Prawo wspólnotowe, krajowe, międzynarodowe... Przepisów jest tyle, że czasem nawet profesjonalistom trudno jest się w nich połapać... Rezultatem tego był wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskie z 27 marca 2014 r.
2 października 2007 r. National Lottery Commission (NLC) uzyskała w OHIM rejestrację graficznego wspólnotowego znaku towarowego w postaci czarno-białego rysunku kreskówkowej, „uśmiechniętej” dłoni trzymającej kciuki. 20 listopada 2007 r. został złożony wniosek o unieważnienie prawa do tego znaku, z uwagi na wcześniej nabyte prawo autorskie przysługujące G. De Gregoriowi do bardzo podobnego znaku graficznego.
Wszyscy miłośnicy muzyki nie wyobrażają sobie życia bez serwisu YouTube, umożliwiającego oglądanie on-line klipów muzycznych i odsłuchiwanie utworów. Problem z YouTube polega jednak na tym, że pomimo znacznej liczby legalnych filmików, znajduje się w nim również mnogość utworów umieszczonych tam niezgodnie z prawem, naruszających prawa autorskie ich twórców. Jeśli serwis dowiaduje się o takim naruszeniu, może usunąć lub zablokować dany filmik, a w jego miejsce wstawić odpowiedni komunikat.
Podatki to na początku roku temat bardzo na czasie. Wiadomo, że nikt nie chce ich płacić, a jeżeli już – to chociaż jak najniższe. W celu obniżenia opodatkowania przedsiębiorcy starają się wliczać jak najwięcej opłat i wydatków w koszty. A czy da się korzystać z podatkowej preferencji, uwzględniając amortyzację znaku towarowego?
Korzystanie z plików z filmami, książkami, muzyką czy innymi utworami prawa autorskiego pochodzącymi z nielegalnych źródeł od zawsze stanowiło kwestię bardzo kontrowersyjną. W polskim prawie przyjmuje się, że kopiowanie utworów prawa autorskiego możliwe jest w ramach dozwolonego użytku, a więc z zasady do użytku własnego. Takie podejście może jednak ulec zmianie, jak wynika z opinii rzecznika generalnego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 9 stycznia 2014, w sprawie C-435/12.
Rzecznik generalny wyraził pogląd, że tworzenie kopii na użytek prywatny dotyczy wyłącznie utworów pochodzących ze źródeł legalnych. Stwierdził on, iż w przypadku gdy państwo członkowskie wprowadzi wyjątek dotyczący kopii na użytek prywatny, pozwala on osobom fizycznym posiadającym utwory lub przedmioty chronione przez prawo autorskie i prawa pokrewne na sporządzenie ich kopii na użytek prywatny i do celów ani bezpośrednio, ani pośrednio handlowych. Zwykle wyjątek dotyczący kopii na użytek prywatny musi umożliwiać nabywcy CD z zapisem dźwięku sporządzenie jego zwielokrotnienia, które, na przykład, będzie mógł odsłuchiwać za pomocą przenośnego odtwarzacza cyfrowego. Wyjątek kopii na użytek prywatny narusza w ten sposób monopol zwielokrotniania podmiotów praw autorskich, powodując uszczerbek, na który, jak się poczytuje, wyrażają one zgodę w zamian za godziwą rekompensatę. Rekompensata ta jest postrzegana raczej jako adekwatne odszkodowanie dla podmiotów praw autorskich za szkodę wynikającą ze zwielokrotniania ich utworów oraz przedmiotów objętych ochroną, a nie jako wynagrodzenie. Wyjątek dotyczący kopii na użytek prywatny, jako „wyjątek podlegający rekompensacie”, nakłada wreszcie na państwa członkowskie obowiązek nie tylko ustanowienia godziwej rekompensaty należnej podmiotom praw autorskich, ale też rzeczywistego jej pobierania oczywiście jej dystrybucji między podmiotami praw autorskich.
Ochrona praw autorskich jest bardzo potrzebną instytucją. Pozwala bowiem autorom przeróżnych dzieł na uzyskiwanie z nich korzyści materialnych i przeciwdziałanie naruszeniom. Czasem jednak taka ochrona postrzegana jest zdecydowanie zbyt szeroko.
