Prawo własności przemysłowej (400)
Niewiele jest osób, które nie lubią czekolady. Niektórzy jednak lubią ją za bardzo. Tak bardzo, że próbują nie do końca legalnie wykorzystać związany z popularną czekoladą znak towarowy.
Amerykański senator stanu Meryland, Steve Hershey, postanowił „pożyczyć” w swojej kampanii wyborczej znak towarowy popularnej w USA czekolady Hershey’s. Pomimo nazwiska, senator nie ma z właścicielami znaku towarowego żadnych powiązań, a o zgodę nawet nie zapytał. Pomimo to, Steve Hershey już w swojej kampanii z 2002 r. polityk wykorzystał plansze na ciemnobrązowym tle, z białym, prostym napisem „HERSHEY”. Dokładnie tak, przy użyciu tych samych kolorów i czcionki, wygląda opakowanie czekolady „Hershey’s” i jej znak towarowy. Kampania miała się jednak szybko zakończyć i HersheyChocolate Company postanowiła nie wszczynać sporu sądowego.
Steve Hershey poczuł się widać z tej przyczyny bezkarny, bo w 2010 r. znowu użył w kolejnej kampanii tej samej planszy i ulotek. Producent czekolady znowu poprosił go o zaprzestanie takich działań, choć zgodził się na wykorzystanie już wydrukowanych ulotek i plakatów, pod warunkiem niewykorzystywania ich nigdy więcej w przyszłości. Senator Hershey za nic jednak ma, jak widać, takie ostrzeżenia, ponieważ w tegorocznej kampanii po raz kolejny skorzystał z dokładnie takich samych materiałów promocyjnych. Tym razem jednak miarka się przebrała, a cierpliwość HersheyChocolate Company – skończyła. Spółka wniosła pozew do sądu przeciwko senatorowi o naruszenie prawa do znaku towarowego, dokonywanie czynów nieuczciwej konkurencji i nieuczciwą reklamę.
Senator tłumaczy się, że jego działania nie są związane ze sprzedażą, a więc nie naruszają praw do znaku towarowego. Sąd rozpatrujący w czerwcu 2014 r. jego sprawę nie zgodził się jednak ze StevemHersheyem. W wydanym wyroku stwierdził, że wskazane naruszenia faktycznie miały miejsce, a działania senatora mogły wprowadzić konsumentów w błąd, gdyż mogli oni uznać, że jego kampania sponsorowana jest przez HersheyChocolate Company. Jak widać – do trzech razy sztuka.
Znaki towarowe często służą przedsiębiorcom do zagwarantowania sobie, że nikt nie będzie próbował zarobić ich kosztem. Właściciele znaków o znacznej wartości finansowej mogą więc spać spokojnie, posiadając rejestrację, dzięki której będą mogli łatwo ścigać wszelkich naruszycieli ich prawa. Taką możliwość straciła w czerwcu 2014 r. jedna z bardziej znanych drużyn futbolowej ligi NFL, Redskins.
Nazwa „Redskins” (ang. czerwonoskórzy) zastrzeżona jako znak towarowy została uznana przez amerykański urząd patentowy za obraźliwą dla rdzennych Amerykanów. Walka o znak towarowy „Redskins”, zarejestrowany w 1967 r., toczyła się już od dawna. Zaangażowane są w nią również ruchy społeczne, zdaniem których nazwa jest obraźliwa, a znaki towarowe, które są obraźliwe, pogardliwe lub hańbiące, nie mogą być zarejestrowane. Pierwsza próba odebrania znakowi ochrony nie doszła jednak do skutku, ponieważ sąd rozpatrujący sprawę uznał, że roszczenie uległo przedawnieniu, jako że znak zarejestrowany został w latach 60., a tego typu wnioski powinny być składane niedługo po rejestracji znaku towarowego.
Jak widać, aktualna próba, rozpoczęta w 2006 r., jednak się powiodła. Sprawa, założona przez grupę rdzennych Amerykanów, nabrała też rozgłosu, a zaangażowany był w nią nawet sam prezydent USA, Barack Obama. Klub, założony w Bostonie, początkowo nazywał się „Braves”, co jest nazwą oznaczającą indiańskich wojowników, ale w 1937 r. jego nazwę zmieniono na „Redskins”. Nazwa ta nadal może być przez drużynę używana, jednak sportowcy będą mieli problem w dochodzeniu swoich praw, jeżeli ktoś z nimi niezwiązany postanowi na przykład wypuścić na rynek koszulki z nazwą drużyny. Posiadanie zarejestrowanego znaku towarowego znacząco ułatwia bowiem takie działania.
