Prawo własności przemysłowej (400)
Znaki towarowe to zazwyczaj elementy słowne lub graficzne, lub ich połączenie, którymi oznaczane są towary lub usługi danego przedsiębiorcy. Czy znakiem towarowym może być jednak projekt wyglądu sklepu? Twierdzącą odpowiedź na to pytanie bardzo chciała uzyskać spółka Apple, która toczyła o to sądowy bój przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
10 listopada 2010 r. Apple uzyskała od United States Patent and Trademark Office (amerykańskiego urzędu patentowego i znaków towarowych) rejestrację trójwymiarowego znaku towarowego przedstawiającego w formie kolorowego rysunku – w szczególności stalowoszarego i jasnobrązowego – jej sztandarowe sklepy w odniesieniu do „usług handlu detalicznego dotyczących komputerów, oprogramowania komputerowego, urządzeń peryferyjnych, telefonów przenośnych, elektroniki użytkowej i akcesoriów oraz związanych z nimi pokazów towarów”.
Następnie Apple przedstawiła wniosek o rozszerzenie terytorialne ochrony wynikającej z rejestracji międzynarodowej owego znaku towarowego. Ów wniosek o rozszerzenie terytorialne ochrony został zaakceptowany w niektórych państwach, jednak w innych odmówiono udzielenia ochrony.24 stycznia 2013 r. odmówiono udzielenia ochrony temu trójwymiarowemu międzynarodowemu znakowi towarowemu na terytorium Niemiec ze względu na to, że przedstawienie powierzchni przeznaczonych do sprzedaży towarów przedsiębiorstwa nie jest niczym innym niż przedstawieniem istotnego aspektu działalności handlowej owego przedsiębiorstwa. O ile konsument może wprawdzie postrzegać zagospodarowanie takiej powierzchni jako wskazówkę co do wartości i kategorii cenowej towarów, o tyle nie może on pojmować takiego zagospodarowania jako wskazówki co do ich pochodzenia. Ponadto, zdaniem niemieckiego urzędu, powierzchnia sprzedażowa przedstawiona w niniejszym wypadku nie odróżnia się wystarczająco od sklepów innych dostawców produktów elektronicznych.
Apple wniosła skargę na decyzję o odmowie udzielenia ochrony. Rozpatrujący spór sąd nie był jednak pewny, czy ochrona w odniesieniu do „opakowania towaru” może obejmować również oprawę stanowiącą ucieleśnienie usługi (przedstawienie materializujące usługę), w związku z czym zwrócił się z tym pytaniem do Trybunału Sprawiedliwości, który 10 lipca 2014 r. wydał wyrok w sprawie.
Trybunał stwierdził, że rysunki, w tym przestrzenne, zalicza się do kategorii oznaczeń, które można przedstawić w formie graficznej.Z powyższego wynika, że przedstawienie takie jak to rozpatrywane w postępowaniu, które obrazuje zagospodarowanie powierzchni sprzedażowej za pomocą zbioru linii, konturów i form, może stanowić znak towarowy, pod warunkiem że umożliwia odróżnienie towarów lub usług przedsiębiorstwa od towarów lub usług innych przedsiębiorstw.
Zdaniem trybunału, przedstawienie zagospodarowania powierzchni sprzedażowej w formie rysunku także może umożliwiać odróżnianie towarów lub usług przedsiębiorstwa od towarów lub usług innych przedsiębiorstw. Wystarczy wskazać w tym względzie, że nie można wykluczyć, iż zagospodarowanie powierzchni sprzedażowej, które jest obrazowane przez takie oznaczenie, pozwoli zidentyfikować towary lub usługi – w odniesieniu do których wniesiono o rejestrację – jako pochodzące z danego przedsiębiorstwa. Trybunał zaznaczył jednak, iż sama możliwość rejestracji takiego planu jako znaku towarowego nie przesądza automatycznie o posiadaniu przez dany plan charakteru odróżniającego. To należy bowiem badać w każdym przypadku osobno.
Podsumowując, przedstawienie w formie zwykłego rysunku bez wskazania rozmiaru ani proporcji zagospodarowania powierzchni sprzedażowej towarów może być zarejestrowane jako znak towarowy w odniesieniu do usług polegających na świadczeniach związanych z owymi towarami, jednak niestanowiących integralnej części ich wprowadzenia do obrotu, pod warunkiem że umożliwia ono odróżnienie usług zgłaszającego od usług innych przedsiębiorstw.
