Prawo własności przemysłowej (400)
W przypadku podróży w odległe miejsca na świecie nie ma równie wygodnego i szybkiego środka lokomocji, jak samolot. Airbus, jeden z największych producentów latających maszyn, wniósł tego lata nowe zgłoszenie patentowe, które może okazać się rewolucyjne.
Patent dotyczy odrzutowca nowego rodzaju, który mógłby przelecieć pomiędzy Nowym Jorkiem a Londynem zaledwie w godzinę. Do tej pory najszybszym samolotem wykorzystywanym do celów cywilnych był francuski Concorde, któremu taka odległość zajmowała 3,5 godziny. Concorde’y zostały jednak wycofane ze względu na liczne problemy techniczne, między innymi sonic boom (grom dźwiękowy; efekt towarzyszący rozchodzeniu się fali uderzeniowej, wytwarzany przez samolot poruszający się z prędkością naddźwiękową, przypominający odgłos uderzającego pioruna). Grom dźwiękowy skierowany ku ziemi jest bardzo na niej odczuwalny.
Rozwiązanie, które być może będzie opatentowane, ma rozwiązywać ten problem dzięki temu, że prędkość dźwięku samolot miałby przekraczać w fazie lotu pionowo w górę.
Nowy wynalazek Airbusa miałby przewozić do 20 pasażerów, którzy podróż odbywaliby w specjalnych hamakach, co niwelowałoby niedogodności wynikające ze znacznego przeciążenia. Samolot miałby być wykorzystywany zarówno do celów cywilnych, jak i wojskowych, a jego napędem ma być wodór, dzięki czemu możliwe do uniknięcia byłoby wytwarzanie szkodliwych spalin.
W chwilach zmęczenia bardzo wiele osób sięga po napoje energetyzujące. Ze względu na popularność, jaką cieszą się one wśród klientów, napoje te stanowią spory segment rynku spożywczego. Tym samym, rośnie wartość znaków towarowych, którymi oznaczane są takie napoje.
O jeden z takich znaków towarowych już od kilku lat ciągnie się sądowy spór. Mowa o znaku "Tiger". Jest to pseudonim polskiego boksera, Dariusza Michalczewskiego, który na początku firmował produkowany przez spółkę FoodCare napój swoim wizerunkiem. W wyniku sporu, w październiku 2013 r. sąd rozpatrujący sprawę przyznał rację Michalczewskiemu. Komornik sądowy na wniosek fundacji Dariusza "Tigera" Michalczewskiego przeprowadził zajęcie towarów od FoodCare opatrzonych spornym znakiem towarowym. Dariusz Michalczewski i jego Fundacja Równe Szanse mieli dostać rekompensatę za to, że spółka FoodCare sprzedawała w 2010 r. napój "Tiger" i nie uiszczała za to bokserowi prowizji w czasie, gdy jeszcze trwała pomiędzy nimi umowa. Fundacja Michalczewskiego rozwiązała wówczas umowę z FoodCare w trybie natychmiastowym i wystąpiła do sądu o zapłatę brakujących opłat licencyjnych.
Na początku sierpnia tego roku miała natomiast miejsce odsłona sporu przed Urzędem Patentowym. Były bokser i jego fundacja wnieśli między innymi o unieważnienie znaków towarowych „Black Tiger” i „Wild Tiger” ze względu na ich zgłoszenie w złej wierze. Urząd oddalił te dwa wnioski, decydując jednak o unieważnieniu znaku „Energy Drink Tiger”, który FoodCare zgłosiła bez zgody Michalczewskiego. Obie strony zamierzają odwoływać się od nieprzychylnych im decyzji. Spór pomiędzy nimi, który otarł się już nawet o Sąd Najwyższy, nie ma więc widoków na szybkie zakończenie.
16 lipca 2015 r. Trybunał sprawiedliwości wydał interesujący wyrok z zakresu znaków towarowych.