Przykładem na zbyt szerokie pojmowanie prawa autorskiego jest wykrywanie przez antypiracki system YouTube kolędy „Cicha noc” jako utworu chronionego właśnie prawem autorskim. Jest to kolejny w ostatnim czasie przypadek działań systemu Content ID, które budzą wiele kontrowersji. Problem leży w tym, że prawa autorskie do kolędy dawno już wygasły, utwór powstał bowiem w 1818 r., a więc stanowi już część domeny publicznej. Nie przekonuje to jednak YouTube, o czym przekonał się jeden z użytkowników portalu, który opublikował na nim filmik, podczas którego wykonuje kolędę a capella. W jakiś czas po umieszczeniu filmiku na YouTube, dostał on informację, że swoim działaniem naruszył prawa wytwórni BMG, Warner/Chappell oraz Universal Music Publishing Group. Tego typu informację dostaje również rzekomy właściciel praw. W takim przypadku może on postąpić na dwa sposoby: wnieść o usunięcie filmu lub zacząć czerpać dochód z reklam wyświetlanych na tym filmie. Może się więc zdarzyć, że podmiot, któremu tak naprawdę nie przysługują prawa autorskie do danego utworu, zdecyduje się na to drugie rozwiązanie i zacznie czerpać nienależne mu korzyści.
Twórcom filmowym tematy nigdy się nie kończą. A nawet jeśli, zaraz znajdują nowy. Jesienią 2013 r. pojawił się niezależny film, którego tematem jest znany serwis pozwalający użytkownikom na wymianę plików, The Pirate Bay. Serwis jest, z różnym skutkiem, od lat zwalczany przez właścicieli praw autorskich. Film "TPB-AFK" można w internecie obejrzeć za darmo.
Pomimo to, niektóre wytwórnie filmowe prosiły o usunięcie go z sieci, powołując się na prawa autorskie do filmu, których oczywiście nie posiadają. Jest tajemnicą poliszynela, że duże wytwórnie muzyczne i filmowe usiłują cenzurować internet. Wysyłają do zarządców serwisów internetowych zgłoszenia o rzekomym naruszeniu praw autorskich, zaś serwisy w większości ufają znaczącym na rynku wytwórniom i usuwają treści, bez sprawdzania praw autorskich, chociaż te zostały opublikowane całkiem legalnie.
Jesienią 2013 r. telewizja BBC wypuszcza nowy sezon cieszącego się wielką popularnością serialu "Sherlock", opartego na przygodach Sherlocka Holmesa, bohatera serii opowiadań Arthura Conan Doyle'a.
Co ciekawe, chociaż twórca postaci słynnego detektywa zmarł 83 lata temu, nadal trzeba płacić za wykorzystywanie tej postaci w innych utworach, w tym – w serialu. Wydawałoby się jednak, że postać stworzona przez Conan Doyle'a znajduje się już w domenie publicznej, a więc może być wykorzystywana nieodpłatnie, bez naruszenia praw autorskich. Pomimo to, opłat za korzystanie z postaci legendarnego detektywa domaga się firma Conan Doyle Estate Ltd., której właścicielami są potomkowie Conan Doyle'a. Spółka została założona przez najmłodszego syna pisarza, Adriana.
Retitling polega na rejestrowaniu tej samej piosenki danego artysty pod różnymi tytułami przez różnych wydawców, którzy nabyli prawo do danej piosenki artysty niezwiązanego kontraktem na wyłączność z żadną wytwórnią.
Opisana praktyka teoretycznie nie jest szkodliwa, lecz może doprowadzić do sytuacji, w której ciężko będzie powiązać daną piosenkę z jej rzeczywistym twórcą. To z kolei powoduje, że sam twórca może mieć problemy z dochodzeniem zapłaty za piosenkę, która posiada wiele tytułów.
Portal chomikuj.pl z założenia jest internetowym dyskiem, na którym użytkownicy mogą przechowywać wszelkiego rodzaju pliki, od notatek, aż po filmy. Takie działanie nie stanowi problemu, lecz w przypadku, gdy dane te zostają udostępnione publicznie – mamy do czynienia z łamaniem praw autorskich. W związku z tym, portal ma permanentne kłopoty.
Co łączy raperów i zabawki? Czasem – prawo własności przemysłowej.
Beastie Boys to założona w 1979 r., w Nowym Jorku, amerykańska grupa muzyczna tworząca muzykę hip-hop i spokrewniony z nim rapcore. Artyści w 1987 r. wydali piosenkę "Girls", która jest przedmiotem obecnego sporu ze spółką GoldieBox.
