poniedziałek, 18 listopad 2013 12:59

Cudowne rozmnożenie praw autorskich

Napisał
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Jak się okazuje, na umieszczaniu krótkich filmów na YouTube można zarobić nie tylko za wyświetlanie przed nimi reklam. Niestety, zarobić próbują zupełnie inne osoby, niż autorzy filmików. Osoby takie zgłaszają rzekome naruszenia praw autorskich do konkretnego filmu, choć w rzeczywistości naruszenia takie nie miały miejsca.

Problemy mogą mieć autorzy filmów, którzy nabyli jakieś elementy, które zostały potem wykorzystane w filmie, takie jak na przykład utwory muzyczne. Taka niedogodność spotkała polskiego twórcę prowadzącego na YouTube kanał o gotowaniu.

Wykupił on bazę utworów muzycznych od firmy SmartSound.com. Utwory te chciał bowiem wykorzystywać do produkcji swoich filmów. Legalne pochodzenie utworów miało go chronić przed przypadkowym naruszeniem praw autorskich. Pomimo to, jesienią 2013 r. dostał on zgłoszenie dotyczące naruszenia praw autorskich twórców utworów wykorzystanych na kanale YouTube, a pochodzących z zakupionej bazy. Zgłoszenia pochodziły od firmy AdRev, rzekomo reprezentującej artystów, o których utworach była mowa.

Firma AdRev stała się znana jako dostawca "rozwiązań dla mas, do zarządzania prawami do muzyki na YouTube". Współpracujący z nią muzycy mogli przekazać firmie swoje nagrania, a ta miała monitorować na YouTube ich ewentualne naruszenia. Co ciekawe, spółka nie domaga się jednak usunięcia spornych filmików. Zgłasza jednak naruszenie i podaje siebie jako właściciela praw, dzięki czemu może dostawać zyski z reklam wyświetlanych przed danym filmem, z których 80% przekazuje prawowitemu właścicielowi praw autorskich. AdRev skupia więc twórców, administrując ich prawami i pozwalając im zarabiać na naruszeniach ich praw.

Na pierwszy rzut oka, działalność taka wydaje się zupełnie legalna. Problem stanowi tylko to, że AdRev może rościć sobie prawa do utworów, do których prawa posiadają także inne podmioty. Przykładowo, SmartSound.com. nie ma ze swoimi kompozytorami umów na wyłączność. Część wykonawców może więc rozpowszechniać swoje utwory poprzez różne kanały. Taka sytuacja miała tez miejsce w przypadku kanału z filmami o gotowaniu. W rezultacie dochodzi do absurdalnej sytuacji, w której autor filmiku nie może czerpać dochodów z reklam przed nim wyświetlanych, ze względu na rzekome naruszenie, które tak naprawdę nie istnieje.

Twórca może się oczywiście bronić i wyjaśniać sprawę przed YouTube. Część z użytkowników decyduje się jednak na łatwiejsze rozwiązanie, w postaci usunięcia i ponownego wrzucenia filmiku.

Google Polska, podmiot odpowiedzialny za działanie serwisu YouTube w Polsce, nie jest chętny do komentowania całej sytuacji. Uparcie powtarza, jak przyjmowało już wcześniej, podczas sporów dotyczących licencji Creative Commons, iż "YouTube udostępnia technologię, nie jest stroną w sporach dotyczących praw autorskich".

Czytany 2501 razy