Działająca wcześniej pod firmą „Mevi Internationaal Expeditiebedrijf BV”, TOP Logistics jest przedsiębiorstwem działającym w branży składowania i przeładunku towarów. Dysponuje ona pozwoleniem na prowadzenie składu celnego i składu podatkowego. Van Caem jest przedsiębiorstwem działającym w branży międzynarodowego handlu markowymi towarami. Bacardi wytwarza i sprzedaje napoje alkoholowe. Jest ona właścicielem różnych znaków towarowych odnoszących się do tych towarów.
W roku 2006 na zlecenie Van Caem kilka partii transportowanych do Holandii z państwa trzeciego towarów oznaczonych znakiem Bacardi zostało umieszczonych w składzie Mevi w porcie w Rotterdamie. Towary te zostały objęte zawieszającą procedurą celną tranzytu zewnętrznego lub procedurą składu celnego. Niektóre ze wspomnianych towarów zostały następnie dopuszczone do swobodnego obrotu i objęte procedurą zawieszenia poboru akcyzy.
Ponieważ Bacardi nie zgodziła się na wprowadzenie spornych towarów do EOG i ponadto powzięła wiadomość, że kody towarów zostały usunięte z butelek stanowiących część wspomnianych partii towarów, uzyskała ona zajęcie tych towarów i wniosła do Rechtbank Rotterdam (sądu w Rotterdamie) o orzeczenie kilku innych środków. W tym celu powołała się na naruszenie przysługujących jej praw do znaków towarowych z Beneluksu.
W wyroku z 2008 r. Rechtbank Rotterdam stwierdził, że wprowadzenie spornych towarów do EOG narusza przysługujące Bacardi prawa do znaków towarowych Beneluksu. TOP Logistics wniosła apelację od wyroku. W ramach tego postępowania apelacyjnego Van Caem została dopuszczona do udziału w sprawie w charakterze interwenienta.
Sąd rozpatrujący apelację powziął wątpliwości w odniesieniu do kwestii, czy w odniesieniu do towarów objętych procedurą zawieszenia poboru akcyzy może mieć miejsce „używanie” „w obrocie handlowym” oraz czy powstaje ryzyko naruszenia jednej z funkcji znaku towarowego w rozumieniu orzecznictwa Trybunału.
Trybunał przypomniał, że istotne jest, aby właściciel znaku towarowego zarejestrowanego w jednym państwie członkowskim lub w większej ich liczbie mógł kontrolować pierwsze wprowadzenie do obrotu w EOG towarów oznaczonych tym znakiem towarowym. Aby urzeczywistnić powyższy cel, przepisy przyznają właścicielowi znaku towarowego wyłączne prawo pozwalające mu między innymi na zakazanie wszystkim osobom trzecim dokonywania przywozu towarów oznaczonych jego znakiem towarowym, ich oferowania, wprowadzania do obrotu lub ich magazynowania w tych celach bez jego zgody.
W niniejszym wypadku rozpatrywane w postępowaniu głównym towary zostały wyprodukowane w państwie trzecim. Zostały one wprowadzone na obszar celny Unii Europejskiej bez zgody właściciela znaku towarowego i objęte zawieszającą procedurą celną. Następnie zostały dopuszczone do swobodnego obrotu, co zakończyło wspomnianą procedurę celną i skutkowało zapłatą opłat przywozowych, i to bez zgody wspomnianego właściciela. Trybunał wskazał, że właściciel znaku towarowego nie musi wcale czekać na dopuszczenie do konsumpcji towarów oznaczonych jego znakiem towarowym, aby wykonać swoje prawo wyłączne. Może on bowiem także sprzeciwić się niektórym działaniom, których dopuszczono się bez jego zgody przed tym dopuszczeniem do konsumpcji. Do działań tych w szczególności przywóz danych towarów i ich przechowywanie w celu wprowadzenia do obrotu.
Trybunał uznał finalnie, że właściciel znaku towarowego zarejestrowanego w jednym państwie członkowskim lub w większej ich liczbie może sprzeciwić się temu, aby osoba trzecia objęła procedurą zawieszenia poboru akcyzy towary oznaczone tym znakiem towarowym po wprowadzeniu ich, bez zgody tego właściciela, do EOG oraz po dopuszczeniu ich do swobodnego obrotu.