Pomimo co jakiś czas powtarzanych informacji o kryzysie, globalny konsumpcjonizm ma się ciągle dobrze. Sprzedawcy, którzy chcieliby, aby ich klienci kupowali więcej i więcej dobrze wiedzą, że nic tak nie podnosi sprzedaży, jak opatrzenie danego towaru nazwiskiem lub wizerunkiem gwiazdy.
To samo przyszło najwyraźniej do głowy gwieździe pop z Barbadosu, Rihannie. Latem 2014 r. zarejestrowała ona dla kosmetyków, akcesoriów, odzieży i obuwia znak towarowy „Fenty”. Może niewiele osób o tym wie, ale jest to prawdziwe nazwisko popularnej piosenkarki. Nie wiadomo co prawda, czy Rihanna zarejestrowała swoje nazwisko jako znak towarowy, aby zniechęcić ewentualnych oszustów do oferowania towarów nim opatrzonych, czy planuje sama wypuścić autorską kolekcję ubrań lub kosmetyków, tak czy inaczej był to jednak mądry ruch. Być może gwiazda nauczyła się ochrony swoich praw w praktyce, gdyż w 2013 r. wygrała rozpoczęty przez nią spór sądowy o nieuczciwe wykorzystanie wizerunku z firmą TopShop, która sprzedawała bez jej zgody koszulki z jej podobizną.
Gdyby Rihanna chciała oferować odzież lub kosmetyki o nazwie „Fenty”, z pewnością nie byłaby nowicjuszką na tym rynku. Gwiazda współpracowała już bowiem z różnymi firmami, projektując dla nich odzież lub kosmetyki sprzedawane w liniach oznaczonych jej pseudonimem. Taka współpraca łączyła ją już między innymi z siecią odzieżową River Island oraz z producentem kosmetyków do makijażu MAC. Gdyby piosenkarka chciała rozpocząć taką działalność na własny rachunek, oryginalny znak towarowy już ma.
Reklama jest dźwignią handlu, ale nawet tak silna dźwignia może się czasem zepsuć.
Rosyjski haker od co najmniej dwóch lat zarabiał na oszukiwaniu zarówno osób korzystających z płatnej formy reklamy, AdWords, jak i samo Google. AdWords to płatna usługa Google polegająca na pozycjonowaniu stron dla wyników wyszukiwania danego słowa kluczowego. Rosjanin stworzył serwis GoodGoogle, który miał w dość nieuczciwy sposób pomagać przedsiębiorcom reklamującym się za pomocą Google AdWords. Po dokonaniu wpłaty w elektronicznej walucie na rzecz GoodGoogle przez danego klienta, uruchomiony miał zostać algorytm przesuwający w dół konkurencyjne wobec klienta reklamy, co miało mu zapewnić pierwsze miejsce w wynikach wyszukiwania. Za 100 USD usługa miała trwać przez 24 godziny wobec od trzech do dziesięciu konkurentów, zaś za opłatą 1000 USD można było rzekomo uzyskać usługę nielimitowaną na miesiąc.
Oczywiście, po dokonaniu wpłaty żadna usługa nie miała miejsca. GoodGoogle miał być tylko maszyną do wyłudzania pieniędzy. Co ciekawe, Google, który ma bardzo czułe algorytmy wyszukujące wszelkie naruszenia, przez cały ten czas nie wykrył działalności GoodGoogle, mimo że „firma” korzystała z poczty Google, Gmail, oraz reklamowała się poprzez filmiki na należącym do Google YouTube. Naciągającą klientów pseudo-firmę wykrył przypadkiem ekspert od zabezpieczeń on-line. Zgłosił już fakt jej istnienia do Google, a więc dni GoodGoogle są najpewniej policzone.
Trudno będzie jednak ustalić tożsamość rosyjskiego hakera odpowiadającego za całe zamieszanie, gdyż w swojej działalności korzystał on z hakerskiej sieci komputerów (ang. botnet).
Kiedy oglądalność programów telewizyjnych spada na łeb, na szyję, w rankingach popularności królują seriale. Wiele serii ma swoich zagorzałych fanów, którzy nie przegapiają ani jednego odcinka i emocjonują się coraz to nowszymi perypetiami sowich ulubionych bohaterów. Jednym z popularnych seriali dla młodzieży i nie tylko jest „Glee”. Ten produkowany przez amerykańską FOX TV serial opowiada o szkolnym chórze, którego członkami są najmniej popularni członkowie licealnej społeczności. Niespodziewanie, chór zaczyna odnosić spektakularne sukcesy.
