizmu i wprowadzenie humoru w kontekście codziennego świata.
Przedmiotem sporu jest kanadyjski znak towarowy „Carollyne”, należący do malarki. Mattel produkuje bowiem lalki oferowane pod nazwą „Caroline”, teraz zaś firma chciałaby zarejestrować w Kanadzie znak towarowy będący nazwą lalek. Na przeszkodzie stoi jej jednak znak malarki, którym ta oznacza swoje prace i inne wytwory.
Mattel postanowiła więc wcielić w życie kanadyjską procedurę pod nazwą „expungement”, która ma na celu udowodnienie faktycznego używania znaku towarowego. Utrata znaku towarowego byłaby dla malarki ciosem, ponieważ oznacza nim ona również figurki postaci z jej obrazów, oferowane w sklepach z pamiątkami. Czy tym razem Dawid – malarka pokona Goliata – wielką międzynarodową firmę, czas pokaże.
Pod koniec kwietnia 2014 r. Urząd Własności Intelektualnej Wielkiej Brytanii (IPO) wydał wytyczne w sprawie okoliczności, w których używanie znaku towarowego w kolorze będą brane pod uwagę przy ocenie prawdopodobieństwa wprowadzenia w błąd z wcześniejszą rejestracją czarno-białego znaku towarowego. Również Urząd Harmonizacji Rynku Wewnętrznego (OHIM) zapowiedział nadchodzące zmiany w traktowaniu znaków kolorowych. OHIM planuje między innymi, że używanie znaku w kolorze będzie stanowić podstawę rzeczywistego używania czarno-białego zarejestrowanego znaku towarowego, jeżeli kolor nie stanowi o charakterze odróżniającym tego znaku.
W odniesieniu do roszczeń dotyczących względnych podstaw odmowy rejestracji, znaki zgłoszone w czerni i bieli lub szarości nie będą uważane za identyczne z takim samym znakiem kolorowym, o ile różnice kolorystyczne nie będą elementem istotnym .
W świetle tych zmian , przedsiębiorcy powinni przejrzeć swoje portfele znaków towarowych, zwłaszcza jeśli logo lub znaki towarów są kluczową częścią wartości ich marki.
Właściciele znaków, w których kolor jest elementem kluczowym, powinni rozważyć rejestrację tych znaków zarówno w kolorze, jak i czarno-białych. Pomoże to zapewnić, iż charakter odróżniający kolorów w znaku będzie brany pod uwagę w ewentualnych postępowaniach w sprawie unieważnienia lub sprzeciwu. Właściciele znaków czarno-białych powinni zaś rozważyć złożenie nowych, kolorowych znaków, jeśli kolor jest lub stał się ich ważnym elementem.
Nowe wytyczne harmonizować będą również podejście urzędów krajowych, stanowiąc, że wcześniejszy znak towarowy zgłoszony w czerni i bieli lub szarości nie jest identyczny z takim samym znakiem kolorowym, o ile różnice w kolorze są nieistotne dla znaku . "Różnice nieistotne" to takie, które dostatecznie uważny konsument będzie postrzegał tylko jako poboczne cechy znaku towarowego, przy dokładnej jego ocenie.
Pomimo najszczerszych chęci przedsiębiorców, nie wszystkie znaki towarowe mogą być zarejestrowane. Rejestracji nie mogą podlegać takie, które są podobne lub identyczne z już istniejącymi, ale nie tylko. Przekonała się o tym amerykańska działaczka społeczna i aktywistka, Pamela Geller.
Prowadzi ona bloga, na którym prowadzi między innymi akcję mającą wstrzymać budowę meczetu niedaleko terenu, na którym znajdowało się nowojorskie World Trade Center. Na potrzeby tej akcji działaczka chciała zarejestrować w amerykańskim urzędzie patentowym znak towarowy „Stop Islamization of America”. Urząd wydał jednak decyzję odmowną, tłumacząc się przepisem uniemożliwiającym rejestrację znaku towarowego, jeżeli dyskryminuje on instytucje, wierzenia lub symbole narodowe. Jest to jednak bardzo rzadko wykorzystywany przepis. Innym przykładem, w którym decyzja odmowna rejestracji znaku towarowego została nim uzasadniona, był przypadek, kiedy w 2010 r. libańska spółka Arak Corp. Chciała zarejestrować znak „KHORAN” dla napojów alkoholowych.
Amerykański urząd patentowy wskazał, że rejestracja takiego znaku towarowego mogłaby skłaniać jego odbiorców do deprecjacji islamu i nieposzanowania jego wyznawców. Pamela Geller nie zgadza się z decyzją i zapowiada odwołanie od niej. Aktywistka twierdzi, że jest to kolejny przejaw dyskryminacji obywateli USA ze względu na zbytnią delikatność w stosunkach z muzułmanami.
