
Orzecznictwo (103)
Wielkimi krokami zbliża się jesień, a wraz z nią – chęć na coś słodkiego. Czasem jednak to właśnie coś słodkiego powoduje spięcia, nawet pomiędzy producentami słodyczy. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał właśnie wyrok w sporze pomiędzy gigantami na rynku słodyczy, rozpoczętym na początku 2014 r., którego przedmiotem był baton Kit-Kat, a konkretnie jedno z jego dostępnych na rynku wydań w postaci czterech połączonych ze sobą waflowych paluszków oblanych czekoladą.
Nestle chciało zarejestrować ten charakterystyczny kształt jako przestrzenny znak towarowy na terytorium Wielkiej Brytanii. Ten pomysł nie spodobał się jednak koncernowi Cadbury, konkurentowi Nestle na rynku słodkości. Spór rozgorzał po zgłoszeniu znaku towarowego. Cadbury sprzeciwił się zgłoszeniu twierdząc, że znak taki nie miałby charakteru odróżniającego. Ze względu na wątpliwości sądu w sprawie, została ona przekazana do Trybunału Sprawiedliwości.
Charakter odróżniający znaku przestrzennego polega na tym, iż dany produkt musiałby być rozpoznawany przez potencjalnych konsumentów po samym kształcie. Potwierdził to teraz i uszczegółowił Trybunał Sprawiedliwości. Wskazał, że dany kształt, aby móc stanowić trójwymiarowy znak towarowy, musi decydować o natychmiastowym rozpoznaniu przez konsumenta pochodzenia towaru od danego producenta.
Nestle ma więc nadal szansę na zmonopolizowanie kształtu popularnego batonika jako znaku towarowego. Udana rejestracja uniemożliwiłaby wielu producentom słodyczy oferowanie słodkości o podobnym kształcie. Musiałaby tego zaniechać również spółka Cadbury, która produkuje podobnie ukształtowany batonik Crispello. Teraz sprawa wróci przed brytyjski sąd. Jeżeli uzna on, że dowody na rozpoznawalność znaku 3D są wystarczające, Nestle dostanie swoją wymarzoną rejestrację.
13 kwietnia 2012 r. wniosku spółka Iron & Smith zwróciła się do urzędu węgierskiego o zarejestrowanie jako krajowego znaku towarowego kolorowego oznaczenia graficznego „be impulsive”. Spółka Unilever wniosła sprzeciw wobec tego zgłoszenia i powołała się na swoje wcześniejsze, wspólnotowe i międzynarodowe znaki słowne „Impulse”.
Ponieważ spółka Unilever nie wykazała szerokiej znajomości tych znaków towarowych na Węgrzech, nie można było ustalić ich renomy jako międzynarodowych znaków towarowych. Niemniej w odniesieniu do wspólnotowego znaku towarowego, na który powołano się w sprzeciwie, urząd, ze względu na to, że spółka Unilever promowała i sprzedawała w dużych ilościach na terytorium Zjednoczonego Królestwa i Włoch towary chronione owym znakiem towarowym, uznał za wykazaną renomę wspólnotowego znaku towarowego w istotnej części Unii. Z uwagi na okoliczności sprawy urząd stwierdził, że istnieje prawdopodobieństwo, że nieuzasadnione używanie tego znaku towarowego może powodować czerpanie nienależnej korzyści z charakteru odróżniającego lub renomy wspólnotowego znaku towarowego.
Następnie spółka Iron & Smith złożyła wniosek o zmianę decyzji odmawiającej rejestracji, w którym to wniosku zarzuciła zasadniczo, że urząd uznał za wykazaną renomę wspólnotowego znaku towarowego na podstawie procentowego udziału w rynku produktów spółki Unilever wynoszącego 5% w Zjednoczonym Królestwie i 0,2% na terytorium Włoch.
W tych okolicznościach urząd węgierski postanowił zawiesić postępowanie i zwrócić się do Trybunału Sprawiedliwości UE z pytaniem, czy w celu wykazania renomy wspólnotowego znaku towarowego wystarcza, by znak ten cieszył się renomą w jednym państwie członkowskim, również w przypadku gdy zgłoszenie do rejestracji krajowego znaku towarowego, przeciwko któremu wniesiono sprzeciw na podstawie takiej renomy, zostało dokonane w innym niż rzeczone państwie członkowskim.
Trybunał wskazał w orzeczeniu z 3 września tego roku, że pojęcie „renomy” zakłada pewien stopień znajomości wśród właściwego kręgu odbiorców, który to stopień należy uważać za osiągnięty, gdy wspólnotowy znak towarowy znany jest znaczącej części kręgu odbiorców zainteresowanych oznaczonymi tym znakiem towarami lub usługami. W konsekwencji, gdy istnienie renomy wcześniejszego wspólnotowego znaku towarowego zostało stwierdzone na istotnej części obszaru Unii, która może w danym przypadku pokrywać się z obszarem jednego tylko państwa członkowskiego, należy uznać, że ten znak towarowy cieszy się renomą w Unii i nie można wymagać od właściciela tego znaku wykazania istnienia tej renomy na obszarze państwa członkowskiego, w którym dokonano zgłoszenia późniejszego krajowego znaku towarowego będącego przedmiotem sprzeciwu.
Tym samym, w sytuacji gdy wcześniejszy wspólnotowy znak towarowy zdobył już renomę na istotnej części obszaru Unii, lecz nie wśród właściwego kręgu odbiorców państwa członkowskiego, w którym dokonano zgłoszenia do rejestracji późniejszego krajowego znaku towarowego, którego dotyczy sprzeciw, właściciel wspólnotowego znaku towarowego może skorzystać z ochrony, jeżeli okaże się, że niebagatelna z handlowego punktu widzenia część tego kręgu odbiorców zna ten znak i dostrzega związek między nim a późniejszym krajowym znakiem towarowym oraz że istnieje albo faktyczne i trwające naruszenie wspólnotowego znaku towarowego w rozumieniu tego przepisu, albo, gdy do niego nie doszło, duże prawdopodobieństwo zaistnienia takiego naruszenia w przyszłości.