Nie od dziś wiadomo, że czas szybciej płynie przy dobrej muzyce. Ta reguła ma zastosowanie również podczas wizyty u kosmetyczki czy fryzjera. Nie wszyscy klienci zdają sobie jednak sprawę z faktu, że tego typu usługodawcy muszą odprowadzać do organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi odpowiednie opłaty za korzystanie z muzyki wykonywanej przez zrzeszonych w tych organizacjach artystów. Już od dawna przedsiębiorcy utyskują na taką konieczność, wysokość opłat oraz na komplikacje wynikłe z faktu, że ciągle nie ma jednej organizacji, która pobierałaby zunifikowaną opłatę.
Z takim systemem, podwyższającym koszt prowadzenia działalności gospodarczej, postanowił zawalczyć fryzjer z Wałbrzycha. Odmawiał on konsekwentnie uiszczania opłat wymaganych przez ZAiKS, największą organizację zbiorowego zarządzania. W związku z tym, ZAiKS wystąpił do sądu w Świdnicy. Fryzjer tłumaczył się, że odtwarzanie w salonie fryzjerskim muzyki nie ma wpływu na jakość wykonywanych tam usług. Zbierał też od swoich klientek pisemne oświadczenia, że nie słyszą one muzyki odtwarzanej w salonie lub nie zwracają na nią uwagi.
Sąd okręgowy nie zgodził się z fryzjerem, ale jego zdanie poparł w kolejnej instancji sąd apelacyjny. Sąd ten zwrócił uwagę na wcześniejsze orzecznictwo trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który w 2012 r. orzekł w podobnej sprawie, choć dotyczącej gabinetu dentystycznego, że tego typu mały przedsiębiorca nie ma obowiązku uiszczania opłat na rzecz organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi, jako że puszczanie muzyki w gabinecie dentystycznym nie jest jej publicznym odtwarzaniem. Krąg klientów dentysty jest bowiem ograniczony. Co więcej, dentysta nie zarabia na odtwarzanej muzyce, ponieważ nie ma ona wpływu na standard świadczonych usług. Sąd apelacyjny uznał więc, żer w przypadku niewielkiego salonu fryzjerskiego jest podobnie. Zdaniem sądu, sytuacja taka nie dotyczy już jednak, przykładowo, dużych sieci handlowych. Każda z takich spraw musi być wiec rozpatrywana indywidualnie.
ZAiKS martwi się teraz zapewne, że znajdzie się więcej przedsiębiorców gotowych walczyć o swoje, niechętnych uiszczaniu opłat za korzystanie z przedmiotów praw autorskich. Nie można bowiem wykluczyć, że takich spraw będzie w najbliższej przyszłości więcej.
Jeansy to jeden z najbardziej egalitarnych i najszerzej rozpowszechnionych rodzajów odzieży. Nic więc dziwnego, że kto może, próbuje na nich zarobić. Są to zarówno małe podmioty, jak też wielkie koncerny obecne na rynku od bardzo długiego czasu. Jednym z najstarszych i najbardziej popularnych producentem tych wielofunkcyjnych spodni jest firma Levi Strauss, występująca pod marką „Levi’s”.
Nad tylną kieszenią spodni Levi’s umieszczona jest skórzana plakietka z wizerunkiem dwóch koni odwróconych w przeciwne strony, pomiędzy którymi znajduje się pojedyncza para jeansów, która odróżnia spodnie tej marki od innych dostępnych na rynku. W czerwcu 2014 r. Levi Strauss skierowała do sądu pozew przeciwko firmie odzieżowej Stussy Onc., zarzucając jej naruszenie praw do znaku towarowego, którego przedmiotem jest ta właśnie plakietka. Wzór na niej zawarty używany jest od 1886 r. i stanowi zarejestrowany znak towarowy.