Bardzo prawdopodobne jest, że pomimo swojej popularności, serial będzie musiał mieć w Wielkiej Brytanii zmienioną nazwę. Jest to wynik sporu o znak towarowy „Glee”, który został wszczęty przez właściciela kilku lokali o nazwie „Glee Club” w Birmingham, Nottingham, Oxford i Cardiff. Właściciel lokali posiada znak towarowy „The Glee Club” zarejestrowany na terytorium Wielkiej Brytanii od 1999 r. Nie podobało mu się, że jego klienci mogą pomyśleć, iż należące do niego lokale powiązane są z serialem „Glee”, którego najwyraźniej nie jest wielkim fanem. W związku z tym, Wniósł on do brytyjskiego sądu sprawę o naruszenie znaku towarowego.
Rozpatrujący spór sąd zasądził na rzecz właściciela The Glee Club 100 000 funtów odszkodowania oraz nakazał wytwórni FOX zmianę tytułu serialu nadawanego w Wielkiej Brytanii. Na szczęście dla telewizji FOX, wykonalność wyroku została wstrzymana do czasu wniesienia przez nią apelacji i rozstrzygnięcia wyroku przez sąd apelacyjny. W przypadku przegranej FOXTV będzie musiała nieźle nagłowić się, jak na nowo nazwać popularny już serial.
Potrawy bez przypraw nie mają smaku, dlatego ich szczypta zawsze się przydaje. Niektórzy preferują nawet bardzo ostre potrawy. Ostrości nie zabrakło również sporowi toczącemu się latem 2014 r. przed czeskim sądem.
Przedmiotem konfliktu były opakowania dwóch przypraw – chorwackiej Podravki i polskiego Kucharka. Oba są w kolorze jaskrawoniebieskim, ze zbiorem warzyw na pierwszym planie oraz postacią wąsatego, starszego kucharza. Podravka jest produktem bardzo popularnym na czeskim rynku. Polski produkt, wytwarzany przez Grupę Prymat, trafił tam zaś za pośrednictwem czeskiej spółki Pekny-Unimex. Zdaniem czeskiego oddziału spółki produkującej Podravkę, Podravka-Lagris, opakowania polskiej przyprawy zbytnio przypominały jej chorwacki odpowiednik oferowany na czeskim rynku, co stanowiło czyn nieuczciwej konkurencji. Produkt miał także naruszać znak towarowy „Podravka”, ze względu na podobieństwo elementów graficznych.
W wyroku wydanym w sprawie przez czeski sąd uznano, iż Opakowania Kucharka rzeczywiście nazbyt przypominają opakowania towaru konkurenta. Sąd nakazał więc Grupie Prymat zmianę opakowań produktów przeznaczonych na czeski rynek. I rzeczywiście, od niedawna szata graficzna torebek Kucharka różni się od wcześniejszej wersji. Co prawda, opakowania nadal są niebieskie, ale warzywa na nich ułożone są już w trochę innej konfiguracji, a kucharz – wyraźnie młodszy i pozbawiony wąsów.
Takie zmiany nie satysfakcjonują jednak Podravki. Spółka twierdzi, że Kucharek nadal zbytnio przypomina produkty konkurenta. Bardzo więc prawdopodobne, że Podravka odwoła się od wydanego wyroku.
Co wspólnego mają paliwo i hamburgery? Z pozoru wydawałoby się, że niewiele, jednak w zakresie znaków towarowych okazuje się, że takie połączenie może istnieć.
W lipcu 2014 r. zakończył się spór prowadzony przez nowojorskim sądem, dotyczący ewentualnej rejestracji znaku towarowego „BioMcDiesel”. Znak został zgłoszony przez dystrybutora paliwa, Joela D. Josepha. Jego rejestracji natychmiast sprzeciwiła się sieć barów McDonald’s. Sieć twierdziła, że taki znak mógłby wywoływać w konsumentach wrażenie, iż łączą go w jakiś sposób powiązania handlowe z McDonald’s, co nie jest prawdą.
Sąd rozpatrujący sprawę przychylił się do twierdzeń potentata restauracyjnego. Stwierdził, iż McDonald’s posiada bardzo rozbudowaną rodzinę znaków towarowych rozpoczynających się przedrostkiem „Mc”, tak zwany „McJęzyk”. W skład tej rodziny wchodzą różnorodne znaki, począwszy od nazw potraw, takich jak „McMuffin”, po znaki „McPool” czy „McScholar”. Klienci na całym świecie łączą przedrostek „Mc” z placówkami McDonald’s. Zdaniem właściciela sieci tych popularnych restauracji, przeciętny konsument mógłby więc odnieść wrażenie, że znak „BioMcDiesel” również należy do tego zbioru. Póki co, McDonald’s co prawda nie sprzedaje paliwa, ale bary tej marki od lat znajdują się w pobliżu stacji benzynowych. Zdaniem sądu, jest to istotna zależność. Co więcej, sąd uznał, że pozostałe elementy słowne znaku nie mają same w sobie wystarczającej zdolności odróżniającej.