W połowie lipca 2015 r. Sąd UE wydał interesujący wyrok w zakresie podobieństwa znaków towarowych do oznaczeń geograficznych.
22 sierpnia 2012 r. Genossenschaftskellerei Rosswag-Mühlhausen eG, dokonała w Urzędzie Harmonizacji Rynku Wewnętrznego (OHIM) zgłoszenia wspólnotowego znaku towarowego „Lembergerland”, dla napojów alkoholowych z wyjątkiem piwa. Zgłoszenie to zostało odrzucone ze względu na to, iż zgłoszony znak towarowy zawierał oznaczenie geograficzne Lemberg, chronione w Unii Europejskiej dla win pochodzących z Republiki Południowej Afryki. Wino, które miało być opatrywane znakiem, nie wywodziło się jednak z tego miejsca pochodzenia.
OHIM, a także Izba Odwoławcza, do której zwrócił się zgłaszający uznały, że zgłoszony znak towarowy nie stanowi prostego fantazyjnego określenia nowego w stosunku do oznaczenia geograficznego Lemberg. Ponadto uznano, że okoliczność, iż określenie „Lemberg” odnosi się do „estate” (winnicy), a nie do jakiegoś regionu lub obszaru, nie podważa okoliczności, że chodzi tu o oznaczenie geograficzne chronione zgodnie z umową między Wspólnotą a Republiką Południowej Afryki.
Skarżąca spółka już w sporze przed Sądem wskazała, że nie można uważać, iż nazwa Lemberg oznaczająca pojedynczą winnicę stanowi oznaczenie geograficzne. Po drugie, zgłoszony znak towarowy składał się zdaniem zgłaszającego z określenia fantazyjnego, które nie jest zbieżne z nazwą Lemberg, a zatem nie jest w stanie wprowadzać właściwego kręgu odbiorców w błąd.
Sąd nie dał się przekonać twierdzeniom skarżącej, że zgłoszony znak towarowy „Lembergerland” nie odnosi się do oznaczenia geograficznego Lemberg, wymienionego w umowie między Wspólnotą a Republiką Południowej Afryki, lecz stanowi nowe określenie fantazyjne, które ma własne znaczenie oznaczające „górską i bagienną krainę” i nie ma na celu wywołania wrażenia pochodzenia z najmniejszej winnicy Prowincji Przylądkowej Zachodniej, położonej w Republice Południowej Afryki. Sąd stwierdził jednak, że wystarczy, aby znak towarowy zawierał oznaczenie geograficzne bądź elementy pozwalające na pewną identyfikację odnośnego oznaczenia geograficznego lub z nich się składał.
Co więcej, dodatkowe litery tworzące zgłoszone oznaczenie nie mogą nadać mu charakteru fantazyjnego w stosunku do oznaczenia geograficznego „Lemberg”, jako że określenie „lemberger” jest w języku niemieckim przymiotnikiem utworzonym od określenia „Lemberg”, a termin „Land” oznacza w tymże języku „kraina, obszar”, co pozwala rozumieć zgłoszone oznaczenie jako odnoszące się do „krainy Lemberg” lub „obszaru Lemberg”.
W związku z tym, skarżąca spółka nie uzyskała rejestracji swojego znaku towarowego.
Problemem przedsiębiorców, których prawa do znaku towarowego są naruszane, jest często kwestia, jaki sąd będzie właściwy miejscowo do rozstrzygnięcia sporu. Mało kto chciałby przecież jechać do sądu na drugi koniec kraju. Chodzi tu w szczególności o sytuację, kiedy naruszenie znaku następuje w Internecie, a więc na przykład poprzez umieszczenie go na stronie internetowej nieuprawnionego podmiotu czy używanie w pozycjonowaniu stron internetowych.
Skoro treści internetowe dostępne są ogólnoświatowo, wybranie właściwego sądu może okazać się nie lada problemem, szczególnie, jeśli strony konfliktu mają siedziby w różnych państwach. Zgodnie z prawem, z zasady właściwy jest sąd odpowiedni dla siedziby strony naruszającej prawo ochronne na znak towarowy lub sąd właściwy dla miejsca naruszenia. Jak jednak ustalić w takim przypadku miejsce naruszenia?
Zgodnie z linia orzeczniczą Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, pozew w sporze dotyczącym naruszenia znaku towarowego może być wniesiony do sądu kraju rejestracji tego znaku lub do sądu właściwego dla siedziby reklamodawcy, który aktywował reklamę naruszającą prawo ochronne na znak towarowy. Trybunał orzekł tak między innymi w wyroku w sprawie C-523/10. Dotyczył on sporu pomiędzy austriackim przedsiębiorstwem Wintersteiger produkującym urządzenia do serwisowania nart i desek snowboardowych a Products 4U z siedzibą w Niemczech, która zajmuje się produkowaniem osprzętu do urządzeń Wintersteiger.
Trybunał Sprawiedliwości uznał, że jurysdykcja sądu oparta jest na ścisłym związku między roszczeniem a sądem miejsca nastąpienia zdarzenia, które wywołało szkodę i jest tym samym wyjątkiem od zasady, że właściwy jest sąd siedziby lub miejsca zamieszkania pozwanego. Takim zdarzeniem było według Trybunału uruchomienie przez reklamodawcę technicznego procesu wyświetlania ogłoszenia, natomiast miejscem naruszenia było miejsce siedziby Products 4U.