Stussy, działająca na rynku od lat 80., oferowała z bardzo podobna plakietka umieszczoną w tym samym miejscu. Wzór oferowany był również na koszulkach. Takie działania stanowiły, zdaniem Levi Strauss, naruszenie praw spółki, czyn nieuczciwej konkurencji i wprowadzenie konsumentów w błąd, gdyż mogliby oni pomyśleć, ze oba podmioty są handlowo powiązane.
Zdaniem pozywającej spółki, logo z końmi ma znaczny charakter odróżniający, zaś konsumenci kojarzą je z marką Levi’s. W związku z tym, Stussy mogła dzięki celowemu upodabnianiu elementów odzieży do oznaczeń Levi’s wykorzystywać renomę tej ostatniej dla nieuczciwego zwiększenia własnej sprzedaży.
Las Vegas to najbardziej znane miejsce na świecie związane z hazardem i kasynami. Mogłoby się wydawać, że w takim miejscu można myśleć tylko o brzęczących żetonach czy kolorowych drinkach, ale takie myśli chodzą raczej po głowie klientom kasyn, a nie ich właścicielom. Ich właściciele mają na głowie dużo poważniejsze problemy.
Problem na tle ochrony znaku towarowego ma aktualnie jedno z najbardziej znanych kasyn w Las Vegas, kasyno Sands. Las Vegas SandsCorporation wniosło w tym miesiącu pozew związany z naruszaniem praw do znaku towarowego. Chodzi o używanie na chińskim stronach internetowych samego znaku „Sands” albo jego tłumaczenia przy użyciu chińskiego alfabetu. Znak używany jest na wielu stronach internetowych, które przenoszą jednak ich użytkownika na jedna z dwóch innych stron. To na nich właśnie umożliwione jest korzystanie z usług kasyna on-line, które nie ma jednak nic wspólnego z oficjalną siecią Sands.
Co więcej, nawiązanie do znaku towarowego „Sands” nie jest przypadkowe. Na tych dwóch głównych stronach znajduje się bowiem w tle rysunek przedstawiający linię budynku Marina Bay Sands Hotel w Singapurze, należącego do Las Vegas SandsCorporation.
Pomimo raczej jasnego naruszenia, nie wiadomo, jak potoczą się dalsze losy pozwu. Sąd musiałby bowiem ustalić najpierw, kto tak naprawdę jest właścicielem stron, na których działają chińskie internetowe kasyna. Korzystają one bowiem z serwerów proxy, dzięki czemu trudno ustalić, gdzie rzeczywiście znajduje się serwer obsługujący te strony. Trudno więc ustalić, jaki miałby być wynik przeprowadzonego (jeśli w ogóle) procesu. Prawdopodobnie mogłoby się skończyć na usunięciu znaku ze stron lub zamknięcia całych stron.Dopóki jednak sąd nie zidentyfikuje naruszycieli, prawa Las Vegas SandsCorporation będą prawdopodobnie naruszane dalej.
Powszechnie wiadomo, że reklama jest dźwignią handlu. Szeroki wybór mediów, w tym mediów społecznościowych umożliwia wykorzystywanie nowych form reklamy. Takie nowe formy niosą jednak za sobą nowe zagrożenia. Widać to najlepiej w przypadku wyszukiwarek internetowych, które oferują reklamę w formie pozycjonowania stron dla danych haseł kluczowych. Taką usługą jest między innymi Google AdWords. Za oceanem jednak bardziej popularną wyszukiwarka jest Yahoo! Yahoo! Również oferuje odpłatne pozycjonowanie stron internetowych.
To właśnie płatne pozycjonowanie stron wykorzystywane jako reklama nierzadko sprawia problem przedsiębiorcom. Podczas wykupowania takiej formy reklamy nikt nie sprawdza bowiem, czy chętnemu przysługują prawa do oznaczenia, które ma być wykorzystywane jako słowo kluczowe. Nieuprawnione wykorzystywanie słowa kluczowego w pozycjonowaniu stron może stanowić naruszenie praw do znaku towarowego.