Igrzyska Olimpijskie stanowią nie tylko źródło rozrywki i emocji, których przedmiotem jest sportowa rywalizacja zawodników z wielu różnych krajów, ale i maszynę mnożącą wielomilionowe zyski. Z szacunków wynika, że znak towarowy i marka olimpiady mają przybliżoną wartość niemal 47,6 miliarda dolarów. Teraz, za sprawą znaku towarowego, głośno zrobiło się o igrzyskach w Tokio, choć pozostało do nich jeszcze całe pięć lat.
Po prezentacji znaku towarowego olimpiady w Tokio, przedstawiającego literę T przeciętą na dwie, odwrócone względem siebie części, posypały się oskarżenia o plagiat. Bardzo podobnego znaku towarowego używa bowiem pewien belgijski teatr z miejscowości Liege. Oba oznaczenia odróżnia tylko część kolorystyki oraz czerwona kropka u góry tokijskiego znaku. Belgijski grafik, autor znaku towarowego teatru podobno zastanawia się, czy nie podjąć w tej sprawie kroków prawnych.
Marka igrzysk, a więc również znak towarowy złożony z pięciu różnokolorowych kół, jest drugą z najbardziej rozpoznawalnych, a przez to i najdroższych, na świecie. Z najnowszego raportu Brand Finance wynika, że wyżej wyceniona została tylko marka Apple o wartości blisko 70,6 miliarda dolarów. Tym samym, organizowane co cztery lata zawody sportowe pokonują wartością znaki towarowe i marki takie jak Google czy Microsoft. Również główni sponsorzy Olimpiady – Coca Cola i Samsung – przegrywają z nią w tej kategorii.
Jest na świecie kilka takich ikon sportu, których nikomu nie trzeba przedstawiać. Jedną z nich jest Michael Jordan. Któż nie widział choćby jednego słynnego zdjęcia amerykańskiego koszykarza, charakterystycznie wzbijającego się w powietrze tuż przed umieszczeniem piłki w koszu? Z tej popularności chcieliby również skorzystać nieuczciwi przedsiębiorcy z Chin.
Jordan w ogarniętych manią koszykówki Chinach jest znany jako "Qiaodan", co stanowi fonetyczne oddanie jego nazwiska. W maju 2015 r. spór koszykarza z Qiaodan Sport, produkującą buty sportowe z wizerunkiem sylwetki ze zdjęcia oraz jego numerem na boisku – 23, rozpoczęty w 2012 r. przeniósł się do chińskiego odpowiednika Sądu Najwyższego.
Na początku tego roku sąd do tej pory rozpatrujący sprawę orzekł na korzyść Qiaodan, a orzeczenie to zostało potwierdzone przez sąd apelacyjny w Pekinie. Teraz również chiński Sąd Najwyższy potwierdził oba orzeczenia.
Wyrok można jednak uznać za dość kuriozalny. Zdaniem sądu, „Jordan” nie jest jedynym możliwym tłumaczeniem znaku towarowego „Qiaodan”. Dodatkowo, "Jordan" jest bardzo powszechnym w USA nazwiskiem. Co ciekawe, sąd uznał również, że na logotypie chińskiej spółki nie widać twarzy koszykarza, więc nie ma powodów, by konsumenci identyfikowali go właśnie jako byłego zawodnika NBA.
Znaki towarowe często służą przedsiębiorcom do zagwarantowania sobie, że nikt nie będzie próbował zarobić ich kosztem. Właściciele znaków o znacznej wartości finansowej mogą więc spać spokojnie, posiadając rejestrację, dzięki której będą mogli łatwo ścigać wszelkich naruszycieli ich prawa. Taką możliwość traci właśnie jedna z bardziej znanych drużyn futbolowej ligi NFL, Redskins.