GoldieBox jest z kolei producentem zabawek, skierowanym dla dziewczynek. Celem przedsiębiorcy jest wychowanie pokolenia kreatywnych dziewczynek. Taki cel chcą osiągnąć poprzez produkcję zabawek związanych z budownictwem, konstruowaniem oraz majsterkowaniem, wszystko oczywiście dla małych dam.
Więcej...
Każdy posiadacz konta na portalu społecznościowym lubi pochwalić się ładnym zdjęciem lub udokumentować swoją obecność w ciekawym miejscu. Co jednak w sytuacji, kiedy to kto inny zamieści nasze zdjęcie, a my nie mamy ochoty na taką sytuację?
Taka sprawa rozpatrywana była w 2013 r. przez polskie sądy. Pewnemu mężczyźnie nie spodobało się, że ktoś z dawnych kolegów klasowych umieścił na portalu Nasza-Klasa dawne zdjęcie klasowe. Fotografia była czarno-biała i przedstawiała wielu uczniów. Wszystkie osoby, w tym powód, zostały podpisane z imienia i nazwiska. Mężczyzna domagał się usunięcia jego danych, posiłkując się ustawa o ochronie danych osobowych, gdyż na takie działanie nie zgodził się właściciel portalu. W usunięciu podpisów nie pomógł również Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych, którego decyzja została przez jej adresata zaskarżona. Cała sprawa finalnie trafiła do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Ostatecznie Naczelny Sąd Administracyjny przyznał rację skarżącemu, uznając, że zdjęcia w połączeniu z imieniem i nazwiskiem stanowią dane osobowe. Portal został zmuszony do usunięcia zarówno zdjęcia, jak i jego podpisu.
Jak się okazuje, na umieszczaniu krótkich filmów na YouTube można zarobić nie tylko za wyświetlanie przed nimi reklam. Niestety, zarobić próbują zupełnie inne osoby, niż autorzy filmików. Osoby takie zgłaszają rzekome naruszenia praw autorskich do konkretnego filmu, choć w rzeczywistości naruszenia takie nie miały miejsca.
Problemy mogą mieć autorzy filmów, którzy nabyli jakieś elementy, które zostały potem wykorzystane w filmie, takie jak na przykład utwory muzyczne. Taka niedogodność spotkała polskiego twórcę prowadzącego na YouTube kanał o gotowaniu.
Wykupił on bazę utworów muzycznych od firmy SmartSound.com. Utwory te chciał bowiem wykorzystywać do produkcji swoich filmów. Legalne pochodzenie utworów miało go chronić przed przypadkowym naruszeniem praw autorskich. Pomimo to, jesienią 2013 r. dostał on zgłoszenie dotyczące naruszenia praw autorskich twórców utworów wykorzystanych na kanale YouTube, a pochodzących z zakupionej bazy. Zgłoszenia pochodziły od firmy AdRev, rzekomo reprezentującej artystów, o których utworach była mowa.
Firma AdRev stała się znana jako dostawca "rozwiązań dla mas, do zarządzania prawami do muzyki na YouTube". Współpracujący z nią muzycy mogli przekazać firmie swoje nagrania, a ta miała monitorować na YouTube ich ewentualne naruszenia. Co ciekawe, spółka nie domaga się jednak usunięcia spornych filmików. Zgłasza jednak naruszenie i podaje siebie jako właściciela praw, dzięki czemu może dostawać zyski z reklam wyświetlanych przed danym filmem, z których 80% przekazuje prawowitemu właścicielowi praw autorskich. AdRev skupia więc twórców, administrując ich prawami i pozwalając im zarabiać na naruszeniach ich praw.
Na pierwszy rzut oka, działalność taka wydaje się zupełnie legalna. Problem stanowi tylko to, że AdRev może rościć sobie prawa do utworów, do których prawa posiadają także inne podmioty. Przykładowo, SmartSound.com. nie ma ze swoimi kompozytorami umów na wyłączność. Część wykonawców może więc rozpowszechniać swoje utwory poprzez różne kanały. Taka sytuacja miała tez miejsce w przypadku kanału z filmami o gotowaniu. W rezultacie dochodzi do absurdalnej sytuacji, w której autor filmiku nie może czerpać dochodów z reklam przed nim wyświetlanych, ze względu na rzekome naruszenie, które tak naprawdę nie istnieje.
Twórca może się oczywiście bronić i wyjaśniać sprawę przed YouTube. Część z użytkowników decyduje się jednak na łatwiejsze rozwiązanie, w postaci usunięcia i ponownego wrzucenia filmiku.
