Prawo własności przemysłowej

Prawo własności przemysłowej (400)

poniedziałek, 28 wrzesień 2015 18:28

Australijskie G do góry nogami

Napisał

Dwie luksusowe marki związane z modą i najnowszymi trendami nie szczędzą energii na walki o prawa do znaków towarowych. Mowa o włoskim domu mody – Gucci, który stwierdził naruszenie swojego prawa do zarejestrowanego znaku towarowego przez amerykańską firmę Guess. Cała sprawa dotyczyła literki „G”, kojarzonej i rozpoznawanej wśród klientów z logiem luksusowej marki Gucci, która była również wykorzystywana do sygnowania kolekcji obuwia przez konkurencyjną firmę – Guess.

Oczywiście, sprawa trafiła do sądu. Firma Gucci w 2009 r. złożyła pozwy do sądów we Francji, USA, Włoszech i Chinach, zarzucając spółce Guess czyn nieuczciwej konkurencji i używanie zastrzeżonego znaku towarowego, w szczególności charakterystycznego „G” umieszczanego na obuwiu pochodzącym z ich kolekcji. Spółce Guess zarzucono nie tylko naruszenie prawa do znaku towarowego, ale również podrabianie elementów kojarzonych z Gucci. Jakiś czas później pozew został również złożony w Australii.

Wbrew oczekiwaniom domu mody Gucci, spory trwają lub zostały zakończone z różnym skutkiem. W 2012 r. zakończyła się nowojorska sprawa, w której wyroku sąd uznał roszczenia powoda, zobowiązując Guess do zapłaty odszkodowania. Natomiast sąd mediolański orzekł rok później na korzyść marki Guess, nakazując jednocześnie unieważnienie kilku włoskich znaków towarowych zastrzeżonych przez dom mody Gucci, w tym charakterystyczny symbol podwójnego „G”. Sąd argumentował swoją decyzję powszechnością podobnego znaku w przemyśle modowym.

Jesienią 2015 r. zakończyła się zaś australijska część sporu. Tym razem batalię o podobne znaki towarowe znowu wygrał Gucci. Australijski sąd stwierdził, że znaki towarowe obu projektantów mody są zbyt podobne i mogą wprowadzać konsumentów w błąd. Oba składają się bowiem z odwróconych (do siebie lub od siebie) liter G, z których jednak jest „do góry nogami”. Sędzia rozpatrujący sprawę wskazał, że użycie znaku o bardzo podobnej koncepcji może wskazywać na gospodarcze powiązania domów mody, co nie jest prawdą.

piątek, 25 wrzesień 2015 18:25

Polityka znaków towarowych

Napisał

W USA trwa ciągle prezydencka batalia o wyborców. Jednym z kandydatów jest kontrowersyjna postać  - miliarder Donald Trump, startujący z ramienia Partii Republikańskiej. Zapatrzony w siebie polityk, oskarżany często o rasizm i ksenofobię, nie chce się pogodzić z krytyką i usiłuje wykorzystać do jej uciszenia znaki towarowe.

Kandydatowi na prezydenta USA nie spodobała się strona internetowa stoptrump.com, na której oferowane są przeróżne gadżety, w tym kubki i koszulki z hasłem zawartym w domenie tej strony lub z „wierszykiem” Donald is dumb, stop Trump (ang. Donald jest głupi, powstrzymajcie Trumpa) Jego prawnicy wysłali więc do właścicieli strony internetowej długie pismo, w którego treści twierdzili, że nazwisko „Trump” stanowi zarejestrowany w różnych konfiguracjach znak towarowy, a jego użycie niezgodnie z wolą właściciela jest naruszeniem prawa. W piśmie stwierdzono również, że wykorzystywanie znaku towarowego „Trump” w tak prześmiewczy sposób, w jaki czynią to właściciele strony internetowej stoptrump.com, może negatywnie wpływać na wartość tego znaku. Póki co, właściciele strony niezbyt przejęli się całą sprawą i nadal sprzedają upolitycznione gadżety zgodne z ich wizją.

Co ciekawe, w przypadku ewentualnego sporu sądowego Trump miałby prawdopodobnie małe szanse na wygraną. W amerykańskim prawie znaków towarowych dozwolone jest bowiem ich wykorzystywanie przez osoby trzecie niebędące właścicielami tych znaków w celu przedstawienia krytyki, w tym przypadku – krytyki polityki i wypowiedzi Donalda Trumpa. Działania prowadzone na stronie stoptrump.com nie są więc z tego punktu widzenia bezprawne.