Nazwa „Redskins” (ang. czerwonoskórzy) zastrzeżona jako znak towarowy została uznana przez amerykański sąd za obraźliwą dla rdzennych Amerykanów. Walka o znak towarowy „Redskins”, zarejestrowany w 1967 r., toczyła się już od dawna. Zaangażowane są w nią również ruchy społeczne, zdaniem których nazwa jest obraźliwa, a znaki towarowe, które są obraźliwe, pogardliwe lub hańbiące, nie mogą być zarejestrowane. Pierwsza próba odebrania znakowi ochrony nie doszła jednak do skutku, ponieważ sąd rozpatrujący sprawę uznał, że roszczenie uległo przedawnieniu, jako że znak zarejestrowany został w latach 60., a tego typu wnioski powinny być składane niedługo po rejestracji znaku towarowego. Teraz jednak sąd kolejnej instancji nakazał unieważnienie sześciu znaków towarowych należących do Redskins.
Jak widać, aktualna próba, rozpoczęta w 2006 r., jednak się powiodła. Sprawa założona przez grupę rdzennych Amerykanów nabrała też rozgłosu, a zaangażowany był w nią nawet sam prezydent USA, Barack Obama. Klub założony w Bostonie początkowo nazywał się „Braves”, co jest nazwą oznaczającą indiańskich wojowników, ale w 1937 r. jego nazwę zmieniono na „Redskins”. Nazwa ta nadal może być przez drużynę używana, jednak sportowcy będą mieli problem w dochodzeniu swoich praw, jeżeli ktoś z nimi niezwiązany postanowi na przykład wypuścić na rynek koszulki z nazwą drużyny. Posiadanie zarejestrowanego znaku towarowego znacząco ułatwia bowiem takie działania.
Znak towarowy to nie tylko prawo przysługujące jednemu przedsiębiorcy, oznaczenie, którego używa on do wyróżniania swoich towarów na tle towarów konkurencji. Może on też być wykorzystywany przez organizację, która zezwala na jego używanie innym podmiotom. Taki rodzaj znaku towarowego to znak wspólny gwarancyjny.
Zgodnie z ustawową definicją, organizacji posiadającej osobowość prawną, która sama nie używa znaku towarowego, może być udzielone prawo ochronne na znak przeznaczony do używania przez przedsiębiorców stosujących się do zasad ustalonych w regulaminie znaku przyjętym przez uprawnioną organizację i podlegających w tym zakresie jej kontroli. Zazwyczaj jako takie znaki rejestrowane są oznaczenia służące do certyfikacji, wskazywania na konkretne cechy danego produktu. Jak się okazuje, również wspólne znaki towarowe gwarancyjne mogą być naruszane.
Regionalna Organizacja Turystyczna promuje ostatnio w imieniu pięciu województw nowoutworzony wschodni szlak rowerowy Green Velo. Ogłosiła ona pierwszy nabór dla tych przedsiębiorców, którzy chcą uzyskać status Miejsca Przyjaznego Rowerzystom dla swojej działalności. Żadne opłaty za zgłoszenia nie były pobierane, ponieważ cały projekt jest finansowany przez Unię Europejską i państwo. Samo oznaczenie „Green Velo” jest zaś właśnie wspólnym znakiem gwarancyjnym, co oznacza, że o przyznaniu możliwości jego używania decyduje ROT. Tymczasem, do zainteresowanych przedsiębiorców zaczął zgłaszać się podmiot, który telefonicznie proponował płatną certyfikację za 349 złotych. Podmiot ten podszywał się pod ROT.
Regionalna Organizacja Turystyczna zgłosiła sprawę na policję.
Czasami spory o znak towarowy to prawdziwa walka Dawida z Goliatem.
Taka właśnie sytuacja ma miejsce w sporze, który rozpoczął gigant na rynku procesorów – spółka Intel. W lipcu 2015 r. Intel pozwał o naruszanie praw do znaku towarowego niewielkie amerykańskie przedsiębiorstwo zajmujące się przygotowywaniem strategii reklamy. Nazywa się ono Vital Intel, co Intel uznał za naruszenie swoich praw.