Spór powstały na tle takiego właśnie zagadnienia był niedawno rozstrzygany w USA, właśnie pomiędzy Yahoo! a sklepem internetowym parts.com oferującym części do samochodów. Parts.com pozwał Yahoo! o naruszenie właśnie takiego znaku towarowego, ze względu na umożliwianie innym podmiotom wykupowania w wyszukiwarce reklamy poprzez płatne pozycjonowanie na słowo kluczowe „parts.com”. Sklep uznał, że takie działanie narusza prawa do jego zarejestrowanego znaku towarowego.
Yahoo! broniło się, że znak „parts.com” nie powinien w ogóle zostać zarejestrowany, ponieważ nie ma on wystarczającego stopnia charakteru odróżniającego. Zdaniem Yahoo!, znak ma charakter opisowy, ponieważ „parts” to po prostu „części”.
Sąd nie zgodził się jednak z argumentami Yahoo! i uznał, że znak towarowy będący w posiadaniu sklepu z częściami samochodowymi jest wystarczający do uznania naruszenia ze strony wyszukiwarki. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny, Yahoo! może się więc jeszcze od niego odwołać. W orzecznictwie przeważa pogląd, iż takie działanie rzeczywiście stanowi naruszenie praw do znaku towarowego, a więc Yahoo! będzie mogło posiłkować się w walce jedynie argumentem, że znak „parts.com” nie powinien zostać zarejestrowany.
Co prawda smoki i inne wielkie, potworne jaszczury nie istnieją, ale za istnieją wielkie pieniądze, które można na nieistniejących jaszczurach zarobić. Do takiego wniosku doszli właściciele niewielkiego browaru z Nowego Orleanu. Na etykietach jednego z wytwarzanych i sprzedawanych piw umieścili oni wizerunek wielkiego, stojącego na dwóch łapach jaszczura, a piwo nazwali „Mechahopzilla”.
Takie działania nie spodobały się właścicielom japońskiego studia filmowego Toho, będącego właścicielem praw do filmów, których bohaterem jest inna wielka jaszczurka, Godzilla. Stwierdzili oni, ze zarówno postać smoka na etykiecie piwa, jak i sama nazwa trunku, zbytnio przypominają występującą kilkukrotnie w filmach o Godzilli postać sobowtóra jaszczura, Mechagodzilli. Zarówno nazwa, jak i wizerunek filmowego potwora są bowiem zarejestrowanymi na rzecz studia znakami towarowymi.
Sprytny browar musiał więc zmienić nazwę piwa, które teraz nazywać się ma po prostu „Mecha”. Na etykietach alkoholowego napoju będzie mógł co prawda pozostać wizerunek wielkiego jaszczura, ale po zmianach zaakceptowanych przez japońskie studio filmowe.
Nie jest to pierwszy przypadek, kiedy podmiot niezwiązany ze studiem Toho próbował zarobić na jego znakach towarowych. Toho prowadzi aktualnie na całym świecie ponad 30 spraw o naruszenie znaków towarowych związanych z postacią filmowej Godzilli.
Czekolada to jedna z najbardziej popularnych kulinarnych przyjemności na świecie. W związku z ogromnym wyborem czekoladowych słodyczy, ich producenci chcą jak najbardziej wyróżnić swój produkt na rynku. Dlatego też bardzo pilnują, aby nikt bez zezwolenia nie korzystał z ich znaków towarowych. Chętnych do takiego procederu jednak – niestety – nie brakuje.
Amerykański producent znanej marki czekolady Hershey’s wytoczył ostatnio działa przeciwko opakowaniom oryginalnych słodyczy Reefer’s Cups twierdząc, że opakowania te są zbyt podobne do jej własnych produktów, Reese’s Cups. W czerwcu 2014 r. Hershey’s wniosła do sądu powództwo o naruszenie znaku towarowego i dokonywanie czynów nieuczciwej konkurencji.
Hershey’s Co jest twórcą kultowych amerykańskich słodyczy, takich jak cukierki Reese’s Peanut Butter Cups, które są bardzo szeroko promowane. Teraz z popularności tych słodyczy postanowił skorzystać producent Reefer’s Cups, cukierków czekoladowych z ... marihuaną. Oferowane są one w stanach, w których marihuana stała się niedawno legalna, a więc w Waszyngtonie i w Kolorado. Zdaniem Hershey’s, upodabnianie czekoladek dla specyficznej klienteli do jej flagowego produktu narusza prawa do znaku towarowego i nadszarpuje renomę marki.