Choć nie powinno tak być, nie wszystkie decyzje urzędów przyznających prawa do znaków towarowych są słuszne. Do usuwania takich wadliwych decyzji z obrotu prawnego służy instytucja unieważnienia prawa do znaku towarowego. Jej stosowanie należy jednak dogłębnie przemyśleć, ponieważ użyta pochopnie może zostać uznana za nadużycie prawa. Tak wielokrotnie rozstrzygał Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

Co ciekawe, z orzecznictwa Trybunału wynika, ze takim działaniem nie jest sytuacja, w której podmiot dąży do unieważnienia praw do znaku towarowego, aby później móc używać go samemu.  To, że wnioskujący o unieważnienie prawa do znaku może złożyć swój wniosek w celu późniejszego umieszczenia przedmiotowego oznaczenia na swych towarach, odpowiada właśnie ogólnemu interesowi dostępności i swobodnego używania chronionemu w przepisach, a nie monopolizowaniu znaku. Wnioskujący o unieważnienie prawa do znaku może złożyć swój wniosek w celu późniejszego umieszczenia przedmiotowego oznaczenia na swych towarach i odpowiada to właśnie ogólnemu interesowi dostępności i swobodnego używania chronionemu w przepisach, a nie monopolizowaniu znaku. W konsekwencji, tego rodzaju okoliczność nie może w żadnym wypadku stanowić nadużycia prawa.

Co więcej, nawet przy założeniu, iż wniosek o unieważnienie prawa do znaku stanowi część globalnego planu konfrontacyjnej strategii handlowej obejmującej również metody nieuczciwej konkurencji, wykreślenie z rejestru mającego charakter opisowy lub pozbawionego charakteru odróżniającego znaku towarowego jest konsekwencją prawną nałożoną odpowiednimi przepisami, a właściciel tego znaku nie uzyskuje prawa do utrzymania w mocy jego rejestracji ze względu na fakt, że wnioskujący o unieważnienie prawa do znaku popełnia ponadto czyny nieuczciwej konkurencji.

środa, 23 wrzesień 2015 20:39

Miś - naruszyciel

Napisał

Producent popularnych wyrobów czekoladowych Lindt po ponad trzech latach sporu z wytwórcą żelków Haribo może odetchnąć z ulgą. Przyczynił się do tego wyrok niemieckiego Trybunału Federalnego.

Haribo, producent znanych na całym świecie żelków, posiadający od 1975 r. prawo ochronne na słowny znak towarowy „Goldbären” ("złoty miś") pozwał kilka lat temu innego giganta z rynku słodyczy, spółkę Lindt, gdyż dostrzegł wśród produktów szwajcarskiego konkurenta czekoladowego misia owiniętego w złoty papierek, sprzedawanego pod nazwą „Gold Teddy”. Niewiele znaczył fakt, że Lindt specjalnie nie użył nazwy „złoty miś” by nie naruszać praw konkurencji, ani nie wkraczał na intratny żelkowy rynek – Haribo uznało, iż jego prawa zostały naruszone, gdyż postać „Gold Teddy” jest bezprawnym użyciem słownego znaku towarowego, w postaci ucieleśnienia jego werbalnego znaczenia.

Co ciekawe, w 2012 r. Sąd Okręgowy w Kolonii wydał wyrok po myśli króla rynku żelków– zgodnie z jego tezą można naruszyć zarejestrowany słowny znak towarowy produkując konkretne przedmioty, będące „materialną prezentacją” zastrzeżonego słowa.

Sąd uznał, że produkt Lindta może wprowadzić potencjalnego klienta w błąd, gdyż dobra renoma Haribo, budowana przez wiele lat, sprawia iż „złoty miś” może kojarzyć się jedynie z popularnymi żelkami.