To nie pierwszy raz, kiedy McDonald’s twardo broni renomy swoich znaków towarowych. W przeszłości burgerowy gigant sprzeciwił się skutecznie między innymi rejestracji znaków „McSweet” dla puszkowanych warzyw czy „Happy Kids” dla przetworów warzywnych (ze względu na podobieństwo do znaku „Happy Meal”).
Jako znak towarowy najczęściej rejestruje się słowo lub element graficzny. Możliwe jest jednak zarejestrowanie również innego sposobu oznaczenia produktu lub usługi, nawet w postaci koloru, dźwięku lub zapachu. Te ostatnie rejestracje są jednak skomplikowane pod względem prawnym, gdyż dość trudne jest udowodnienie charakteru odróżniającego takiej nieoczywistej cechy. Chodzi bowiem o to, aby oznaczenie zarejestrowane jako znak towarowy łączyło w głowach konsumentów to oznaczenie z konkretnym przedsiębiorcą. A o ile sloganów czy grafik można wymyślić bardzo, bardzo wiele, tak kolorów jest w sumie znacznie bardziej ograniczona liczba.
O rejestracje takiego specyficznego znaku towarowego w postaci koloru stara się właściciel stacji paliw BP. Chodzi konkretnie o używany dla tych stacji odcień zielonego, Pantone 348C. BP rejestrowała swoje znaki w różnych miejscach, z różnymi rezultatami, jednak od 2002 r. spółka nie może sobie poradzić z australijskim urzędem patentowym. BP ciągle dostaje w tym temacie decyzje odmowne. Do wydawania takich właśnie decyzji przyczynia się dom towarowy Woolworths. Jaki sprzeciwiająca się rejestracji spółka ma w tym interes? Przede wszystkim, Woolworths wydał niedawno ogromne pieniądze na zmianę logo i jego reklamę, a nowe jest w bardzo podobnym odcieniu zieleni, jak kolor, który chce zarejestrować BP. Co więcej, Woolworths ma powiązania handlowe z siecią stacji benzynowych Caltex. W żywotnym interesie spółki jest więc, aby BP nie dostała rejestracji wybranego przez siebie koloru jako znaku towarowego.
Nie wszyscy przedsiębiorcy mają jednak takiego pecha w kwestii rejestracji kolorów jako znaków towarowych. Popularnym znakiem jest kolor fioletowy, który zarejestrowały zarówno Cadburys dla czekolady, jak i Whiskas dla kociej karmy. Czerwony to kolor zarezerwowany dla podeszw butów na rzecz Christiana Laboutin, zaś australijska poczta zarezerwowała sobie konkretny odcień żółtego.
Pomimo słońca świecącego za oknem, nawet latem można mieć gorszy dzień. A mało co tak poprawie w nieciekawy dzień humor, jak słodkie łakocie.
Z jednymi z najpopularniejszych na polskim rynku słodyczy związana jest decyzja Urzędu Patentowego RP wydana 30 czerwca tego roku. Jej przedmiotem jest znak towarowy „Ptasie Mleczko”. Oznaczenie puszystej waniliowej pianki oblanej czekoladą miało bowiem burzliwe dzieje.
Ptasie Mleczko powstało jako efekt podróży Jana Wedla po Francji. Cukiernik poszukiwał tam nowych delicji, które mogłyby zachwycić polskich smakoszy. Z zagranicznych wojaży Wedel przywiózł pomysł na charakterystyczną słodką kostkę w czekoladzie. Swój wytwór Wedel nazwał początkowo „Ptasim Mlekiem”, a później „Ptasim Mleczkiem” i to ta druga nazwa bardziej przyjęła się na rynku. Oba warianty Wedel zarejestrował jako znaki towarowe, a ich ochronę uzyskał w 1936 r. Dziesięć lat później ochrona znaku została przedłużona na kolejne dziesięciolecie. Po drugiej wojnie światowej, w czasach PRL, Zakłady Wedla zostały jednak upaństwowione, a ich nazwa zmieniona na „22 Lipca”. O dalszej ochronie popularnego oznaczenia w roku 1965 nikt nie pomyślał.