Czasami dochodzenie sprawiedliwości przy naruszeniu praw do znaku towarowego może być trudne, jeśli nie wiemy, przeciwko komu walczymy. Tego właśnie dotyczył lipcowy wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE.
Coty Germany zajmuje się produkcją i sprzedażą perfum i posiada licencję wyłączną na wspólnotowy znak towarowy „Davidoff Hot Water”, zarejestrowany dla produktów perfumeryjnych. W styczniu 2011 r. Coty Germany nabyła za pośrednictwem internetowej platformy aukcyjnej flakon perfum opatrzony znakiem towarowym „Davidoff Hot Water”. Kwotę odpowiadającą cenie tego towaru przekazała na wskazany przez sprzedawcę rachunek bankowy prowadzony przez Stadtsparkasse.
Po stwierdzeniu, że zakupiony przez nią towar narusza prawo, Coty Germany zwróciła się do operatora platformy aukcyjnej o podanie jej prawdziwego nazwiska posiadacza konta, z którego sprzedano perfumy, jako że sprzedaż została dokonana pod pseudonimem. Wskazana osoba przyznała, iż jest posiadaczem konta, ale zaprzeczyła, aby dokonała sprzedaży tego produktu, i powołując się na przysługujące jej prawo do zachowania milczenia, odmówiła udzielenia dalszych informacji. Coty Germany zwróciła się do Stadtsparkasse o podanie nazwiska i adresu posiadacza rachunku bankowego, na który przekazała ona kwotę odpowiadającą cenie zakupionego towaru naruszającego prawo. Stadtsparkasse, powołując się na tajemnicę bankową, odmówiła udzielenia tej informacji. Coty Germany wytoczyła powództwo przed Landgericht Magdeburg (sąd krajowy w Magdeburgu), który zobowiązał Stadtsparkasse do ujawnienia żądanych informacji. Oberlandesgericht Naumburg (wyższy sąd krajowy w Naumburgu), sąd apelacyjny, do którego zwróciła się Stadtsparkasse, uchylił wyrok wydany w pierwszej instancji i uznał, że wniosek o przekazanie spornych przedmiotowych informacji nie był zasadny. Sprawa trafiła przed Trybunał Sprawiedliwości UE.
Trybunał wskazał, że państwa członkowskie powinny zapewnić, iż w kontekście postępowania sądowego dotyczącego naruszenia prawa własności intelektualnej oraz w odpowiedzi na uzasadnione i proporcjonalne żądanie powoda właściwy sąd może nakazać przedstawienie informacji o pochodzeniu i sieciach dystrybucji towarów lub usług naruszających prawo własności intelektualnej przez każdą osobę, co do której stwierdzono, że świadczy ona na skalę handlową usługi stosowane w działaniach naruszające prawo.
Prawo do informacji, które powinno przysługiwać powodowi w kontekście powództwa dotyczącego naruszenia jego prawa własności, ma bowiem na celu umożliwienie stosowania oraz skonkretyzowanie prawa podstawowego do skutecznego środka prawnego oraz zapewnienie w ten sposób skutecznego wykonywania prawa własności, którego część stanowi prawo własności intelektualnej.
Kolory mogą nie tylko poprawiać nastrój czy dodawać energii, ale też wiązać się ze znacznymi sumami pieniędzy. O taki znak towarowy, złożony wyłącznie z koloru, a zarejestrowany w Niemczech jako krajowy znak towarowy, toczy się właśnie spór pomiędzy kosmetycznymi gigantami, koncernem Unilever i spółką Beiersdorf.
Niemiecki Sąd Federalny w Monachium zarządził w lipcu 2015 r. kolejne przesłuchanie stron w długotrwałej bitwie między Unileverem i niemieckim Beiersdorfem o krajowy znak towarowy w postaci odcienia niebieskiego, będący elementem oznaczenia marki Nivea, należącej do tego ostatniego. Unilever już od jakiegoś czasu chce unieważnić znak konkurenta ze względu na brak charakteru odróżniającego.
Niemiecka firma będzie w stanie bronić swojej własności intelektualnej po raz drugi, po wydaniu wyroku, w którym monachijski sąd patentowy uznał, że zasada, że 75 procent konsumentów musi skojarzyć z produktami marki Nivea ten konkretny kolor, aby można go było uznać za znak towarowy, jest zbyt rygorystyczna. W zweryfikowanym wyroku niemiecki sąd uznał, że co najmniej 50 procent konsumentów to wystarczająca liczba, zgodnie z orzecznictwem niemieckiego odpowiednika Sądu Najwyższego.
Bitwy o kolory znaków towarowych bywają dość popularne. Jakiś czas temu głośno było o usiłowaniach Christiana Louboutin dokonania rejestracji jako znaku towarowego charakterystycznych czerwonych podeszw projektowanych przez niego butów. Znak ten został później użyty jako argument w sporze pomiędzy projektantem a domem mody Yves Saint Laurent, który także oferował kilka modeli butów z czerwoną podeszwą. YSL bronił się twierdzeniem, że czerwona podeszwa jako znak towarowy nie ma wystarczającego stopnia charakteru odróżniającego. Sąd rozstrzygający sprawę uznał jednak, że czerwona podeszwa zarezerwowana jest dla towarów Christiana Louboutin, z wyjątkiem butów w kolorze czerwonym, gdyż w tym przypadku zbytnio zlewa się ona z resztą buta i nie wyróżnia go w taki sposób, w jaki powinien to robić znak towarowy.
Mało która dzielnica polskiego miasta jest w literaturze popularnej tak rozsławiona, jak poznańskie Jeżyce. W tych właśnie okolicach dzieje się akcja serii książek dla młodzieży autorstwa Małgorzaty Musierowicz, funkcjonującej pod nazwą Jeżycjada. Na początku 2015 r. autorka zastrzegła to oznaczenie jako znak towarowy. Teraz został on wykorzystany w sądzie, przeciwko innemu gatunkowi literackiemu.
