Prawo własności przemysłowej

Prawo własności przemysłowej (400)

piątek, 23 styczeń 2015 16:18

Kto ma prawo do znaków drogowych?

Napisał

Dla każdego kierowcy stojące przy drogach znaki obrazujące obowiązujące zakazy i nakazy są oczywistością. Mało kto zastanawia się jednak, jak znaki drogowe powstają i kto je projektuje. A co najważniejsze, komu przysługują prawa do ich projektów.

Ta ostatnia kwestia, dotycząca praw autorskich, została kilka lat temu nagłośniona. Okazało się, że zaprojektowane za pieniądze podatników znaki drogowe nie są dostępne dla wszystkich. Firma, która je zaprojektowała, nie miała bowiem w umowie zastrzeżonego przekazania praw autorskich. Pomimo, iż wzory znaków drogowych są informacją publiczną, to sprzedawała je przez pewien czas prywatna firma. Co ciekawe, w tym samym czasie wzory znaków stanowiły już część rozporządzenia, a zgodnie z przepisami treść aktów prawnych nie stanowi przedmiotu prawa autorskiego.

Wzory znaków drogowych powinny znajdować się w każdym zarządzie dróg, komendzie policji i biurze projektowym. Jednocześnie, nie powinny być one objęte dodatkowymi opłatami, skoro ich powstanie finansowali podatnicy.

Jak się okazuje, dobrego przygotowania umów pod względem praw autorskich powinny pilnować nie tylko prywatne instytucje, ale i podmioty ministerialne.

środa, 21 styczeń 2015 20:07

Gra o znak towarowy

Napisał

Twórcy nowoczesnych gier komputerowych i na konsole starają się, aby jak najbardziej przypominały one rzeczywistość. Często w grach wykorzystywane są na przykład realne miejsca. Takie działania, choć przynoszą graczom wiele frajdy, mogą jednak powodować problemy dla twórców gier. Przekonała się o tym firma Activision Blizzard, produkująca słynną grę „Call of Duty”.

Activision Blizzard stara się wywołać w osobach grających w „Call of Duty” wrażenie jak największego realizmu. Dlatego też spółka wykorzystuje w grze nie tylko rzeczywiste miejsca, ale też nazwy wojsk czy jednostek wojskowych, realne wzory mundurów i rzeczywiste modele broni. W dziesiątej części gry, pod tytułem „Ghosts”, użyto też naszywek na mundury i plecaki, które można zafundować swojej postaci. Takie naszywki są wykorzystywane przez żołnierzy również w realnym świecie i mogą manifestować ważne dla nich wartości.

Jeden z dostępnych w grze wzorów naklejek wydał się firmie Mil-Spec Monkey, Inc., oferującej militaria, zbyt podobny do jej znaku towarowego, którego przedmiotem jest naszywka w kształcie głowy zezłoszczonej małpy, znana jako „angry monkey”. Naszywka jest jedną z 32 dostępnych dla gracza na każdym poziomie, zaś w całej grze, po odblokowaniu jej różnych poziomów, można mieć dostęp aż do ponad 600 różnych wzorów. Spółka wniosła przeciwko producentowi gry powództwo o naruszenie praw do znaku towarowego.

Sąd rozpatrujący sprawę nie wyszedł jednak naprzeciw żądaniom Mil-Spec Monkey. Uznał, że wykorzystanie realnie istniejącej naszywki w grze nie miało na celu nieuczciwego zwiększenia sprzedaży, ale nadanie grze pozorów rzeczywistości, tak samo, jak użycie nazw rzeczywistych miejsc czy jednostek wojskowych. Co więcej, opakowania gry „Call of Duty. Ghosts” są na tyle jasno oznaczone, że przeciętny konsument nie poweźmie przypuszczenia, iż gra pochodzi od Mil-Spec Monkey. Sporna naszywka-małpa nadal jest więc dostępna w grze.

wtorek, 20 styczeń 2015 16:34

Przypięty znak towarowy

Napisał

Co prawda instytucja znaku towarowego z założenia polega na monopolizacji pewnego wyrażenia na rzecz jednego podmiotu, jednak trudno uznać za słuszne, aby dotyczyło to konkretnego słowa o określonym znaczeniu. Znaki są bowiem zazwyczaj fantazyjne. Tak usiłuje jednak zadziałać właściciel portalu Pinterest, który próbuje przywłaszczyć sobie słowo „pin” (ang. przypinać).