Google Polska, podmiot odpowiedzialny za działanie serwisu YouTube w Polsce, nie jest chętny do komentowania całej sytuacji. Uparcie powtarza, jak przyjmowało już wcześniej, podczas sporów dotyczących licencji Creative Commons, iż "YouTube udostępnia technologię, nie jest stroną w sporach dotyczących praw autorskich".
Hasło “prawo autorskie” kojarzy się zazwyczaj z wertowaniem grubych prawniczych kodeksów oraz ze skomplikowanymi umowami. A jaki związek może mieć prawo autorskie z dość kontrowersyjną ozdobą, jaką jest tatuaż?
NFL to największa zawodowa liga futbolu amerykańskiego. Gracze z tej ligi zrzeszeni są w organizacji National Football League Players Association (NFLPA). Organizacja ta zajmuje się między innymi udzielaniem licencji na rynkowe wykorzystywanie wizerunku zrzeszonych graczy, czy to w reklamach, czy w filmach, grach komputerowych bądź w innych dziedzinach, w których wizerunek da się wykorzystać. Niedawno NFLPA wpadł w powiązaniu z zagadnieniem praw autorskich ciężki orzech do zgryzienia. W reklamie wystąpił bowiem znany z licznych tatuaży zawodnik, Colin Kaepernick. W trakcie produkcji reklamy powstał problem, czy twórca charakterystycznych rysunków na ciele sportowca również powinien dostać wynagrodzenie za wykorzystanie ich w reklamie. Taki element wizerunku danej osoby może być bowiem równie charakterystycznym, co nazwisko czy pseudonim.
W takiej sytuacji rodzi się pytanie, czy po wykonaniu tatuażu prawa autorskie do niego przechodzą na osobę, która od tej pory będzie go nosić, czy też jest to dzieło – zgodnie z nazwnictwem prawa autorskiego “utwór” – jak każdy inny, będący przedmiotem praw autorskich. Wydaje się, że w przypadku tak specyficznego dzieła, jakim jest tatuaż, utrwalony przecież na stałe na skórze, jego noszenie i pokazywanie stanowi dowzwolony użytek, a więc tatuażysta nie mógłby w takim przypadku występować z roszczeniami wobec osoby noszącej tatuaż jego autorstwa.
Nie mogąc rozwiazać jasno tego probemu, należy radzić sobie na tyle, na ile pozwaa sytuacja. NFPLA doradza swoim graczom zawieranie umów z twórcami tatuaży, w których zawarte będzie przeniesienie praw autorskich do tatuażu w celu uniknięcia ewentualnych przyszłych roszczeń tatuażysty. W braku takiej umowy NFLPA życzy sobie, aby odpowiedzialność w przypadku ewentualnych roszczeń ponosił dany gracz noszący tatuaż.
Temat może wydawać się zabawny, ale zdarzały się już powództwa, których przedmiotem były właśnie prawa do tatuażu. Przykładowo, autor rysunku na twarzy boksera Mike'a Tysona pozwał wytwórnię Warner Bros. za wykorzystanie podobnego tatuażu w komedii Kac Vegas w Bangkoku (“The Hangover Part II”). Tatuażysta S. Victor Whitmill miał bowiem stosowne porozumienie z bokserem oraz prawa do wzoru tatuażu.
Widać więc, że chociaż tatuaże mogą wydawać się błahym tematem, to na gruncie praw do tej kontrowersyjnej ozdoby ciała mogą powstać poważne konflikty o znaczne kwoty pieniędzy.
Spotify, portal umożliwiający tworzenie playlist i odsłuchiwanie muzyki, doczekał się pozwu z zakresu praw autorskich. O dziwo, tym razem nie chodzi o naruszanie praw autorskich do konkretnych piosenek. Londyńska wytwórnia i klub muzyczny w jednym, Ministry of Sound, oskarża portal o to, że narusza on jej prawa autorskie do składanek utworów. Tym samym, jest to wyjątek w sporach, których przedmiotem są zazwyczaj nielegalnie ściągane i udostępniane utwory muzyczne.
Niektórzy użytkownicy Spotify stworzyli bowiem playlisty, których treść jest tożsama ze składankami wydawanymi przez Ministry of Sound. Niektóre z nich mają nawet w tytułach "Ministry of Sound". Stworzone są jednak z oryginalnych utworów, bo tylko takie wykorzystywane są a Spotify.