Przedmiotem całego sporu jest tytuł spektaklu Weroniki Szczawińskiej, "Teren badań: Jeżycjada". Nie ma on akcji ani konkretnych bohaterów, składa się zaś z zestawienia rockowych piosenek, których tekst nawiązuje zarówno do mieszczańskiego życia opisywanego w Jeżycjadzie, jak i wprost wymienia nazwiska niektórych bohaterów książek Musierowicz. Każda z piosenek jest też zapowiadana tytułem kolejnej książki z cyklu.
Spektakl był wystawiany w Poznaniu i Warszawie, na festiwalach w Kaliszu, Rzeszowie i Hildesheim w Niemczech. Między innymi za niego Szczawińska otrzymała nominację do Paszportów Polityki w 2014 r. Po interwencji pisarki w Niemczech spektakl grany był już pod tytułem "Teren badań: Zastrzeżony znak towarowy". W Polsce wystawiano go też jako "Teren badań: literatura dziewczęca z poznańskich Jeżyc".
Autorka popularnej młodzieżowej serii książek dopatruje się w tytule naruszenia praw autorskich, dóbr osobistych i praw do zarejestrowanego znaku towarowego. Aktualnie sprawa znajduje się przed sądem który zakazał używania tytułu przedstawienia na czas trwania postępowania. Musierowicz nie wniosła jeszcze do sądu powództwa.
Co ciekawe, Musierowicz nie jest autorką terminu „Jeżycjada”. Wymyślił go przyjaciel pisarki, zmarły w 1992 r. Zbigniew Raszewski, wybitny historyk teatru.
Na nowy (wy)rok przybywa problemów na tygrysa skok
Napisał Adam BijakDość łatwo porównać znaki, które posiadają zarówno elementy słowne, jak i graficzne. Co jednak zrobić z takimi, które nie mają na przykład elementów słownych? Tej kwestii dotyczył niedawny, majowy, wyrok Sądu UE.
11 maja 2011 r. spółka Cosmowell GmbH dokonała w Urzędzie Harmonizacji w ramach Rynku Wewnętrznego (OHIM) zgłoszenia wspólnotowego znaku towarowego w postaci prostego napisu „GELENK GOLD”, nad którym znajdował się biało-czarny szkic tygrysa w skoku.
Towary, dla których wniesiono o rejestrację, to produkty farmaceutyczne i weterynaryjne; dietetyczne substancje przystosowane do celów medycznych; dodatki odżywcze; uzupełniające dodatki do żywności do celów leczniczych; dodatki do żywności do celów niemedycznych; mineralne dodatki do żywności.
14 września 2011 r. interwenient, Haw Par Corp Ltd, wniósł sprzeciw wobec rejestracji zgłoszonego znaku. Sprzeciw został oparty między innymi na wcześniejszym graficznym wspólnotowym znaku towarowym, przedstawiającym biało-czarnego tygrysa w skoku, jednak zwróconego w przeciwną stronę. Znak ten również zarejestrowany był dla produktów farmaceutycznych.
30 sierpnia 2012 r. Wydział Sprzeciwów uwzględnił sprzeciw w całości. 29 października 2012 r. skarżąca wniosła do OHIM odwołanie od decyzji Wydziału Sprzeciwów. Izba Odwoławcza OHIM oddaliła odwołanie, potwierdzając istnienie prawdopodobieństwa wprowadzenia w błąd. Zdaniem Izby, porównanie oznaczeń, na którego potrzeby należało uwzględnić wcześniejszy znak towarowy w postaci, w jakiej został on zarejestrowany, a nie w jakiej był on ponoć używany, co doprowadziło do stwierdzenia, że owe oznaczenia wykazywały przeciętny stopień podobieństwa pod względem wizualnym i wysoki stopień podobieństwa pod względem konceptualnym, natomiast nie można było przeprowadzić porównania tych oznaczeń na płaszczyźnie fonetycznej. Niezależnie od tego, czy znak ten uzyskał charakter odróżniający wzmocniony używaniem w Niemczech, w odczuciu odbiorców istniało prawdopodobieństwo wprowadzenia w błąd.
Rozpatrujący sprawę Sąd I Instancji UE podkreślił, że całościową ocenę prawdopodobieństwa wprowadzenia w błąd w zakresie, w jakim dotyczy ona wizualnego, fonetycznego lub koncepcyjnego podobieństwa kolidujących ze sobą oznaczeń, należy oprzeć na wywieranym przez nie całościowym wrażeniu, ze szczególnym uwzględnieniem ich elementów odróżniających i dominujących. Sposób postrzegania znaków towarowych przez przeciętnych konsumentów danych towarów lub usług odgrywa w całościowej ocenie wspomnianego prawdopodobieństwa decydującą rolę.
Ocena podobieństwa dwóch znaków towarowych nie może ograniczać się do zbadania tylko jednego z elementów tworzących dany złożony znak towarowy i porównania go z innym znakiem towarowym. Przeciwnie, porównania należy dokonać poprzez analizę danych znaków towarowych postrzeganych każdy jako całość, co nie oznacza, że całościowe wrażenie pozostawione przez złożony znak towarowy w pamięci właściwego kręgu odbiorców nie może w niektórych przypadkach zostać zdominowane przez jeden lub kilka z jego składników.