We wrześniu 2015 r. Trybunał Federalny zmienił jednak zaskarżony przez Lindta wyrok. Uznał, że sprzedaż czekoladowych figurek w kształcie niedźwiedzia opakowanych w złotą folię i owiązanych czerwoną wstążką nie stanowi naruszenia praw do słownego znaku towarowego. Misie z czekolady i kolorowej żelatyny mogą więc, ku niezadowoleniu Haribo, funkcjonować obok siebie na rynku.

wtorek, 22 wrzesień 2015 20:36

Bardzo opłacalny patent

Napisał

Nikt nie lubi chorować, koncerny farmaceutyczne ciągle pracują więc nad udoskonalaniem już istniejących lekarstw i wymyślaniem nowych. Nie jest to jednak proste, ze względu na wysokie koszty badań. Nie każde badania owocują bowiem rezultatem w postaci działającego leku. Niektóre, ze względy na bezskuteczność lub zbyt poważne działania uboczne, nigdy nie pojawiają się na rynku. Chcąc finansować dalsze badania, firmy farmaceutyczne podwyższają  czasem ceny leków już będących na rynku. Mogą też zapewnić sobie wyłączność na sprzedaż danego leku, jeżeli uzyskają na niego patent, a wtedy kształtowanie cen jest w zasadzie dowolne.

Rzadko jest to jednak podwyżka na taką skalę, na jaką podrożał właśnie lek oferowany pod nazwą Daraprim, stosowany w przypadku toksoplazmozy. Prawa patentowe do leku zostały zakupione od ich dotychczasowego właściciela przez Turing Pharmaceuticals. Prezesem spółki jest Martin Shkreli, giełdowy spekulant, oskarżony w poprzedniej spółce, w której pracował, o fałszowanie rozliczeń z firmami konsultingowymi. Po zmianie właściciela patentu zmieniła się cena za tabletkę Daraprimu – z 13,5 dolara na 750.

Amerykańskie środowisko medyczne jest oburzone. Lek stał się bowiem zbyt drogi dla większości pacjentów, których na niego nie stać, a to będzie prowadzić do opóźnień w leczeniu. Shkreli broni się, że  lek i tak był rzadko używany, a jego wpływ na cały system opieki zdrowotnej - znikomy. Twierdzi też, że chce użyć pieniędzy uzyskanych dzięki podwyżce cen na opracowanie lepszych metod leczenia toksoplazmozy z mniejszą liczbą skutków ubocznych.

W takich sytuacjach widać, jak ważne jest często uzyskanie praw z patentu. Właściciel patentu staje się bowiem monopolistą na rynku i może ustalać ceny swojego produktu niemal dowolnie.

poniedziałek, 21 wrzesień 2015 17:22

Przeszkoda w rejestracji pokonana

Napisał

Znaki towarowe są zazwyczaj rejestrowane bezproblemowo, jeżeli nie istnieją znaki wcześniejsze, które mogłyby stanąć na ich drodze. Czasem jednak zdarza się, że zaistnieje przeszkoda, która znacznie utrudni uzyskanie rejestracji.

Taki pech spotkał jakiś czas temu giganta na rynku odzieży i obuwia sportowego, spółkę Adidas. Chciała ona zarejestrować na terytorium USA oznaczenie „Adizero” jako znak towarowy. Oznaczenie to jest przez spółkę wykorzystywane między innymi dla bardzo lekkich, profesjonalnych sportowych butów. Okazało się jednak, że znak ten jest zbyt podobny do znaku „Ad A Zero”, którego właścicielem była chrześcijańska wspólnota Christian Faith Fellowship Church. Oznaczenie to było umieszczane na koszulkach, które były sprzedawane w sklepie prowadzonym przez wspólnotę. Z tego względu amerykański urząd patentowy nie chciał dokonać rejestracji na rzecz Adidasa.

Rynkowy gigant postanowił więc unieważnić oznaczenie, które przeszkadzało mu w dokonaniu rejestracji jego praw. Spółka twierdziła, że wykorzystywanie znaku na koszulkach sprzedawanych w małej ilości nie spełnia kryteriów używania znaku towarowego wymaganych przez amerykańską ustawę regulującą prawo znaków towarowych, Lanham Act.