Procesorowy monopolista wskazał w pozwie, że o konfuzyjnym podobieństwie pomiędzy oboma oznaczeniami świadczy rozdzielenie w znaku „Vital Intel” obu członów oraz wykorzystanie podobnej, niebieskiej kolorystyki. O czerpaniu z zarejestrowanego już znaku ma też świadczyć pogrubienie członu „Intel”.
Intel używa swoich oznaczeń nie tylko dla produktów związanych ze sprzętem komputerowym, ale też posiada rejestracje między innymi dla sprzętu sportowego czy odzieży. Gigant rynkowy twierdzi, że wykorzystywanie na rynku znaku „Vital InteL, choć dla innego typu usług, pozwoli na nieuczciwe wykorzystywanie renomy znaku towarowego „Intel”.
Takie spory, wszczynane przez dużych rynkowych graczy, nie zawsze są oczywiste. Czasami znane spółki wszczynają spory wiedząc, że mniejszy podmiot nie będzie miał na tyle środków finansowych lub asertywności, aby kontynuować wieloletnią batalię sądową i prawdopodobnie zaprzestanie swoich działań niezależnie od tego, czy faktycznie stanowią one naruszenie praw do znaku towarowego, a przynajmniej zdecyduje się na zawarcie ugody. Jak sprawa potoczy się tym razem, przekonamy się pewnie za jakiś czas.
Jedna z najbardziej rozpoznawalnych amerykańskich spółek na rynku komputerowym, Apple, znana jest ostatnio również z zamiłowania do pozywania różnych podmiotów gospodarczych za naruszenia własności przemysłowej i intelektualnej należącej do Apple. Wydaje się jednak, że naruszenia te często jednak zachodzą wyłącznie w ocenie Apple.
Roszczenia Apple zawitały ostatnio również do Polski. Mianowicie, spółka domaga zakazu używania przez serwis telefonów komórkowych domeny internetowej „ap.pl”. Spółka Apple złożyła przeciwko właścicielowi domeny pozew. Główne zarzuty giganta rynku komputerowego to konfuzyjne podobieństwo oznaczeń i wykorzystywanie renomy znaku towarowego Apple. Zarzuty Apple prawdopodobnie polegają na rzekomym podobieństwie fonetycznym obu znaków towarowych. Wbrew twierdzeniom amerykańskiej spółki można jednak wskazać, że oznaczenie „ap.pl” nie jest podobne do jej znaku towarowego, ponieważ przeciętny konsument raczej nie czyta jego warstwy słownej jako jednego elementu, a wiec „apl”, ale jako nazwę domeny internetowej złożonej z elementów słownych „ap” i rozszerzenia dla polskich stron internetowych „pl”.
W kontekście własności przemysłowej spółka Apple jest szeroko znana z wytaczania często kuriozalnych procesów przeciwko podmiotom wykorzystującym znaki towarowe choćby minimalnie, jej zdaniem, podobne do znaków towarowych Apple. Przykładem może tu być proces wytoczony przeciwko niemieckiej kawiarni o nazwie „Apfelkind”, której logo zawierało wizerunek jabłka z wpisanym w nią zarysem twarzy dziecka. W 2011 r. Apple zarzucał też podobieństwo znaków chińskiemu przedsiębiorcy produkującemu makaron. Roszczenia słynnego amerykańskiego koncernu wydają się więc czasem raczej nadmierne.
To ptak! To samolot! Nie, to pozew o naruszenie znaku towarowego. DC Comics, wydawca komiksów między innymi o Supermanie wniósł w lipcu 2015 r. powództwo przeciwko Mad Engine, firmie projektującej i sprzedającej odzież. Zdaniem komiksowego giganta, Mad Engine naruszyła jego prawa do znaków towarowych związanych z postacią Supermana. Chodzi o charakterystyczną tarczę umieszczoną na piersi bohatera z kosmosu, na której w oryginale znajduje się litera „S”. Przedmiotem naruszenia mają zaś być rzekomo koszulki w bardzo zbliżonej, czerwono-niebiesko-żółtej kolorystyce, na których także znajduje się taka tarcza, jednak z innymi elementami, na przykład z napisem „dad” (ang. tata).