W niniejszej sprawie Izba Odwoławcza z jednej strony przypomniała, że porównanie oznaczeń powinno ograniczać się do uwzględnienia ich w postaci, w jakiej zostały one wpisane do rejestru OHIM, a z drugiej strony stwierdziła, że rozpatrywane oznaczenia wykazują przeciętny stopień podobieństwa wizualnego i wysoki stopień podobieństwa konceptualnego oraz że nie można ich porównać pod względem fonetycznym. Sąd wskazał, że jeżeli strona dokonująca zgłoszenia wspólnotowego znaku towarowego, który był przedmiotem postępowania w sprzeciwu wniesionego na podstawie wcześniejszego znaku towarowego, uważa, że ten ostatni znak był używany wyłącznie w postaci, która zmienia jego charakter odróżniający, to może zażądać przedstawienia dowodu rzeczywistego używania tego wcześniejszego znaku towarowego.
W zaskarżonej decyzji Izba Odwoławcza stwierdziła, że kolidujących ze sobą oznaczeń nie można porównać pod względem fonetycznym, ponieważ wcześniejszy znak towarowy nie zawiera elementów słownych. Sąd uznał, że jeżeli czysto graficzny znak towarowy przedstawia formę, którą właściwy krąg odbiorców jest w stanie z łatwością rozpoznać i skojarzyć z konkretnym i precyzyjnym słowem, to ten krąg odbiorców będzie używał tego słowa do określenia wspomnianego znaku, natomiast jeżeli graficzny znak towarowy zawiera również element słowny, to ów krąg odbiorców będzie co do zasady odnosił się do tego znaku przy użyciu wspomnianego elementu słownego. Izba Odwoławcza błędnie uznała więc, iż w niniejszym wypadku przeprowadzenie porównania kolidujących ze sobą oznaczeń było niemożliwe.
Zdaniem Sądu, kolidujące ze sobą oznaczenia wykazują niski stopień podobieństwa wizualnego i przeciętny stopień podobieństwa konceptualnego, natomiast różnią się od siebie pod względem fonetycznym. W konsekwencji, Sąd uznał nieważność zaskarżonej decyzji.
Klocki Lego to zabawka, która łączy pokolenia. Kolorowe i łatwe do połączenia elementy dają dzieciom i dorosłym dużo zabawy, a producentowi – duże przychody. Ze względu na wysokość tych ostatnich konkurenci Lego chcą produkować jak najbardziej podobne klocki. Uniemożliwiał im to zarejestrowany znak wspólnotowy przedstawiający kształt figurek Lego. Kilka lat temu konkurencyjna spółka Best Lock wniosła o unieważnienie tego znaku. W czerwcu 2015 r. Sąd I Instancji UE utrzymał jednak rejestrację w mocy.
Best Lock, która sprzedaje podobne figurki, wniosła o unieważnienie znaku z tego względu, że kształt towarów – klocków wynika z charakteru samych towarów, z możliwości łączenia ich z innymi zazębiającymi się elementami konstrukcyjnymi, a także ze względu na to, że klocki będące przedmiotem znaku stanowiły rozwiązanie techniczne, które nie powinno być znakiem towarowym.
OHIM oddalił jednak wniosek o unieważnienie prawa do znaku. Best Lock wystąpiła więc z odwołaniem do Sądu o stwierdzenie nieważności decyzji OHIM.
W rezultacie Sąd oddalił wniesioną przez Best Lock skargę i utrzymał decyzję OHIM. Zarzut dotyczący kształtu, jakoby miał on wynikać z charakteru samych towarów został przez Sąd odrzucony z uwagi na to, że Best Lock nie wysunęła żadnego argumentu na poparcie tego twierdzenia.
Sąd wskazał, że kształtem charakterystycznych elementów figurek (głów i kończyn) nie wydaje się łączyć lub też z niego wynikać żaden efekt techniczny, ponieważ elementy te nie umożliwiają w żaden sposób łączenia figurek z zazębiającymi się klockami konstrukcyjnymi. W uzasadnieniu zaznaczono też, że kształt rozpatrywanych figurek nie jest niezbędny do tego, aby umożliwić łączenie figurek z elementami konstrukcyjnymi. Jego celem jest nadanie figurkom cech ludzkich.
Lego może więc na chwilę obecną odetchnąć z ulgą, choć konkurent firmy może jeszcze odwołać się od wyroku do Trybunału Sprawiedliwości.
3 grudnia 2004 r. spółka Voss zarejestrowała w OHIM trójwymiarowy wspólnotowy znak towarowy w postaci szklanej butelki w kształcie walca z nieprzezroczystą zakrętką o średnicy takiej samej, jak butelki, dla napojów bezalkoholowych i alkoholowych.
17 lipca 2008 r. spółka Nordic Spirit złożyła wniosek o unieważnienie tego znaku towarowego. Decyzją z 10 marca 2010 r. Wydział Unieważnień OHIM w całości oddalił ten wniosek. Stwierdził w szczególności, że kształt spornego znaku towarowego nie jest „powszechny” na rynku napojów, a ze względu na kontrast między przezroczystym korpusem butelki i nakrętką butelka ta znacząco odróżnia się od innych butelek, dzięki czemu może funkcjonować jako znak towarowy.
Nordic Spirit wniosła do OHIM odwołanie od decyzji Wydziału Unieważnień. Izba Odwoławcza OHIM uchyliła tę decyzję i uwzględniła wniosek o unieważnienie znaku towarowego. Uznała, że w świetle orzecznictwa, zgodnie z którym butelki zawierające dane towary pełnią w oczach konsumentów przede wszystkim funkcję opakowania, aby określić pochodzenie towaru i odróżnić go od innych towarów, konsumenci zapoznają się z treścią etykiety na butelce.
Sprawa trafiła przed Trybunał Sprawiedliwości UE, który w maju 2015 r. wydał wyrok w tej sprawie.
Trybunał stwierdził, że Sąd UE, który rozpatrywał spór w pierwszej instancji popełnił błąd w ocenie, pozostawiając bez rozpatrzenia zarzut, jaki Voss podniosła na poparcie skargi w pierwszej instancji, zgodnie z którym Izba Odwoławcza niesłusznie obarczyła ją ciężarem udowodnienia, że sporny znak towarowy ma charakter odróżniający.