Jakiś czas temu Pinterest pozwał amerykańską firmę, która utworzyła stronę internetową o nazwie Pintrips. Można na niej zaznaczać interesujące nas loty, zaś strona śledzi ich ceny przez określony czas. Pinterest twierdzi, że oznaczenie „Pintrips” stanowi naruszenie znaku towarowego „Pinterest”, gdyż jest do niego zbyt podobne, a także czyn nieuczciwej konkurencji, wykorzystujący popularność nazwy „Pinterest”.

Nie jest to pierwsza taka sprawa, gdzie Pinterest próbuje odwieść inne podmioty od używania elementu słownego „pin” występującego na początku znaku towarowego. Firma zapomina chyba trochę, że zarejestrowany i należący do niej znak to „Pinterest”, a nie „pin”.

Nie tylko Pinterest chciałby zagarnąć dla siebie konkretne słowo z danego języka. Podobne działania podejmowały też inne duże firmy. Chodzi między innymi o YouTube, który usiłował zakazać innym przedsiębiorcom wykorzystywanie przedrostka „you” dla usług związanych z wyświetlaniem filmów, czy eBay, który chciał mieć na wyłączność słowo „bay”.

poniedziałek, 19 styczeń 2015 18:44

Zaczarowany ołówek

Napisał

Notatki robimy bardzo często – podczas wykładów, szkoleń czy nawet na co dzień. Twórcy nowych technologii prześcigają się zaś w prezentowaniu nam nowych propozycji, dzięki którym notowanie staje się łatwiejsze, a notatkami możemy od razu podzielić się z innymi lub mieć je w formie elektronicznej, aby nie zapodziać nigdzie łatwo gubiących się luźnych kartek. Popularne w tej kategorii są ostatnio rysiki do urządzeń elektronicznych. Zrobione nimi notatki konwertowane są później z pisma odręcznego na drukowane.

W tej chwili na rynku dostępny jest S Pen od Samsunga. Niedawno firma LG zgłosiła znak towarowy „G Pen”, więc również i ona przewiduje wprowadzenie na rynek takiego urządzenia. Najciekawszą propozycję, choć jeszcze niedostępną w sprzedaży, przedstawia jednak Apple.

Spółka z Cupertino uzyskała jakiś czas temu patent na rysik, którym można pisać po dowolnym materialne, na przykład po papierze. Nasze notatki mają dzięki urządzeniu pokazywać się od razu na ekranie iPada lub iPhone’a. Będzie to możliwe dzięki systemowi czujników, który połączony będzie z którymś z tych urządzeń. Na pewno byłoby to bardzo wygodne, ponieważ użytkownik takiego nowoczesnego rysika nie musiałby pilnować, aby mieścić się, pisząc nim, na małej powierzchni telefonu. Kiedy – i czy w ogóle – urządzenie wejdzie do sprzedaży, jeszcze nie wiadomo.

piątek, 16 styczeń 2015 19:14

Je suis Charlie ® ?

Napisał

Wydawałoby się, że po zeszłotygodniowej tragedii w Paryżu wszyscy zjednoczyli się w walce o bezpieczeństwo wolności słowa i braku zgody na przemoc. Symbolem tego zjednoczenia stało się hasło „Je suis Charlie”. Okazuje się jednak, że niektórzy wcale nie są aż tak bezinteresowni, na jakich chcieliby wyglądać. Do urzędów patentowych różnych państw zaczynają bowiem spływać zgłoszenia znaków towarowych na hasło „Je suis Charlie”.

Pierwsze zgłoszenie pojawiło się w Beneluksie. Zgłaszający znak tłumaczył, że chciałby zrobić coś dobrego, aby pomóc ofiarom paryskiego zamachu na redakcję czasopisma „Charlie Hebdo”. Nie wiadomo, jak się do tego ma monopolizacja hasła „Je suis Charlie” jako znaku towarowego. To zgłoszenie zostało jednak wycofane. W tym samym czasie pojawiły się jednak zgłoszenia francuskie, a było ich aż 50. Francuski urząd patentowy ogłosił publicznie, że nie będzie rejestrował znaków towarowych zawierających hasło „Je suis Charlie”, ponieważ nie spełnia ono kryteriów przewidzianych dla znaków towarowych.