Szwajcarski producent zegarków Swatch Group usiłuje ostatnio wstrzymać próby technologicznego giganta Apple zarejestrowania znaku towarowego „iWatch”. Producent zegarków uważa, ze takie oznaczenie jest zbyt podobne do jego własnego znaku towarowego „iSwatch”, używanego dla zegarków z dotykowym ekranem. Swatch zgłosił sprzeciw wobec rejestracji znaku Apple w każdym kraju, w którym zgłoszenie zostało wniesione. Swatch twierdzi, że nie obawia się konkurencyjnego produktu Apple, ale chroni swój własny znak towarowy.
Nie jest to pierwszy spór, który wszczyna Swatch o znak towarowy. Znany producent zegarków ma już za sobą ośmioletni spór z belgijską firmą Ice-Watch. Swatch twierdził, że nazwa firmy może kolidować z jego znakiem towarowym „iSwatch” lub że konsumenci mogliby pomylić oznaczenie z nazwą „Ice-Swatch”. Strony finalnie zawarły ugodę w styczniu 2014.
Apple nie wypowiada się chwilowo ani na temat sporu, ani samego zegarka iWatch. Mówi się, że będzie w nim użyta technologia AMOLED (elastyczna aktywna matryca organiczna z diodami emitującymi światło), a wyświetlacze będą w dwóch rozmiarach , ale szczegóły nie zostały jeszcze publicznie potwierdzone.
Więcej...
Rosyjski biznesmen Ignat Iwanow złożył w maju 2014 r. wniosek o rejestrację znaku towarowego „mały zielony ludzik” w Federalnej Agencji do spraw Patentów i Znaków Towarowych (Rospatent). Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie kontekst sytuacyjny takiego sformułowania.
W następstwie gwałtownych starć w stolicy Ukrainy, Kijowie, w różnych regionach kraju zaczęli pokazywać się niezidentyfikowani uzbrojeni mężczyźni. Najpierw byli oni widoczni na Krymie, którego mieszkańcy rzekomo poparli niepodległość regionu od Ukrainy i przyłączenie się do Rosji w ramach referendum, które odbyło się w marcu. Zbrojni zostali uznani za członków rosyjskiego wojska, ale prezydent Władimir Putin powiedział, że byli oni członkami lokalnych "grup samoobrony", którzy stawiali opór władzy w Kijowie w lutym bieżącego roku.
Niezidentyfikowani bojownicy szybko zostali ochrzczeni "małymi zielonymi ludzikami", od koloru ich mundurów. W Rosji zaś takie uzbrojone postacie znane są jako "grzeczni ludzie", bo nie mówią o swoim pochodzeniu i wolą milczeć.
Czy poniekąd polityczny znak towarowy zostanie zarejestrowany – czas pokaże.
5 grudnia 2007 r. Joachim Wöhler złożył w Urzędzie Harmonizacji w ramach Rynku Wewnętrznego (OHIM) zgłoszenie wspólnotowego słownego znaku towarowego „Simca”, dla pojazdów lądowych, powietrznych i wodnych. 29 września 2008 r. GIE PSA Peugeot Citroën przedłożył wniosek o unieważnienie prawa do rzeczonego wspólnotowego znaku towarowego. Twierdził on, że Wöhler działał w złej wierze w chwili dokonania zgłoszenia do rejestracji kwestionowanego znaku towarowego. Jedynym bowiem celem owego zgłoszenia do rejestracji było uniemożliwienie spółce Citroën używania nazwy „simca” w celu sprzedaży towarów objętych zgłoszeniem, i to mimo że przysługiwało jej w odniesieniu do tej nazwy wcześniejsze prawo w stosunku do rzeczonego zgłoszenia. 29 kwietnia 2011 r. Simca Europe Ltd została wpisana do rejestru OHIM jako nowy właściciel kwestionowanego znaku towarowego.
Citroën jest właścicielem międzynarodowego znaku towarowego „SIMCA”, chronionego od 1959 r. między innymi w Niemczech, w Hiszpanii, w Austrii i w Beneluksie. Citroën podniósł, że mimo iż owe znaki towarowe nie były już używane w okresie ostatnich lat, jego prawa do znaków towarowych nie wygasły. Przypomniał, że „znany” znak towarowy dla pojazdu samochodowego „SIMCA” został utworzony już w 1934 r. przez francuskiego konstruktora samochodów. Wcześniejszy francuski znak towarowy został po raz pierwszy zgłoszony do rejestracji w 1935 r. i w 1978 r. został przejęty przez Automobiles Peugeot SA, która używała go w sposób intensywny na całym świecie, w tym w Europie.
Citroën podniósł także, że w 2008 r. dwukrotnie wezwał przeciwnika procesowego do rezygnacji z kwestionowanego znaku towarowego. W odpowiedzi dopuścił się on, jak twierdzi interwenient, „szantażu” w stosunku do niego, domagając się odszkodowania pieniężnego. Według spółki Citroën , zgłaszający dokonał zgłoszenia znaku towarowego w celu polepszenia swojej sytuacji finansowej poprzez wymuszenie, nie mając rzeczywistej woli używania rzeczonego znaku. Interwenient uważał, że chodziło o zwykły „spekulacyjny znak towarowy” lub „blokujący znak towarowy” także z uwagi na fakt, iż stosunek umowny między stronami zakończył się niedługo przed dokonaniem zgłoszenia rozpatrywanego wspólnotowego znaku towarowego.