Trybunał wskazał jednak, że tylko znak, który w sposób znaczący obiega od norm lub zwyczajów branżowych i z tego względu może pełnić swą podstawową funkcję, którą jest wskazywanie pochodzenia, nie jest pozbawiony charakteru odróżniającego. Wobec tego im bardziej kształt, o którego rejestrację w charakterze znaku towarowego wystąpiono, przypomina najbardziej prawdopodobny kształt, który przybierze dany towar, tym bardziej prawdopodobne jest, że ów kształt pozbawiony będzie charakteru odróżniającego. Stąd też w sytuacji, gdy trójwymiarowy znak towarowy, dla którego wystąpiono o rejestrację, tworzony jest przez kształt towaru, sam fakt, iż kształt ten jest „wariantem” kształtów typowych dla tego rodzaju towarów, nie wystarczy, aby wykazać, iż powołany znak towarowy nie jest pozbawiony charakteru odróżniającego.
Trybunał zgodził się z Sądem, który uznał, że „sposób połączenia [trójwymiarowej przezroczystej butelki w kształcie walca z nieprzezroczystą zakrętką o średnicy takiej samej jak butelka] w rozpatrywanej sprawie stanowi jedynie sumę elementów, z których składa się ten znak, czyli butelki i nieprzezroczystej zakrętki, podobnie jak w przypadku większości butelek służących do przechowywania napojów alkoholowych lub bezalkoholowych obecnych na rozpatrywanym rynku” oraz że „tego rodzaju kształt może być powszechnie używany w obrocie handlowym jako opakowanie towarów objętych rejestracją”, a w rezultacie „sposób połączenia poszczególnych elementów omawianego złożonego znaku towarowego nie sprawia, że znak ten ma charakter odróżniający”. Ostatecznie Trybunał doszedł do wniosku, że sporny znak towarowy, tak jak jest on postrzegany przez właściwy krąg odbiorców, nie pozwala na indywidualizację towarów opatrzonych tym znakiem i odróżnienie ich od towarów pochodzących od innych przedsiębiorstw.
Więcej...
Wydaje się, że walka pomiędzy największymi konkurentami na rynku technologii telefonów komórkowych, Apple i Samsungiem, nigdy się nie skończy. W maju bieżącego roku pojawiła się nowa odsłona walki na prawa własności przemysłowej.
18 grudnia 2012 r. amerykański sąd oddalił wniosek Apple o wprowadzenie zakazu sprzedaży na terytorium USA smartfonów produkowanych przez konkurenta spółki, Samsunga. Była to wygrana bitwa Samsunga w długotrwałej wojnie patentowej z Apple, choć skażona gorzkim smakiem porażki, ponieważ latem 2012 r. sąd uznał, że w urządzeniach produkowanych przez spółkę zostały skopiowane opatentowane technologie będące wynalazkami Apple i tej decyzji nie zmienił.
W konsekwencji, na rzecz Apple przyznano w sierpniu 2013 r. ponad miliard dolarów odszkodowania na podstawie orzeczenia sądowego, stwierdzającego, iż Samsung dopuścił się skopiowania niektórych istotnych rozwiązań zastosowanych w iPhone'ie i iPadzie. W połowie maja 2015 r. sąd odwoławczy uznał jednak, że spółce z Cupertino należy się tylko około 1/3 tej kwoty. Z wyroku opiewającego na 930 miliony dolarów Samsung będzie musiał zapłacić 382 miliony.
Rozpatrujący sprawę sąd apelacyjny uznał, że do części naruszeń stwierdzonych przez sąd pierwszej instancji jednak nie doszło. Apple upierał się wcześniej, że działania Samsunga w postaci upodabniania opakowań i prezentacji jego produktów naruszały pośrednio prawa własności przemysłowej Apple, wywołując z nimi skojarzenia. Sąd wskazał jednak, że działania takie nie stanowią naruszeń ani znaku towarowego, ani specyficznej instytucji prawa amerykańskiego – design patent, połączenia cech technicznych produktu z jego wyglądem.
To, że obie bojowe spółki zostały chwilowo sądownie pogodzone nie świadczy jednak o tym, że już nigdy więcej nie wplączą się razem w patentowy bój. Ze względu bowiem na podobne rozwiązania techniczne stosowane w urządzeniach, jakie oferują obie spółki, a więc w smartfonach, tabletach czy notebookach, takie spory są nieuniknione.
Jest na świecie kilka takich ikon sportu, których nikomu nie trzeba przedstawiać. Jedną z nich jest Michael Jordan. Któż nie widział choćby jednego słynnego zdjęcia amerykańskiego koszykarza, charakterystycznie wzbijającego się w powietrze tuż przed umieszczeniem piłki w koszu? Z tej popularności chcieliby również skorzystać nieuczciwi przedsiębiorcy z Chin.
Jordan w ogarniętych manią koszykówki Chinach jest znany jako "Qiaodan", co stanowi fonetyczne oddanie jego nazwiska.
Aktualnie Michael Jordan przenosi swój spór dotyczący znaku towarowego z chińskim producentem akcesoriów sportowych do chińskiego odpowiednika Sądu Najwyższego. Była gwiazda Chicago Bulls pozwała Qiaodan Sport w 2012 roku, zarzucając firmie, że zbudowała swoją działalność wokół chińskiego odpowiednika jego nazwiska i numeru "23", pod którym występował, bez jego zgody.
Na początku tego roku, sąd do tej pory rozpatrujący sprawę orzekł na korzyść Qiaodan, a orzeczenie to zostało ostatnio potwierdzone przez sąd apelacyjny w Pekinie. Koszykarz chce nadal dochodzić swoich praw co do różnych kombinacji jego nazwiska i numeru zarejestrowanych jako znaki towarowe.