Zdaniem spółki której zależy, aby jej znaki towarowe reprezentowały poziom jakości i niezawodności, stosowanie oznaczeń podobnych do znaków towarowych Hershey’s, i to na tak oryginalnym produkcie, bez zezwolenia, będzie miało negatywny wpływ na reputację Hershey’s. Konsumenci mogą bowiem skojarzyć czekoladki zawierające szkodliwe dla zdrowia substancje ze słodyczami oferowanymi przez Hershey’s. Dlatego też firma wniosła o zaprzestania sprzedaży danych produktów, zniszczenie ich zapasów, materiałów reklamowych oraz o odszkodowanie.
Czy katolicy mogą zarejestrować krzyż jako znak towarowy? A żydzi gwiazdę Dawida?
Oczywiście nie, ponieważ symbole tych tysiącletnich religii są mocno zakorzenione w domenie publicznej. Ale co w przypadku nowszej wiary, założonej w czasach bardziej solidnych zabezpieczeń własności intelektualnej?
Ten problem jest sednem debaty dziejącej się aktualnie w Teksasie, gdzie Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, powszechnie zwany mormonami, toczy walkę prawną z właścicielem witryny randkowej Mormon Match, dotyczącą użycia słowa "Mormon" w domenie internetowej. Intellectual Reserve Inc., spółka holdingowa mormonów posiada bowiem znaki towarowe "Księga Mormona", "Mormon.org", "Mormon Tabernacle Choit", "Kościół Mormona" i "rękodzieło mormonów".
Zdaniem właściciela witryny randkowej, nazwa tej usługi po prostu opisuje to, co robi –łączenie w pary mormonów. Znaki towarowe mają być zaś wykorzystywane do ochrony przed nieuczciwą konkurencją, a nie aby zdławić małą firmę lub kontrolować język.
Inaczej myśli rzecznik kościoła, co stwierdził w oświadczeniu dla ABC News. Jego zdaniem, ffirma próbuje podstępnie wykorzystać dla zysku nazwę kościoła i jego obraz w celu promocji produktu, który nie ma powiązania z kościołem.
To nie jest pierwszy raz, kiedy mormoni zatrudniają prawników do walki o znak towarowy. W 2007 r. kościół uniemożliwił kawiarni w stanie Utah używanie podobizny anioła Moroni, którego pomnik stoi na szczycie wielu świątyń mormonów, w reklamach prasowych.
Trudno więc powiedzieć, czy takie zachowanie to jeszcze ochrona konkretnego wyznania, czy już działania biznesowe.
Dbanie o zdrowie i dobrą kondycję robi się coraz bardziej modne i jest to trend godny pochwały. Popularne staje się zarówno ćwiczenie ciała wysiłkiem fizycznym, jak i zapewnianie organizmowi zbilansowanej diety opartej na zdrowych produktach. Twórcy wszelakich technologii, w tym technologii mobilnych, chcą nam w tej walce o zdrowy tryb życia dopomóc, a przy okazji zarobić trochę pieniędzy.
Jednym z ulepszeń nowego systemu operacyjnego Apple, iOS8 jest zestaw oprogramowania, który ma na różne sposoby pomagać w utrzymaniu zdrowego trybu życia. Można w nim znaleźć funkcje dbające o regularność i jakość odżywiania, mierzące czas i poziom snu czy regularność zażywania lekarstw. Moduł „Health”, bo tak nazywa się ten element oprogramowania, może być też wzbogacany przez aplikacje dostarczane przez firmy zewnętrzne. Cały taki pakiet promowany jest jako „HealtKit”.
W tym miejscu zaczyna się problem, ponieważ używając nazwy „HealthKit” spółka Apple nie pomyślała, żeby sprawdzić, czy ktoś już wcześniej nie wpadł na taki pomysł. Jak się okazuje, „HealtKit” to istniejący znak towarowy zarejestrowany na rzecz firmy tworzącej oprogramowanie do najnowszych wersji Windows. Firma ta nazywa się bowiem właśnie HealtKit i posiada nawet domenę internetową healtkit.com. najwyraźniej Apple uznał, że jego pomysł będzie z pewnością pierwszy, skoro jest tak innowacyjną firmą. Prezes HealthKit skarży się zaś, że przez takie działanie Apple link do jego strony internetowej spada w wynikach wyszukiwania Google.