Pomimo zmian ustrojowych, słodka pianka w czekoladzie cieszyła się niesłabnącą popularnością. Postanowili na tym skorzystać inni producenci, a rynek zalała fala „Ptasiego Mleczka” produkowanego przez najróżniejsze firmy. W międzyczasie dawne Zakłady Wedla przechodziły z rąk do rąk, aż stały się spółką Lotte Wedel. Spółka ta usiłowała zarejestrować znak „Ptasie Mleczko” w polskim Urzędzie Patentowym, ten jednak odmawiał, twierdząc, że przez lata nazwa ta nabrała charakteru opisowego i nie nadaje się już do oznaczania towarów konkretnego wytwórcy. Jednym słowem, Urząd uznał, że „ptasie mleczko” to po prostu rodzaj cukierka – pianki w czekoladzie. W 2003 r. Lotte Wedel udało się jednak zarejestrować „Ptasie Mleczko” jako wspólnotowy znak towarowy, na ternie Unii Europejskiej, której Polska nie była jeszcze wówczas członkiem. W związku z tym, Lotte Wedel nadal usiłowała dostać ochronę polską.
W 2006 r. spółka wniosła krajowe zgłoszenie, co do którego Urząd nadal miał wątpliwości. Zarejestrowanych było bowiem wiele znaków towarowych zawierających element słowny „ptasie mleczko”. Spółka zaczęła jednak sukcesywnie wygaszać i unieważniać prawa innych przedsiębiorców, aż w czerwcu 2014 r. doprowadziła do upragnionej rejestracji na swoją rzecz. Wszystkie inne „mleczka” pozmieniały więc nazwy, z „ptasiego” na „rajskie”, „alpejskie” bądź jeszcze inne.
Lotte Wedel cieszy się więc słodkim zwycięstwem, a konsumenci – słodkim smakiem Ptasiego Mleczka.
Produkty do pielęgnacji i stylizacji włosów to bardzo rozwinięta gałąź rynku, przynosząca ich producentom ogromne dochody. Nic dziwnego wiec, że firmy kosmetyczne rejestrują znaki towarowe dla swoich kosmetyków niemal hurtowo, a potem pilnie ich strzegą.
W czerwcu 2014 r. zakończył się trwający kilkanaście miesięcy spór pomiędzy kosmetycznym gigantem, znaną chyba każdemu spółką Avon, a Moroccanoil, producentem kosmetyków opartych na oleju arganowym. Spółki pokłóciły się o oznaczenia dotyczące stałej w ofercie Avonu serii „AdvanceTechniques”, w której pojawiły się kosmetyki zawierające właśnie olej arganowy. Moroccanoil nie podobało się, że szata graficzna oraz oznaczenia produktów zbytnio, jej zdaniem, nawiązują do znaków towarowych jej produktów. Spółka złożyła więc wnioski o unieważnienie ochrony znaków towarowych Avon. W odwecie, Avon zgłosił sprzeciwy wobec nowo zgłoszonych znaków towarowych Moroccanoil. Sprawa toczyła się już nie tylko przed urzędami rejestrującymi znaki towarowe, ale otarła się również o sądy. Taki spór mógłby trwać na pewno jeszcze znacznie dłużej, ale obie spółki postanowiły pójść nie tylko po rozum do głowy, ale i na ugodę.
Szczegóły ugody są tajne, ale rzecznicy obu spółek twierdzą, że są one zadowolone z wypracowanego rozwiązania. Wiadomo jedynie, że sprawy sądowe zostaną zakończone ugodowo, a wnioski i sprzeciwy dotyczące znaków towarowych – wycofane. Jak widać, nawet w tak trudnych sprawach, i to toczących się o duże pieniądze, można uzyskać kompromis.
Co robić w wolnym czasie? Jest wiele możliwości: można oglądać telewizję, można też czytać książki lub korzystać z gier i aplikacji. Ale o wolny czas można się też pokłócić, i to całkiem poważnie. To właśnie o znak towarowy „FreeTime” (ang. wolny czas) posprzeczały się dwa duże podmioty działające na rynku rozrywkowym.
W czerwcu 2014 r. Freesat, brytyjska spółka oferująca internetowy dostęp do telewizji cyfrowej, powiązana z BBC i ITV, wniosła powództwo przeciwko amerykańskiemu gigantowi sprzedaży internetowej, Amazonowi. Freesat w 2011 r. zarejestrował w Wielkiej Brytanii znaki towarowe „FreeTime” oraz „Free Time”. To na podstawie tych znaków spółka dochodzi rzekomego naruszenia swoich praw. Amazon używa bowiem oznaczenia „KindleFreeTimeUnlimited”, dla oznaczenia pakietu usług oferowanych na czytnik Kindle, dzięki któremu jego użytkownik może korzystać z różnorodnych publikacji i aplikacji.