Spółka Qiaodan skomentowała ten krok mówiąc, że będzie respektować wyrok sądu niezależnie o jego treści.
Michael Jordan żąda od chińskiego producenta akcesoriów sportowych zaprzestania naruszania znaków towarowych i odszkodowania w wysokości - w przeliczeniu – 8 milionów dolarów.
OHIM, rozpatrujący sprawy dotyczące wspólnotowych znaków towarowych, nie musi kierować się wcześniejszym wyrokiem sądu krajowego, orzekającego w sprawie naruszenia prawa do znaku. Tak stwierdził w niedawnym wyroku Sąd I Instancji UE.
13 października 2009 r. Carolus C. BVBA dokonała w Urzędzie Harmonizacji w ramach Rynku Wewnętrznego (OHIM) zgłoszenia słownego wspólnotowego znaku towarowego „English pink”, głównie dla owoców, warzyw i płodów rolnych.
20 kwietnia 2010 r. spółki Apple and Pear Australia Ltd oraz Star Fruits Diffusion, wniosły sprzeciw wobec rejestracji zgłoszonego znaku towarowego, który opierał się wcześniejszych znakach towarowych: słownym i słowno-graficznym „PINK LADY” oraz graficznym, którego większość stanowił kolor różowy.
Wydział Sprzeciwów odrzucił sprzeciw. 7 czerwca 2011 r. skarżące wniosły do OHIM odwołanie od decyzji Wydziału Sprzeciwów.
Wyrokiem z 28 czerwca 2012 r., wydanym w następstwie wniesionego przez skarżące powództwa o naruszenie praw do wcześniejszych graficznych i słownego wspólnotowych znaków towarowych oraz do znaku towarowego Beneluksu, tribunal de commerce de Bruxelles (sąd gospodarczy w Brukseli, Belgia), działający jako sąd orzekający w sprawach wspólnotowych znaków towarowych, unieważnił prawo do znaku towarowego Beneluksu „ENGLISH PINK” i zakazał Carolus C. używania rzeczonego znaku towarowego na terytorium Unii Europejskiej. Pismem z 4 lipca 2012 r. skarżące notyfikowały wspomniany wyrok OHIM. Powiadomiły też OHIM o tym, że Carolus C. zrzekła się prawa do wniesienia środka odwoławczego od tego wyroku i że w konsekwencji ów wyrok uprawomocnił się.
Decyzją z 29 maja 2013 r. Czwarta Izba Odwoławcza OHIM oddaliła odwołanie. Uznała ona, że wspomniane znaki towarowe różnią się pod względem wizualnym. Podkreśliła ona, że elementy słowne mają mniej więcej taką samą długość i takie samo znaczenie oraz że wspólny element słowny „pink” zajmuje odmienne pozycje w ramach kolidujących ze sobą oznaczeń, a także że żaden z dwóch elementów, które stanowią składniki wspomnianych znaków towarowych, nie jest bardziej dominujący niż drugi. Uściśliła ona, że zgłoszony znak towarowy odtwarza wyłącznie połowę wcześniejszego słownego znaku towarowego, a także że element słowny „pink” nie jest odróżniający.
Sprawa zakończyła się przed Sądem I Instancji UE, gdyż skarżące uznały, że w postępowaniu powinien zostać uwzględniony wyrok sądu w Beneluksie.
Sąd uznał, że Izba Odwoławcza była zobowiązana do wskazania w zaskarżonej decyzji uzasadnienia odnoszącego się do jej rozstrzygnięcia w przedmiocie wspomnianej kwestii uwzględnienia nowej okoliczności faktycznej w postaci wyroku sądu krajowego. Wskazał też, że to naruszenie samo w sobie skutkuje stwierdzeniem nieważności zaskarżonej decyzji. Jednakże, uwzględniwszy szczególne okoliczności niniejszego sporu, w którym sąd orzekający w sprawach wspólnotowych znaków towarowych wydał orzeczenie przed wydaniem zaskarżonej decyzji, Sąd był zdania, że niezbędne jest dokonanie analizy ogólnych zasad pewności prawa, dobrej administracji i ochrony uzasadnionych oczekiwań.
Ze względu na pewność prawa oraz, ściśle, dobrą administrację każde zgłoszenie do rejestracji musi zostać rozpatrzone w sposób dokładny i kompletny, tak aby uniknąć nieprawidłowego rejestrowania znaków towarowych. Owo badanie musi mieć miejsce w każdym konkretnym przypadku. Rejestracja oznaczenia jako znaku towarowego zależy bowiem od specyficznych kryteriów, które znajdują zastosowanie w kontekście stanu faktycznego danej sprawy i służą weryfikacji, czy dane oznaczenie nie jest objęte podstawą odmowy rejestracji.
Wyrok tribunal de commerce de Bruxelles stanowił istotną dla rozstrzygnięcia niniejszej sprawy okoliczność faktyczną. Izba Odwoławcza nie mogła bowiem pominąć uznania, iż istnieją istotne kwestie wspólne dla okoliczności faktycznych stanowiących przedmiot postępowania wszczętego w następstwie powództwa o naruszenie oraz dla okoliczności faktycznych stanowiących przedmiot postępowania wszczętego w następstwie sprzeciwu wobec rejestracji zgłoszonego znaku towarowego.
Sąd wskazał, że w niniejszym wypadku wyrok tribunal de commerce de Bruxelles stanowił istotną okoliczność faktyczną, którą Izba Odwoławcza powinna była ocenić ze względu na ewentualny wpływ tej okoliczności na rozstrzygnięcie rozpatrywanego przez nią sporu.