25 stycznia 2011 r. Wydział Unieważnień OHIM oddalił w całości wniosek o unieważnienie prawa do znaku. Sprawa trafiła przed Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Trybunał stwierdził, że, zgłaszający zamierzał w rzeczywistości wykorzystać w sposób pasożytniczy renomę zarejestrowanych znaków towarowych spółki Citroën i czerpać z niej korzyści. Fakt, iż zgłaszający dokonał zgłoszenia kwestionowanego znaku towarowego do rejestracji pomimo swojej wiedzy na temat wcześniejszych znaków towarowych, i to bez uprzedniego złożenia wniosku o stwierdzenie wygaśnięcia prawa do znaku skierowanego przeciwko nim, świadczył, zdaniem Trybunału, o istnieniu złej wiary.
Co więcej, w celu uchylenia stwierdzenia istnienia złej wiary w dniu rejestracji nie można opierać się wyłącznie na fakcie, że wcześniejsze znaki towarowe nie były już używane. Zdaniem Trybunału, okoliczności niniejszej sprawy wykazują, że kwestionowane oznaczenie zostało umyślnie zgłoszone do rejestracji w celu wzbudzenia skojarzenia z wcześniejszymi znakami towarowymi oraz w celu czerpania korzyści z ich renomy na rynku samochodowym, wręcz nawet konkurowania z nimi, w sytuacji gdyby zostały one ponownie użyte przez spółkę Citroën w przyszłości.
W związku z tym, Simca Ltd przegrała sprawę przed Trybunałem Sprawiedliwości. Jak widać, knucie w złej wierze nie popłaca.
Joan Jett, amerykańska wokalistka okrzyknięta „królową rock ‘n rolla”, autorka hitu „I love Rock ‘n Roll”, zawarła niedawno ugodę z producentem odzieży, firmą Hot Topic, w sprawie naruszenia znaku towarowego. Chodzi o znak towarowy wytwórni Jett, „Blackheart Records”. Spółka Hot Topic używała jej, rzekomo bez zgody artystki, do oznaczania kolekcji bielizny.
Zgodnie z powództwem wniesionym przez Joan Jett w czerwcu 2013 r., Hot Topic początkowo używała znaku „Blackheart Records” na mocy zawartej zgodnie z prawem z artystką umowy. Znak był używany do oznaczania odzieży przez ponad 10 lat. Później jednak firma zaczęła używać znaku w stosunku do linii bielizny, o czym już nie było mowy w umowie. Takie działania, zdaniem Joan Jett, stanowiły nieuczciwą reklamę, wprowadzały konsumentów w błąd oraz były czynem nieuczciwej konkurencji. Według niej, było to również naruszenie znaku towarowego.
Firma Hot Topic oznajmiła w odpowiedzi, że znak był wykorzystywany w działaniach omówionych z wokalistką i otrzymywała ona rekompensatę w postaci części zysków ze sprzedaży koszulek z jej podobizną. Co więcej, producent odzieży twierdził, że Jett od lat nie używała w inny sposób swojego znaku towarowego.
Spór nie będzie jednak toczył się dalej. Strony doszły do porozumienia i w maju 2014 r. podpisały ugodę w sprawie.
Zaczęła się już wiosna, a wraz z nią sezon na owoce. Okazuje się, że również z oznaczaniem tego źródła witamin przedsiębiorcy mogą mieć problem.
Amerykański producent jabłek, Pink Lady America, zwrócił się przeciwko swojemu konkurentowi, ze względu na zbyt podobne oznaczanie tych owoców. PLA umieszcza na oferowanych przez siebie w handlu detalicznym jabłkach naklejkę z nazwą „Pink Lady”. Zdaniem firmy, jest to niepokojące, że w niektórych supermarketach wysokiej jakości jabłka „Pink Lady” są zastępowane przez jabłka oznaczone jako "Cripps Pink”, które mogą spełniać niższe standardy jakości . Co więcej, takie działania, zdaniem PLA, wykorzystują również jej nakłady na reklamę i wypromowanie na rynku marki jabłek „Pink Lady”.
Obie naklejki są bardzo podobne. Utrzymane są w niemal identycznej, czerwono-różowej kolorystyce, zaś z prawej strony mają „języczek” umożliwiający zerwanie naklejki z owocu.
Niepokój producenta jabłek jest w pełni zrozumiały. Znaki towarowe są bowiem używane do odróżnienia towarów na rynku, ale również do wypromowania dzięki temu danych towarów. Ze słów PLA wynika, że hurtownie, przez działania jej konkurentów, zamawiają często jabłka „Cripps Pink”, myląc je z jabłkami „Pink Lady”. To działa z kolei na niekorzyść PLA, która wypromowała na rynku konkretną odmianę jabłek, wykorzystując do tego wspomniany znak towarowy. LPA robi więc słusznie, nie bagatelizując działań konkurenta na jabłkowym rynku.