To właśnie takie użycie znaku nie spodobało się brytyjskiej spółce. Twierdzi ona, że zainwestowała w kanał FreeTime ponad 5,5 mln funtów, w tym na reklamę, wobec czego wykorzystywanie identycznego oznaczenia przez Amazon stanowi nieuczciwe wykorzystywanie popularności tego oznaczenia. Problem polega jednak na tym, że Amazon również posiada prawo do znaku towarowego „Free Time”, gdyż w 2013 r. taki znak został zarejestrowany na rzecz sprzedażowego giganta w Urzędzie Harmonizacji Rynku Wewnętrznego.
Spółkom nie pozostaje nic innego, jak określić strefy wpływów lub w inny sposób dogadać się co do używania feralnego znaku towarowego.
Więcej...
Gwałtowny rozwój mediów społecznościowych zdecydowanie ułatwił wielu przedsiębiorcom propagowanie ich towarów czy usług. Nigdzie bowiem, ani poprzez telewizję, a tym bardziej poprzez inne nośniki reklamy, nie da się tak szybko porozumieć z potencjalnym klientem. Jednak beztroskie używanie cudzych znaków towarowych na tego typu portalach, takich jak Facebook czy Twitter, może prowadzić do ich przypadkowych naruszeń.
Oznaczanie lub wykorzystywanie znaków towarowych innych przedsiębiorców również może stanowić naruszenie prawa do znaku towarowego. Przykładowo, firma oznaczona przez kogoś innego w poście na Facebooku niekoniecznie może sobie życzyć takiej reklamy. Co więcej, wykorzystywanie bez zgody uprawnionej osoby jej nazwiska, pseudonimu, wizerunku (a więc również i zdjęcia) może też stanowić naruszenie dóbr osobistych. Wrzucając twity lub posty łatwo można się zapomnieć, a to może prowadzić do konsekwencji prawnych. Przedsiębiorca oznaczający w swoich postach na Facebooku konkurenta może zostać posądzony przykładowo o nieuczciwą reklamę, która stanowi czyn nieuczciwej konkurencji.
Jako przykład takiej sytuacji można podać zdarzenie, które miało miejsce podczas rozgrywających się właśnie Mistrzostw Świata w piłce nożnej. Brazylijska firma odzieżowa Rio Blue Man umieściła na swoim facebookowym profilu zdjęcie zawodnika reprezentacji Brazylii, Neymara, ubranego w koszulkę tej marki. Krótko po umieszczeniu zdjęcia na Facebooku z producentem odzieży skontaktowała się FIFA. Organizacja zażądała usunięcia zdjęcia ze względu na naruszenie regulaminu mistrzostw, który zabrania w czasie ich trwania reklamowania przez zawodników innych znaków towarowych, niż znaki oficjalnych sponsorów zawodów.
Należy się więc bardzo pilnować, aby nie zagubić się zbytnio w gąszczu prawno-reklamowej, społecznościowej dżungli.
Jedną z głównych przesłanek możliwości rejestracji oznaczenia jako znaku towarowego jest posiadanie przez niego charakteru odróżniającego. Może on być nabyty również w wyniku używania. Problematycznymi w tej kwestii oznaczeniami są pojedyncze kolory. Kolor był również przedmiotem interesującego wyroku Trybunału Sprawiedliwości z 19 czerwca 2014 r.
DeutscherSparkassen- undGiroverband (DSGV) w dniu 7 lutego 2002 r. złożył wniosek o rejestrację znaku towarowego w postaci bezkonturowego koloru czerwonego w odniesieniu do szeregu towarów i usług.
4 września 2003 r. Deutsches Patent- undMarkenamt (niemiecki urząd ds. patentów i znaków towarowych) odrzucił wniosek. DSGV wniósł sprzeciw od tej decyzji i ograniczył wniosek o rejestrację do określonych usług.28 czerwca 2007 r. DPMA uchylił zaskarżoną decyzję na tej podstawie, że w związku z przedstawioną ekspertyzą w odniesieniu do usług objętych jeszcze wnioskiem o rejestrację należy przyjąć, że znak towarowy uzyskał renomę w kręgu odbiorców. W rezultacie, znak towarowy został zarejestrowany w odniesieniu do usług zasadniczo odpowiadającym różnym usługom finansowym banku obsługującego klientów detalicznych.