Urząd patentowy w końcu zgodził się z Adidasem i unieważnił znak wspólnoty Christian Faith Fellowship Church. Przeszkoda do rejestracji oznaczenia „Adizero” została usunięta.

piątek, 18 wrzesień 2015 18:41

Brak jednolitości stanowisk

Napisał

W Unii Europejskiej ciągle trwają prace dążące do wprowadzenia w życie jednolitego patentu europejskiego. Wielu polskich przedsiębiorców obawia się, że patent ten pomoże gigantom technologicznym w monopolizacji rynku innowacji technicznych. Na razie nie trzeba się jednak obawiać konsekwencji wprowadzenia jednolitego patentu europejskiego. Przed wprowadzeniem planów w życie pozostanie odpowiedni czas na dostosowanie się do nowych założeń wszystkich zainteresowanych. Przewidywany okres przejściowy to 12 lat. Czas ten ma pozwolić na ewentualne poprawki w przypadku, gdyby rozwiązania patentu jednolitego okazały się naruszać prawo.

Niewiadoma jest też kwestia utworzenia w Polsce oddziału sądu patentowego. Dzięki temu, przedsiębiorcy z Polski nie musieliby udawać się do Monachium, gdzie będzie główna siedziba sądu orzekającego w sprawach wynikłych na tle jednolitego patentu europejskiego.

W założeniu jednolity patent europejski ma ułatwić procedury zgłoszeń patentowych na terenie Unii Europejskiej. Wystarczy złożyć jeden wniosek, w jednym z trzech języków: angielskim, niemieckim lub francuskim. Po jego udzieleniu, patent obowiązywałby wtedy na terytorium wszystkich krajów, które przystąpią do porozumienia o jego utworzeniu. Gotowy dokument patentowy tłumaczony będzie na wszystkie trzy oficjalne języki procedury, a także na inne języki, ale już za pomocą automatycznego tłumacza. Koszt całej procedury szacowany jest przez Komisję Europejską na około 6 tysięcy euro.

Przedsiębiorcy obawiają się między innymi tego, że przeszukując bazę patentów, będą musieli porównywać dokumenty po angielsku, niemiecku lub francusku, gdyż zazwyczaj jakość tłumaczeń automatycznych pozostawia wiele do życzenia.

Porozumienie wejdzie w życie, jeśli zostanie ratyfikowane przez co najmniej 13 państw członkowskich i będzie obowiązywać wyłącznie na terytorium tych państw.

czwartek, 17 wrzesień 2015 16:47

Podobieństwo czy przypadek?

Napisał

Wydawać by się mogło, że zazwyczaj to raczej mniejsi przedsiębiorcy usiłują – czasem nieuczciwie – uszczknąć odrobinę sławy i popularności od swoich znacznie większych konkurentów. Tym razem wygląda jednak na to, że gigant na rynku fast foodów mógł się mniej lub bardziej zainspirować stylistyką mniejszej firmy.

Od dawna znana na rynku sieć McDonald’s traci ostatnio na popularności, próbuje więc aktualnie dostosować się do rosnących oczekiwań swoich klientów. Tym ostatnim nie wystarcza bowiem standardowa oferta. Przyzwyczajeni są do wielu możliwości wyboru, którą dają im inni restauratorzy. Dlatego też McDonald’s testuje obecnie usługę, która ma polegać na udostępnieniu klientom sieci możliwości skomponowania swojej własnej kanapki z wielu dostępnych składników. Usługa ta nazywa się „Create your taste” (ang. stwórz swój smak) i stała się przedmiotem wielu kontrowersji. Jak się okazuje – również na tle znaków towarowych.

Logotyp nowej usługi składa się z białego napisu wkomponowanego w czarne koło, obwiedzione również na biało. Problem polega na tym, że bardzo podobne oznaczenie jest używane przez polską sieć restauracji z burgerami, Bobby Burger. Restauracja ta działa też na bardzo podobnych zasadach – oprócz gotowej oferty klient może sam skomponować pożądaną kanapkę. Właściciela Bobby Burgera dziwi jednak pomysł, że międzynarodowa sieć miałaby kopiować małego konkurenta z Polski.

McDonald’s twierdzi zaś, że wszelkie podobieństwa są przypadkowe, a w polskim Urzędzie Patentowym nie ma zarejestrowanych znaków towarowych, które ich oznaczenie mogłoby ewentualnie naruszać.

wtorek, 15 wrzesień 2015 22:18

Urzędowa wojna o torebki

Napisał

30 października 2006 r. dom mody Yves Saint Laurent dokonał w Urzędzie Harmonizacji Rynku Wewnętrznego (OHIM) zgłoszenia wzoru wspólnotowego damskiej torebki. 3 kwietnia 2009 r. H&M Hennes & Mauritz BV & Co. KG złożyła do OHIM wniosek o unieważnienie prawa do zakwestionowanego wzoru na podstawie tego, iż zakwestionowany wzór miał być pozbawiony indywidualnego charakteru, ze względu na wcześniej istniejący wzór.