Choć zrozumiałe, biorąc pod uwagę względy etyczne, założenie francuskiego urzędu patentowego trudno uznać za słuszne, biorąc pod uwagę przepisy dotyczące rejestracji znaków towarowych. W końcu zalecają one, aby każda sprawa zgłoszenia rozpatrywana była indywidualnie, zaś możliwość rejestracji danego znaku musi być każdorazowo weryfikowana w odniesieniu do konkretnych towarów i usług, dla których został on zgłoszony. Taka deklaracja in blanco mija się więc nieco z przepisami.

Zgłoszenia trafiły też do urzędów spoza Europy, między innymi w USA i Australii. Mało prawdopodobnym jest, aby te urzędy wygłaszały deklaracja takie, jak francuski. Prawdopodobnie zgłoszenia z hasłem „Je suis Charlie” również nie znajdą tam akceptacji, ale odmowy będą wydawane jako ciche decyzje, a nie publiczne deklaracje.

czwartek, 15 styczeń 2015 19:09

Monako chce być znakiem towarowym

Napisał

Mało jest państw, które w tak oczywisty sposób przywołują obraz bogactwa i luksusu, jak Monako. Główne skojarzenia z tym państwem to piękne księżniczki, szybkie samochody i kasyna, gdzie James Bond pogrywa w bakarata.

Monako może jednak nie być ostatnio w szampańskim nastroju. Wszystko przez to, że państwu nie udało się zarejestrować swojej nazwy jako wspólnotowego znaku towarowego. Ta sztuczka dała pozytywny rezultat przy rejestracji znaku przez Światową Organizację Własności Intelektualnej, jednak urząd wspólnotowy nie był na tyle liberalny.

Wspólnotowy sąd, który finalnie rozpatrywał sprawę zgłoszenia uznał, że słowo „Monako” odnosi się do powszechnie używanej nazwy geograficznej. Znak „Monako” kojarzyłby się więc głównie z lokalizacją, a nie z usługami kasyn czy wyścigów samochodowych. Z tego względu, że oznaczenie „Monako” jest nazwą realnie istniejącego państwa, jego rejestracja stanowiłaby utrudnienie dla prowadzenia działalności gospodarczej przez podmioty spoza tego kraju. Nie mogłyby one bowiem wykorzystywać nazwy państwa w swojej działalności.

Monako nie powinno się jednak zbyt długo smucić. Państwo to ma najwyższą stopę PKB na mieszkańca w całej Europie, zaś przeciętny mieszkaniec Monako zarabia średnio w przeliczeniu prawie 700 000 zł rocznie.

środa, 14 styczeń 2015 19:05

Patent incognito

Napisał

Życie bez komputera i internetu, choć całkiem powszechne jeszcze kilkanaście lat temu, teraz wydaje się niewyobrażalne. Codziennie korzystamy z ułatwień, o których ciągłe pojawianie się dbają firmy produkujące oprogramowanie komputerowe. Te z kolei uzyskują coraz to nowe patenty.

W styczniu 2015 r. Google, gigant na rynku komputerowym, uzyskał nadany przez amerykański Urząd Patentów i Znaków Towarowych patent na automatyczne otwieranie się trybu incognito przy korzystaniu z przeglądarki internetowej Google Chrome.

Zazwyczaj, kiedy korzystamy z przeglądarki, zapisuje ona na dysku komputera wrażliwe dane, takie jak ciasteczka, informacje o sesji, ciągi znaków wpisywane w formularzach, historia przeglądanych stron, historia pobieranych plików oraz pliki witryn przeznaczone do zapisania w pamięci podręcznej aplikacji. Jeżeli chcemy uniknąć takiej sytuacji, można włączyć nową kartę lub okno właśnie w trybie incognito. Wtedy przeglądarka nie pozostawia na komputerze śladów przeprowadzonych w internecie czynności. Co prawda tryb ten nie daje stuprocentowego bezpieczeństwa, bo dane logowania nadal mogą zostać przechwycone, dane nadal są zapisywane u dostawcy internetowego, a adres IP pozostaje niezmienny, ale jest to ciągle najlepsze rozwiązanie. Google wymyślił, ze najwygodniej byłoby, gdyby przeglądarka wiedziała, dla jakich stron internetowych używać od razu, automatycznie trybu incognito.