15 stycznia 2008 r. Oberbank wystąpił z wnioskiem o unieważnienie prawa do analizowanego znaku towarowego, twierdząc w szczególności, że nie uzyskał on charakteru odróżniającego w następstwie używania. DSGV zakwestionował ten wniosek.16 czerwca 2009 r. DPMA odrzucił wniosek o wykreślenie, uznawszy, że choć zakwestionowany znak towarowy nie ma w istocie charakteru odróżniającego, to jednak uzyskał taki charakter w następstwie używania, jak na to wskazują wyniki badania opinii wśród odbiorców, które przedstawiały wynik 70% rozpoznawalności.
Oberbank wystąpił do sądu odsyłającego ze skargą o stwierdzenie nieważności tej decyzji i unieważnienie prawa do analizowanego znaku towarowego. Przed sądem odsyłającym Oberbank podnosił brak charakteru odróżniającego tego znaku. DSGV zażądał oddalenia skargi i przedłożył – odnośnie do kwestii uzyskania przez ten znak charakteru odróżniającego w następstwie używania – inne wyniki badania opinii przeprowadzone w czerwcu 2011 r. Sprawa trafiła przed Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, jako że sąd rozpatrujący sprawę miał wątpliwość, jaki procent rozpoznawalności jest wystarczający (w przedmiotowym przypadku, czy wystarcza 70%).
W rozpatrywanej sprawie Trybunał przypomniał, że sam kolor może w pewnych okolicznościach stanowić znak towarowy, niemniej jednak ogólna zdolność danego oznaczenia do tego, aby mogło stać się znakiem towarowym, nie przesądza jednak, że oznaczenie ma charakter odróżniający.
Zgodnie z utrwalonym orzecznictwem charakter odróżniający znaku towarowego, niezależnie od tego, czy znak towarowy posiada samoistny charakter odróżniający, czy też uzyskał go w następstwie używania, należy oceniać po pierwsze w odniesieniu do towarów lub usług, dla których stanowi oznaczenie, oraz po drugie w odniesieniu do przypuszczalnego sposobu postrzegania znaku towarowego przez zainteresowany krąg odbiorców, czyli przeciętnego konsumenta danej kategorii towarów lub usług, który jest właściwie poinformowany, dostatecznie uważny i rozsądny.
Jeżeli zaś chodzi o nabycie charakteru odróżniającego w wyniku używania, w ramach tej oceny można wziąć pod uwagę w szczególności udział tego znaku w rynku, intensywność, zasięg geograficzny i długość okresu używania tego znaku towarowego, wysokość związanych z jego promocją nakładów przedsiębiorstwa, odsetek zainteresowanego kręgu odbiorców, który dzięki temu znakowi rozpoznaje towar jako pochodzący z określonego przedsiębiorstwa, opinie izb handlowych i przemysłowych oraz innych stowarzyszeń zawodowych, a także sondaże opinii publicznej.
Może się jednak okazać, że sposób postrzegania przez zainteresowany krąg odbiorców niekoniecznie jest jednakowy w przypadku każdej z kategorii znaków towarowych i że w związku z tym stwierdzenie charakteru odróżniającego w odniesieniu do znaków towarowych należących do pewnych kategorii może się okazać trudniejsze niż w odniesieniu do znaków towarowych należących do innych kategorii. Tymczasem, kryteria oceny charakteru odróżniającego znaku towarowego w postaci bezkonturowego koloru, tym kryterium uzyskania w następstwie używania charakteru odróżniającego, nie różnią się od kryteriów stosowanych do innych kategorii znaków.
Z powyższego wynika, że nie można wskazać w sposób ogólny, np. poprzez odwołanie się do określonego odsetka dotyczącego poziomu rozpoznawalności znaku towarowego w danym kręgu odbiorców, kiedy znak towarowy uzyskał charakter odróżniający w następstwie używania i że nawet w odniesieniu do znaków towarowych w postaci bezkonturowego koloru, takich jak znak będący przedmiotem postępowania głównego, i nawet gdy wyniki badania opinii mogą stanowić część elementów pozwalających na ocenę, czy taki znak towarowy uzyskał charakter odróżniający w następstwie używania, wynik takich badań opinii nie może stanowić jedynego determinującego elementu pozwalającego na wniosek co do istnienia charakteru odróżniającego uzyskanego w następstwie używania.