Zarówno wniosek, jak i odwołanie od niego, zostały oddalone. Izba Odwoławcza zbadała indywidualny charakter zakwestionowanego wzoru. Uznała ona, że poinformowanym użytkownikiem wspomnianego wzoru jest poinformowana kobieta interesująca się torebkami jako potencjalna użytkowniczka. Zdaniem Izby dwa rozpatrywane wzory miały wspólne cechy, w szczególności górne kontury i rączki w kształcie pasków przytwierdzonych do korpusu torebki za pomocą wzmocnionego nitami systemu pierścieni, lecz różnice co do kształtu, struktury i wykończenia powierzchni grały decydującą rolę w całościowym wrażeniu wywoływanym przez te produkty. W tym względzie Izba Odwoławcza uznała, że stopień swobody twórcy jest duży, lecz w niniejszym przypadku nie zaciera on z punktu widzenia poinformowanej użytkowniczki istotnych różnic co do kształtu, struktury i wykończenia powierzchni, którymi odznaczają się te dwie torebki. Sprawa trafiła przed Sąd UE, który 10 września 2015 r. wydał wyrok.

Sąd przypomniał, że wzór wspólnotowy jest uznawany za posiadający indywidualny charakter, jeśli całościowe wrażenie, jakie wywołuje na poinformowanym użytkowniku, różni się od wrażenia, jakie wywiera na tym użytkowniku wzór, który został wcześniej udostępniony publicznie. Im większa jest swoboda twórcy przy opracowywaniu wzoru, tym rzadziej niewielkie różnice między kolidującymi ze sobą wzorami wystarczają do wywołania u poinformowanego użytkownika odmiennych całościowych wrażeń. W dziedzinie artykułów związanych z modą, takich jak torebki, zakres swobody twórcy jest duży.

Czynnik dotyczący swobody twórcy nie może sam warunkować oceny indywidualnego charakteru wzoru, lecz że jest on natomiast elementem, który należy wziąć pod uwagę przy tej ocenie. Wspomniany czynnik jest czynnikiem, który pozwala osłabić ocenę indywidualnego charakteru zakwestionowanego wzoru, nie zaś autonomicznym czynnikiem określającym, jak różne muszą być dwa wzory, aby któryś z nich miał indywidualny charakter.

poniedziałek, 14 wrzesień 2015 14:59

Daimler obszedł się smakiem

Napisał

Niektórzy przedsiębiorcy w chęci bronienia swojej własności intelektualnej brną dużo dalej, niż własna branża. Czasami jednak takie zbyt dalekie wycieczki mogą nie przynieść spodziewanych rezultatów. Przekonał się o tym niedawno producent luksusowych samochodów, koncern Daimler.

Daimler sprzeciwiał się rejestracji na terytorium Nowej Zelandii znaku towarowego firmy SANY, produkującej maszyny budowlane. SANY powstała w Chinach w 1989 r. i zajmuje się produkcją maszyn budowlanych, między innymi walców drogowych, koparek, pomp hydraulicznych, autobusów i samochodów. Flagowym towarem Daimlera są zaś wysokiej jakości samochody oferowane pod marką Mercedes-Benz. Koncern uznał, że oznaczenie SANY zbytnio przypomina jego własny znak towarowy, złożony z trójramiennej gwiazdy wpisanej w okrąg. Daimler wskazywał w sprzeciwie, że podobieństwo oznaczeń może wprowadzać przeciętnego konsumenta w błąd.  

Sąd rozpatrujący sprawę nie zgodził się jednak z argumentami Daimlera. Stwierdził, że pomimo podobnego konceptu obu znaków towarowych są one jednak na tyle różne, aby nie spowodować konfuzji konsumentów, tym bardziej, że dotyczą one towarów o bardzo wysokiej cenie lub specjalistycznych. Ich nabywcy poszukują więc ofert konkretnej marki i nie są podatni na wprowadzenie w błąd ze względu na podobieństwo znaków towarowych.

Daimlerowi nie udało się więc zmonopolizować wizerunku trójramiennej gwiazdy dla własnych celów.