Tego właśnie dotyczy świeżo uzyskany patent, zgłoszony jeszcze w 2011 r. O otwarciu strony w trybie incognito decydować miałby mechanizm korzystający z bazy stron internetowych odwiedzanych przez użytkownika przeglądarki i analizę ich treści. Chodzi między innymi o takie strony, na których występują formularze wymagające wpisywania haseł czy danych karty kredytowej.

Wynalazek ten jest bardzo ciekawy, choć budzi lęk co do pogłębiającej się inwigilacji naszego internetowego życia przez podmioty świadczące związane z nim usługi.

wtorek, 13 styczeń 2015 17:06

Wyścig na projekty

Napisał

Zazwyczaj przedsiębiorcy chcą się na rynku wyróżnić i zaproponować niepowtarzalny produkt, którego jeszcze nie było. Czasem jednak idą na łatwiznę i kopiują towary, które już się na rynku sprawdziły, wymyślone przez kogoś innego. Jak się okazuje, sytuację można skomplikować jeszcze bardziej. Wystarczy „zainspirować się” towarem, który był inspirowany naszym wcześniejszym towarem. Takiego zapętlenia udało się dokonać znanej marce motoryzacyjnej Ducati.

Model motocykla Ducati Scrambler pojawił się na rynku w latach 60. ubiegłego wieku. Ten charakterystyczny pojazd cieszył się dużą popularnością. W 2010 r. włoski producent motocykli, Umberto Borile, skontaktował się z zarządem firmy Ducati, chcąc stworzyć odnowioną wersję modelu Scrambler. Pokazał Ducati szkice i projekty odświeżonego motocykla. Prace nad motocyklem zostały rozpoczęte, wykonano nawet prototyp. Sytuacja jednak zmieniła się po zmianie składu zarządu Ducati. Nowemu zarządowi pomysł odnowienia Scramblera najwyraźniej nie przypadł do gustu, gdyż prace nad projektem zostały przerwane.

Finalnie, Borile sam wprowadził na rynek model B450 Scrambler. Co ciekawe, niedługo później Ducati również wypuściła odświeżonego Scramblera, bazującego w dużej mierze na projekcie Borilego. Takie działania mogłyby zakrawać na czyn nieuczciwej konkurencji. Kłopotliwe w sprawie jest jednak to, że nowy produkt Ducati opiera się nie tylko na projektach Borilego, ale też w dużej mierze na starym modelu motocykla Scrambler. Co jeszcze ciekawsze, firma Ducati dopiero niedawno zarejestrowała znak towarowy „Scrambler”, a nazwa użyta jest również w nazwie konkurencyjnego modelu motocykla. Bardzo prawdopodobne jest więc, że obaj producenci niedługo spotkają się nie na wyścigach motocyklowych, ale w sądzie.

poniedziałek, 12 styczeń 2015 17:04

SOS!

Napisał

W branży muzyki popularnej działa tak wielu artystów, że  wymyślenie chwytliwej i oryginalnej nazwy zespołu może być nie lada wyzwaniem. Kiedy już się taką nazwę znajdzie, oczywiście chciałoby się ja zachować i chronić, najlepiej jako znak towarowy. Czasami jednak urzędy komplikują te świetne pomysły, nie chcąc doprowadzić do rejestracji znaku towarowego.

Z takim problemem spotkali się członkowie australijskiego boybandu 5 Seconds of Summer. W 2014 r. chcieli oni zarejestrować skrót swojej nazwy, „5SOS”, w australijskim urzędzie patentowym. Ten stwierdził jednak, że znak nie może być zarejestrowany, ze względu na brak charakteru odróżniającego, ponieważ jest zbyt podobny do nazwy sygnału ratunkowego „SOS”.