Raczej mało prawdopodobne jest, aby HealthKit pozwoliła używać Apple swojego znaku towarowego. Gigant komputerowy będzie więc musiał prawdopodobnie zacząć szukać innej nazwy.
Więcej...
Już niedługo rozpocznie się jedno z najbardziej oczekiwanych przez wszystkich fanów sportu wydarzeń, Mistrzostwa Świata w piłce nożnej, które odbędą się w Brazylii. Wraz z rosnącym znaczeniem praw autorskich, znaków towarowych i innych praw własności przemysłowej organizatorzy imprez sportowych przejmują się nie tylko ich wynikami finansowymi i oglądalnością, ale też ewentualnymi naruszeniami tych praw.
FIFA, organizator Mundialu, również bardzo przejęła się prawną ochroną organizowanego w czerwcu i lipcu 2014 r. wydarzenia. Jeszcze przed rozpoczęciem mistrzostw organizacja przesłała do wielu podmiotów oferujących usługę streamingu, a więc nadawania obrazu na żywo, pismo, w którym wyraża żądania związane z ochroną jej praw autorskich oraz znaków towarowych. Konkretnie, FIFA podaje w piśmie dla ułatwienia terminy wszystkich zaplanowanych meczów i żąda, aby podmioty oferujące streaming zwróciły uwagę, czy korzystający z ich serwisów użytkownicy nie nadają nielegalnie meczów rozgrywanych w ramach Mundialu. Prawa do oficjalnych transmisji zapewnione są bowiem tylko tym podmiotom, które opłaciły u FIFA taką możliwość. W razie zauważenia takich działań, właściciele serwisów mieliby usuwać takie transmisje bez żadnych dodatkowych wezwań ze strony FIFA.
Co więcej, organizator mistrzostw chce również, aby właściciele serwisów umożliwiających nielegalne nadawanie meczów Mundialu udostępnili firmie NetResult, współpracującej z tą sportową organizacją, narzędzia odpowiednie do usuwania transmisji w streamingu.
W razie, gdyby wezwani właściciele stron nie chcieli współpracować w żądany sposób z FIFA, organizator mistrzostw grozi im odpowiedzialności karną i cywilną.
Jak widać, w sporcie chodzi nie tylko o gorące emocje, ale też o związane z dużymi pieniędzmi, chłodne kalkulacje.
W każdym języku istnieje wiele słów, które w pewnym okresie są popularne, a później stają się archaizmami i są zapominane. Niektóre z nich jednak wracają do mody i – co ciekawe – może się o nie toczyć spór przed sądem, i to o niemałe pieniądze.
Taka sytuacja ma miejsce w przypadku słowa „cinkciarz”. Jest to potoczne określenie osoby, która za czasów PRL prowadziła nielegalny obrót walutami. Cinkciarz.pl to jednocześnie nazwa polskiej spółki prowadzącej kantor internetowy, jak również nazwa samej domeny cinkciarz.pl, na której funkcjonuje kantor. Pod koniec 2013 r. spółka wdała się w spór z Currency One S.A.,właścicielem dwóch innych dużych kantorów internetowych, InternetowyKantor.pl i walutomat.pl. Spółka Curency One wykorzystywała jako słowo kluczowe do reklamy w internecie określeń „cinkciarz” i „cinkciarz.pl”. Były one wykorzystywane w ramach reklamy Google AdWords w pozycjonowaniu stron internetowych obu kantorów Currency One. Takie działanie nie spodobało się spółce Cinkciarz.pl, która posiada na te określenia znaki towarowe. Spółka wniosła więc pozew przeciwko konkurentowi, oskarżając go o naruszenie praw do znaków towarowych oraz o dokonywanie czynów nieuczciwej konkurencji. Spółka żąda też odszkodowania w wysokości 500 000 zł.