DC Comics chce zaprzestania produkcji koszulek i wprowadzania ich do obrotu.
Nie jest to pierwsza batalia tego wydawcy komiksów o znak towarowy. W 2014 r. komiksowy gigant złożył w Urzędzie ds. Harmonizacji Rynku Wewnętrznego, w którym rejestrowane są wspólnotowe znaki towarowe, sprzeciw wobec rejestracji znaku klubu piłkarskiego z hiszpańskiej Walencji, który zdaniem DC Comics zawierał kształt nietoperza zbyt podobny do zarejestrowanego jako znak towarowy znaku kolejnego komiksowego superbohatera, Batmana.
W maju tego roku spółka starała się zaś zablokować wniosek firmy należącej do gwiazdy muzyki pop, Rihanny, o rejestrację znaku towarowego „Robyn”, będącego prawdziwym imieniem piosenkarki. DC Comics twierdziło, że taki znak towarowy wprowadzałby konsumentów w błąd ze względu na wysoki stopień podobieństwa do zarejestrowanego dla niego oznaczenia „Robin”, imienia pojawiającego się w komiksie wiernego pomocnika Batmana.
Więcej...
Jakiś czas temu głośno było o usiłowaniach Christiana Louboutin dokonania rejestracji jako znaku towarowego w USA charakterystycznych czerwonych podeszw projektowanych przez niego butów. Znak ten został później użyty jako argument w sporze pomiędzy projektantem a domem mody Yves Saint Laurent, który także oferował kilka modeli butów z czerwoną podeszwą. YSL bronił się twierdzeniem, że czerwona podeszwa jako znak towarowy nie ma wystarczającego stopnia charakteru odróżniającego. Sąd rozstrzygający sprawę uznał jednak, że czerwona podeszwa zarezerwowana jest dla towarów Christiana Louboutin, z wyjątkiem butów w kolorze czerwonym, gdyż w tym przypadku zbytnio zlewa się ona z resztą buta i nie wyróżnia go w taki sposób, w jaki powinien to robić znak towarowy.
Równie dobrze poszło też projektantowi w jego europejskiej batalii o rejestrację koloru czerwonego dla butów jako wspólnotowego znaku towarowego. W lipcu 2016 r. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał wyrok w tej sprawie.
Roland SE to spółka, która jest producentem i dystrybutorem elektronicznych instrumentów muzycznych. Wniosła ona sprzeciw wobec zgłoszenia czerwieni Louboutina jako znaku towarowego, bazując na własnym znaku wcześniejszym. Wyrokiem Trybunału sprzeciw został po kilku odwołaniach finalnie oddalony. Nie ma w tym nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że Trybunał dopuścił już kilkukrotnie do rejestracji znaku towarowego, który składa się tylko i wyłącznie z jednego koloru. Takie działania są jednak zazwyczaj oprotestowywane przez konkurentów zgłaszającego, którym nie podoba się monopol na konkretną barwę.
Wraz z wejściem na nowe rynki właściciele znaków towarowych chcą jak najszerzej chronić oznaczenia swoich produktów, również biorąc pod uwagę oznaczenia używane wcześniej na nowym ryku przez podmioty już tam działające. Zakazaniem używania oznaczeń, które jej zdaniem naruszały prawa do jej znaków towarowych, zajęła się od razu po wejściu na rynek w Indiach spółka produkująca ubrania marki GAP.
GAP to znana amerykańska firma odzieżowa, oferująca swoje produkty nie tylko pod marką GAP, ale też „Banana Republic”, „Old Navy”, „Athleta” i „Intermix”. Teraz GAP postanowił rozpocząć działalność na rynku indyjskim. Na początek zaprowadził przed sąd w New Delhi dwie miejscowe spółki oferujące odzież, które posługiwały się oznaczeniami „Gap-In”, „Gap-2” i „Gap Two”. Amerykańska spółka uznała, że oznaczenia te są zbyt podobne do znaku towarowego „GAP”, w związku z czym naruszają jej prawa.