Zespół odpowiedział, że znak „5SOS” jest wymawiany inaczej niż S-O-S. Ma on brzmieć bardziej jako „five soss”. Urząd nie zgodził się jednak z taką argumentacją. Ekspert rozpatrujący sprawę stwierdził, że inna wymowa znaku towarowego składającego się z liter będących skrótem nazwy zespołu muzycznego musi od razu przychodzić przeciętnemu konsumentowi na myśl. Co więcej, musi to dotyczyć każdego konsumenta, a nie tylko odbiorcę muzyki danego zespołu. Za przykład podano znak towarowy „INXS”, znanego zespołu rokowego, którego nazwa stanowi grę słowną i wymawiana jest jak „in excess” (ang. w nadmiarze, przesadnie). Urząd wskazał, że bardziej prawdopodobną wersją jest, że przeciętny konsument wymówi znak „5SOS” jako „five S-O-S”.

Znak towarowy „5SOS” nie został finalnie zarejestrowany. Chłopcu będący członkami zespołu mogą więc swoje niezadowolenie co najwyżej przełożyć na tekst kolejnej piosenki.

piątek, 09 styczeń 2015 17:02

Znak zapytania

Napisał

Zgodnie z powiedzeniem, w życiu są tylko dwie rzeczy pewne – śmierć i podatki. Te ostatnie mogą jednak często spędzać przedsiębiorcom sen z oczu, również w kwestiach znaków towarowych. Dlatego też często przedsiębiorcy występują z zapytaniami do izb skarbowych, które odpowiadają na ich wątpliwości, tak jak w przedmiotowej sprawie zrobiła izba warszawska.

Spółka - wnioskodawca rozważała nabycie praw do znaku lub znaków towarowych. Nabycie znaku towarowego nastąpić miało w drodze umowy sprzedaży. Zbywającym znak towarowy będzie spółka (osobowa lub kapitałowa).

Nabywane prawa do znaku towarowego będą podlegały ochronie wynikającej z zarejestrowania go w Urzędzie Patentowym Rzeczypospolitej Polskiej.

Zapłata za nabywany ZT może nastąpić zarówno poprzez faktyczne uiszczenie ustalonej przez strony umowy ceny, jak i poprzez, potrącenie części wzajemnych należności i zobowiązań wnioskodawcy oraz sprzedającego znak towarowy. Przykładowo, wnioskodawca może mieć wierzytelność wobec zbywcy znaku towarowego o: zapłatę ceny emisyjnej za zaoferowane podmiotowi zbywającemu ZT obligacje lub wypłatę środków z tytułu udzielenia pożyczki przez podmiot zbywający ZT na rzecz wnioskodawcy lub dokonanie wpłaty na podwyższony kapitał zakładowy wnioskodawcy, przez podmiot zbywający znak towarowy.

Znak towarowy będzie wykorzystywany w prowadzonej działalności gospodarczej Spółki (udzielanie licencji innym podmiotom) przez okres nie krótszy niż rok. W związku z powyższym  zadano pytanie, w jakiej wartości należy rozpoznać dla celów amortyzacji podatkowej wartość początkową nabytego w drodze umowy sprzedaży znaku towarowego stanowiącego wartość niematerialną i prawną.

Wnioskodawca uznał, że powinien rozpoznać dla celów amortyzacji podatkowej wartość początkową nabytego w drodze umowy sprzedaży znaku towarowego stanowiącego wartość niematerialną i prawną według ceny netto nabycia, określonej w umowie sprzedaży. Izba Skarbowa w Warszawie zgodziła się z tym stanowiskiem.

Wartość początkowa środków trwałych oraz wartości niematerialnych i prawnych ustalana jest na podstawie ustawy o CIT. Zdaniem wnioskodawcy w przedstawionej sytuacji wnioskodawca będzie miał prawo rozpoznać wartość początkową nabywanego znaku towarowego  według ceny nabycia określonej w umowie sprzedaży. Nie ma przy tym znaczenia fakt, iż uregulowanie (całości lub części) należności za nabywany znak towarowy nie nastąpi w formie pieniężnej lecz np. w formie potrącenia wzajemnych zobowiązań zbywcy i wnioskodawcy.