Sąd przypomniał jednak, że orzeczenie sądu krajowego wydane przezeń w charakterze sądu orzekającego w sprawach wspólnotowych znaków towarowych w przedmiocie powództwa o naruszenie prawa do wspólnotowego znaku towarowego nie korzysta z żadnej powagi rzeczy osądzonej w stosunku do organów OHIM w ramach postępowania w sprawie sprzeciwu wobec rejestracji wspólnotowego znaku towarowego, nawet jeśli jest on identyczny z krajowym znakiem towarowym, którego dotyczy powództwo o naruszenie prawa. Z powyższego wynika, że istnienie w niniejszym wypadku orzeczenia, takiego jak orzeczenie tribunal de commerce de Bruxelles, nawet gdy jest ono prawomocne, nie wystarcza samo w sobie, aby umożliwić Sądowi określenie decyzji, którą powinna wydać Izba Odwoławcza.
Sąd wskazał więc, że choć Izba Odwoławcza powinna wziąć pod uwagę wydany wyrok, to jednak nie musiała się zgadzać z jego treścią.
Co prawda 1 kwietnia to zwyczajowo dzień żartów, a opisany poniżej wyrok Trybunału Sprawiedliwości z 19 marca bieżącego roku dotyczy zabawek, to jednak zapewne żadnej ze stron na Sali sądowej nie było do śmiechu.
21 stycznia 2008 r. wnosząca odwołanie spółka MEGA Brands International dokonała w OHIM zgłoszenia oznaczenia graficznego MAGNEXT, głównie dla zabawek. 29 marca 2010 r. spółka dokonała w OHIM drugiego zgłoszenia dla słownej wersji oznaczenia.
5 września 2008 r. i 17 czerwca 2010 r. spółka Diset SA wniosła dwa sprzeciwy wobec rejestracji rozpatrywanych znaków towarowych oparte na wcześniejszym słownym hiszpańskim znaku towarowym MAGNET 4. Wydział Sprzeciwów OHIM uwzględnił sprzeciwy wniesione przez Diset. Izba Odwoławcza OHIM oddaliła zaś odwołania od decyzji wspomnianego Wydziału Sprzeciwów wniesione przez spółkę wnoszącą odwołanie.
Rozpatrujący sprawę Sąd I Instancji wskazał, że zgłoszony graficzny znak towarowy jest wyraźnie podzielony na dwie części: »mag« i »next«. Ponadto ponadwymiarowość wielkiej litery »X« oraz jej stylizacja skutkują tym, że właściwy krąg odbiorców zapamięta wizerunek angielskiego określenia »next« jako odrębny element wspomnianego znaku towarowego, który wywołuje szczególne wizualne wrażenie niewywoływane przez oznaczenie MAGNET 4. Określenie »magnet«, które dominuje w tym ostatnim oznaczeniu, stwarza bowiem wizualne wrażenie jednego wyrazu, mimo że cyfra »4« nie występuje w zgłoszonym graficznym znaku towarowym.
Współzależnie wielka litera »X« sprawia, że wymowa drugiego składnika zgłoszonego graficznego znaku towarowego staje się uwydatniona, co w połączeniu z wizualnym rozdzieleniem dwóch elementów »mag« i »next« może powodować fonetyczne odtworzenie tego znaku towarowego w dwóch wyrazach, podczas gdy określenie »magnet« w ramach wcześniejszego znaku towarowego będzie wymawiane jako jeden wyraz, który dodatkowo nie obejmuje dźwięku wytwarzanego przez literę »x«.
Sąd uznał, że jeśli chodzi o porównanie kolidujących ze sobą oznaczeń pod względem konceptualnym, istnienie w języku hiszpańskim przymiotnika „magnético” – powszechnie używanego przez właściwy krąg odbiorców w celu wskazania artykułu posiadającego cechy magnetyczne – skutkuje tym, że ów krąg odbiorców skojarzy wcześniejszy znak towarowy z przedmiotami posiadającymi takie cechy.
Wnosząca odwołanie przedstawiła zbiór dowodów wykazujących, że podkreślenie cech magnetycznych zabawek i przedmiotów do zabawy stanowi stałą praktykę podmiotów działających w rozpatrywanym sektorze. W tych okolicznościach w pkt 33 wspomnianego wyroku uznał on, że wcześniejszy znak towarowy MAGNET 4 jest nośnikiem przekazu, który może zostać powiązany przez właściwy krąg odbiorców z cechami towarów, dla których został on zarejestrowany, a które są identyczne z towarami oznaczonymi zgłoszonymi znakami towarowymi graficznym i słownym. Sąd wywiódł z tego, że wcześniejszy znak towarowy wykazuje charakter nie przeciętnie odróżniający, lecz słabo odróżniający.
W świetle wszystkich powyższych rozważań Sąd orzekł, że uznając prawdopodobieństwo wprowadzenia w błąd w przypadku zgłoszonego graficznego znaku towarowego i wcześniejszego znaku towarowego, Izba Odwoławcza dopuściła się błędu w ocenie.
Rozpatrujący sprawę finalnie Trybunał Sprawiedliwości UE nie zgodził się jednak z Sądem. Wskazał, że ocena podobieństwa dwóch znaków towarowych nie może ograniczyć się do zbadania tylko jednego z elementów tworzących dany złożony znak towarowy i porównania go z innym znakiem towarowym. Sąd nie przedstawił żadnego uzasadnienia, nawet dorozumianego, pozwalającego na poznanie powodów, dla których zakwalifikował on element „magnet” jako dominujący. Po drugie, Sąd nie uzasadnił również, nawet w sposób dorozumiany, nieujęcia cyfry „4” w dokonanej przez siebie ocenie podobieństwa kolidujących ze sobą oznaczeń.
W konsekwencji Trybunał odesłał sprawę do ponownego rozpoznania przez Sąd.