Co ciekawe, pomimo udzielenia przez sąd zakazu używania słów kluczowych na czas trwania postępowania przed sądem, Currency One nadal stosuje nieuczciwą reklamę internetową. Ten rodzaj reklamy uważany jest w prawie za nieuczciwy, ponieważ może wprowadzić w błąd klientów poszukujących usług lub towarów danego przedsiębiorcy, Wpisują oni bowiem w wyszukiwarkę internetową słowa kluczowe określające konkretnego przedsiębiorcę lub jego produkty, a jako wynik wyszukiwania pojawiają mu się strony zupełnie innych przedsiębiorców z nim niepowiązanych. W tej sprawie chodzi również o naruszenie znaków towarowych, których rejestracja daje ich właścicielowi prawo ich wyłącznego używania dla danych usług czy towarów.
Spór pomiędzy internetowymi kantorami być może rozwiąże się w lipcu. Na ten miesiąc jest bowiem wyznaczona rozprawa przed sądem.
Ikea jest jednym z najbardziej znanych sklepów z wyposażeniem wnętrz, który ma bardzo wielu miłośników, przyciąganych zarówno miłym dla oka wyglądem mebli, jak i raczej niewygórowanymi cenami. Szwedzka sieć sklepów, choć kreuje się na przyjazną dla klientów, nie zawsze jednak postępuje zgodnie z własnymi zasadami.
Jules prowadzi bloga Ikeahackersnet.com, na którym od 2006 r. pokazuje, jak można w ciekawy sposób przerobić lub udoskonalić meble z Ikei. Początkowo umieszczała na nim tylko własne pomysły, jednak z czasem, kiedy blog zyskał popularność, trafiają na niego także pomysły innych ludzi. Nawet blogowy pseudonim założycielki bloga pochodzi z jednaj z kolekcji Ikei. Na początku blog znajdował się na platformie blogowej blogspot, potem został przeniesiony na zakupioną przez Jules domenę.
O blogu dowiedziała się również Ikea. Właścicielom sieci sklepów nie spodobały się jednak działania Jules. Wystosowali do Jules pismo, w którym nakazali jej zaprzestanie korzystania z domeny Ikeahackersnet.com i przeniesienie praw do adresu internetowego na nich, ze względu na naruszenie praw do znaku towarowego „IKEA”. Kiedy blogerka nagłośniła sprawę, po kilkumiesięcznych rozmowach sieć wyposażenia wnętrz zmieniła zdanie. Ikea pozwoliła Jules dalej korzystać z domeny, zakazała jednak zarabiania na niej poprzez umieszczanie na blogu reklam.
Finalnie spór został jednak całkowicie rozwiązany. Sieć Ikea najwyraźniej stwierdziła, że jej dotychczasowe postępowanie kłóci się z wizerunkiem firmy jako przyjaznej klientom, gdyż nie tylko pozostawiła blogerce domenę, ale i pozwoliła na dalsze umieszczanie na blogu reklam.
Marka Nokia to jedna z najbardziej znanych marek na rynku telefonów komórkowych. Niedawno dział mobilny skandynawskiej firmy został przejęty przez giganta na rynku komputerowym, koncern Microsoft. Kilka miesięcy temu były prezes Nokii oznajmił, iż znany znak towarowy zniknie ze smartfonów produkowanych już przez Microsoft. Teraz wychodzą jednak na jaw nowe informacje, które przewidują zgoła inne losy tej znanej marki.
Okazuje się, że Microsoft Mobile Oy został powołany wyłącznie do scalenia obu wielkich firm i nie będzie używany jako nowa marka. Rzeczywiście, rezygnowanie z popularnego znaku towarowego o dużej wartości i rozpoznawalności na rzecz nowej marki, o której nie wiadomo, jak się wypromuje, nie wydaje się dobrym pomysłem.
Obecnie Microsoft rzekomo finalizuje negocjacje dotyczące licencji na używanie znaku towarowego „Nokia” na wytwarzanych i oferowanych przez siebie urządzeniach. Znak miałby być używany w formie „Nokia by Microsoft”. Co więcej, być może promowana od jakiegoś czasu przez Microsoft marka „Surface” zostanie zastąpiona należącym do Nokii znakiem towarowym „Lumia”.
Takie działania wydają się ze strony Microsoftu w pełni zrozumiałe. Dużo prościej bowiem wykorzystywać znane już na rynku znaki towarowe, które wykształciły sobie pewną renomę i popularność wśród konsumentów, niż budować markę zupełnie od podstaw.