GAP wszedł na indyjski rynek w styczniu 2015 r., wtedy też dowiedział się o rzekomych naruszeniach. Początkowo spółka wysłała indyjskim przedsiębiorcom wezwania do zaprzestania używania oznaczeń z elementem słownym „GAP”, a po braku reakcji wszczęła postępowania przed sądem. Zdaniem spółki GAP, jej oznaczenia są powszechnie znane, a inne podmioty, bezprawnie ich używające, chcą w nieuczciwy sposób wykorzystać ich popularność na rynku.
Apple nie ma łatwego życia w związku z wprowadzaniem na rynek swojego zegarka iWatch. Okazuje się bowiem, że jego nazwa wcale nie jest szczególnie oryginalna i jest już na rynku całkiem szeroko wykorzystywana.
Spółka Probendi z siedzibą w Dublinie pozwała Apple ze względu na naruszenie przez komputerowego giganta praw do należącego do niej wspólnotowego znaku towarowego „iwatch”. Sprawa jest prowadzona przed sądem w Mediolanie. Irlandzkiej spółce nie podoba się, że Apple używał oznaczenia „iwatch” dla wyników swoich produktów w wyszukiwarce Google. Wyniki związane z produktami Apple pojawiały się dla zapytań o „iwatch”, ponieważ Apple wykupił reklamę z takim właśnie słowem kluczowym.
Probendi również pracuje nad projektem zegarka typu smartwatch, ma on jednak pracować na systemie operacyjnym Android i być tańszy, niż konkurencyjny produkt Apple.
Nie jest to pierwszy spór, który został wszczęty w Europie o znak towarowy „iwatch”. W ubiegłym roku szwajcarski producent zegarków Swatch Group usiłował wstrzymać próby Apple zarejestrowania znaku towarowego „iWatch”. Producent zegarków uważał, ze takie oznaczenie jest zbyt podobne do jego własnego znaku towarowego „iSwatch”, używanego dla zegarków z dotykowym ekranem. Swatch zgłosił sprzeciw wobec rejestracji znaku Apple w każdym kraju, w którym zgłoszenie zostało wniesione.
Spory o znaki towarowe często nie są oczywiste. Jednak w przypadku dochodzenia praw do słowno-graficznych czy graficznych znaków towarowych mamy dodatkową możliwość udowodnienia swoich praw. Jest nią posiadanie praw autorskich do projektu grafiki znaku towarowego. Dotyczy to oczywiście znaków o bardziej rozwiniętej warstwie graficznej.
„Przygody Tintina” to znana na całym świecie seria komiksów autorstwa belgijskiego rysownika, Hergè. Po jego śmierci prawa autorskie do komiksów zostały przez Fundację Hergè przekazane spółce Moulinsart, którą Fundacja zarządza. „Przygody Tintina” dotarły nawet do Chin, w 1988 r. i stały się całkiem popularne.
Jakiś czas temu Moulinsart chciała zarejestrować w Chinach kilkanaście znaków towarowych związanych z komiksem, między innymi „TINTIN” oraz „TINTIN & Device”, przedstawiający napis oraz wizerunek głównego bohatera i jego psa, Snowy’ego. W trakcie przeprowadzania procedury okazało się jednak, że ktoś już wcześniej wpadł na podobny pomysł i zarejestrował jako znak towarowy wizerunek Tintina. Oczywiście był to ktoś, kto nie miał do tego uprawnień. Moulinsart postanowiła więc tę rejestrację unieważnić.
Chiński urząd patentowy orzekł po myśli właściciela praw do „Przygód Tintina”. Uznał, że oba oznaczenia były bardzo podobne, a Moulinsart posiada prawa autorskie do postaci Tintina i innych występujących w komiksie. Co więcej, „Przygody Tintina” były publikowane w Chinach od długiego czasu, więc konsumenci mieli czas się z nimi zapoznać i skojarzyć wizerunek głównej postaci z Hergèm. Właściciel chińskiego znaku nie przedstawił zaś żadnego dowodu na to, że jego znak powstał niezależnie. W rezultacie wcześniejszy znak został unieważniony.