Trybunał uznał finalnie, iż prawo wspólnotowe stoi na przeszkodzie wykładni prawa krajowego, zgodnie z którą w postępowaniach, w których podnoszona jest kwestia, czy znak towarowy w postaci bezkonturowego koloru uzyskał charakter odróżniający w następstwie używania, konieczne jest we wszystkich przypadkach, aby przeprowadzone wśród konsumentów badanie opinii wykazało poziom rozpoznawalności tego znaku towarowego wynoszący co najmniej 70%.
Walki o naruszenie znaku towarowego prowadzone są zazwyczaj w tych samych lub podobnych sektorach gospodarki. Zdarza się jednak, że naruszenia dotyczą podmiotów o działalności zupełnie ze sobą niezwiązanej. Taka sytuacja miała miejsce latem 2014 r., kiedy to amerykański browar Full SailBrewing oskarżył o naruszenie praw do znaku towarowego… kancelarię prawną.
Full SailBrewing produkuje między innymi piwo Session Lager. Dla tego piwa browar posiada zarejestrowany znak towarowy przedstawiający kształt diamentu w czerwonym kolorze, obwiedziony na szaro, w środku którego czarną kursywą znajduje się napis „Session Lager”. Kancelaria oskarżona o naruszanie znaku towarowego nazywa się zaś Session Law, od nazwiska jej założyciela, Bena Sessions. Browar twierdzi, że używanie przez prawnika takiej nazwy może wprowadzać przeciętnego konsumenta w błąd, gdyż mógłby on pomyśleć, że oba podmioty są w jakiś sposób powiązane, szczególnie, że kancelaria używa swojego oznaczenia również na papierowych torbach, w jakich często sprzedaje się piwo. Co więcej, kancelaria używa też podobnego logotypu w kształcie diamentu, w kolorze czerwonym i szarym.
Chociaż towary i usługi oferowane przez oba podmioty znacznie się różnią, browar może mieć trochę racji. Aktualnie popularne są bowiem kooperacje przedsiębiorców z różnych dziedzin lub łączone akcje marketingowe. Co więcej, chociaż samo używanie przez prawnika określenia „Session” łatwo daje się – ze względu na nazwisko – uzasadnić, to już wykorzystywanie bardzo podobnego oznaczenia graficznego wraz z elementem słownym może budzić wątpliwości co do stopnia współpracy pomiędzy oboma podmiotami.
Treść znaków towarowych rejestrowanych przez przedsiębiorców może być bardzo różna. Dopuszczalna jest nie tylko nazwa firmy czy produktu, ale i nazwisko. Trzeba jednak pamiętać, ze nie wszystkie nazwiska nadają się do rejestracji jako znak towarowy.
W czerwcu 2014. Amerykański urząd patentowy odmówił rejestracji znaku towarowego „ROMANÓV”. Zgłaszający chciał go zarejestrować dla takich towarów, jak jajka ozdobne, ramki do zdjęć, biżuteria, puzderka porcelanowe czy zegary stołowe. Urząd stwierdził jednak, że taka rejestracja nie może mieć miejsca, ponieważ zgłoszony znak jest po prostu nazwiskiem pozbawionym charakteru odróżniającego. Zgłaszający musiałby udowodnić więc, iż znak faktycznie posiada charakter odróżniający.
Urząd zobligował zgłaszającego znak do przedstawienia dowodów na to, że jemu lub jego rodzinie przysługuje prawo do wspomnianego nazwiska, że nazwisko to niesie za sobą znaczenie inne niż wyłącznie oznaczanie osób z danej rodziny oraz iż znak posiada cechy umożliwiające odróżnianie nim towarów na rynku. Po weryfikacji przedstawionych dowodów urząd uznał jednak, iż oznaczenie „ROMANÓV” nie nadaje się do rejestracji jako znak towarowy. Nie przekonało go nawet przedstawienie przez zgłaszającego wyników wyszukiwania dla nazwiska „Romanov” z wyszukiwarki internetowej, gdzie liczbę wyników przedstawiono jako „100+”. Urząd uznał bowiem, że nie stanowi to o charakterystyczności tego nazwiska, ponieważ „100+” oznaczać może również i 1 000 000 osób o tym nazwisku.
Co więcej, urząd stwierdził, że istniało nawet wiele postaci historycznych noszących takie nazwisko, co świadczy o braku jego charakteru odróżniającego. Popularne nazwisko nie może bowiem stanowić znaku towarowego, a więc być zmonopolizowane na rzecz jednego podmiotu.
Jak widać, nazwisko może zostać zarejestrowane jako znak towarowy, ale musi również spełniać kryteria dla rejestracji takich znaków, jak każde inne oznaczenie.