Prawo autorskie
wtorek, 15 październik 2013 10:26

Ceny eleketroniki w górę przez prawa autorskie

Napisał

Ministerstwo Kultury planuje wprowadzenie rozporządzenia, które nałoży opłaty z tytułu praw autorskich na producentów między innymi komputerów, smartfonów i telewizorów. W związku z tym, ceny takich urządzeń prawdopodobnie wzrosną.


Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego rozpatruje bowiem skonsultowany ze środowiskami twórczymi projekt założeń nowego rozporządzenia, według którego ma zostać rozszerzona tak zwana lista czystych nośników, od których będzie pobierana dodatkowa opłata na rzecz praw autorskich. Czyste nośniki to urządzenia, na których można odtwarzać lub nagrywać materiały audio oraz wideo.

W dobie popularności czytników książek i mnogości internetowych źródeł dostępu do pirackich e-booków naruszających prawa autorskie ich twórców, wydawcy książek narzekają na niską sprzedaż swoich produktów, winą za to obarczając właśnie piractwo internetowe. Użytkownicy e-booków wielokrotnie proponowali obniżenie cen e-książek jako remedium na tę bolączkę, biorąc pod uwagę bardzo niskie koszty ich wydawania, wydawcy wolą jednak od tego pomysłu zastosowanie innych, dużo bardziej awangardowych.

 

Przykładowo, niemieckim wydawcom nie podoba się umieszczanie przez dziennikarzy dzienników internetowych linków do stron oferujących dzielenie się pirackimi e-bookami w ich artykułach. Czasami podanie takiego linku jest bowiem uzasadnione tematyką danego artykułu. Wydawcy z Niemiec twierdzą jednak, że działanie takie może być uznane za formę reklamy tego typu witryn, co tylko przysporzy im użytkowników. Wpadli więc na pomysł umożliwienia ścigania gazet za podawanie nazw tego typu stron internetowych. Do tej pory zrzeszenie niemieckich wydawców złożyło skargę skierowaną przeciwko gazetom "Tagesspiegel" oraz "Zeit online" o naruszenie prawa poprzez publikację wywiadu z twórcami serwisu Boox.to, który oferuje pirackie e-booki naruszajace prawa autorskie.

Zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych, funkcjonuje instytucja „notice and takedown”. Pozwala ona właścicielowi prawa autorskiego na zgłoszenie do e-usługodawcy (czyli np. YouTube, Twitter itp.) żądania usunięcia danych treści z ich serwisu (filmu, wpisu), które według niego naruszają to prawo autorskie. Jeśli e-usługodawca nie usunie danej treści na żądanie właściciela praw autorskich, może być uznany za współwinnego w ich naruszeniu. Jeśli zaś spełni żądanie, to i tak nie ponosi odpowiedzialności za swoje działanie. Innymi słowy, e-usługodawcy nic nie grozi za uwzględnienie takiego żądania. Jest to zatem wygodne wyjście z kłopotliwej sytuacji i serwisy najczęściej profilaktycznie uwzględniają żądania usunięcia danej treści.

 

Może być jednak tak, że dane zgłoszenie spełni znamiona zakazu nadużywania prawa autorskiego. W Polsce taki zakaz wynika z art. 5 Kodeksu Cywilnego – czyli zakazu czynienia ze swego prawa użytku, który byłby sprzeczny ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem tego prawa lub z zasadami współżycia społecznego. Inaczej mówiąc, prawa autorskie, jak każde prawo przedmiotowe, mogą być użyte bezpodstawnie. Skoro e-usługodawca nie ponosi żadnej odpowiedzialności za zgłoszenie, które nadużyłoby prawa autorskiego, oczywistym jest, że wszelka odpowiedzialność spada na właściciela praw autorskich, który dane żądanie złożył.

Nie od dziś wiadomo, że wszyscy przedsiębiorcy prowadzący zakłady usługowe, takie jak salon fryzjerski, klub fitness czy sklep muszą uiszczać opłaty na rzecz organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi w zamian za możliwość odtwarzania w swoich lokalach muzyki objętej prawami autorskimi innych osób. Obecnie planowane są zmiany systemu naliczania tych opłat, ponieważ system ten jest zbyt skomplikowany, choćby przez fakt, iż należy zawrzeć umowę z każdą z organizacji oddzielnie.

Rozwiązaniem tej chaotycznej sytuacji ma być planowane ustalenie tabel z opłatami naliczanymi dla wszystkich organizacji wspólnie. Czynnikami, od których będzie zależeć wysokość opłaty, mają być między innymi wielkość oraz lokalizacja danego punktu usługowego. O tabelach i ich treści ma zadecydować do połowy lipca 2013 r. Komisja Prawa Autorskiego.

Zmiany obejmują między innymi sposób naliczania opłat. Do tej pory opłaty te były tej samej wysokości niezależnie od tego, czy dany lokal użytkowy znajdował się w centrum dużego miasta, czy na obrzeżach małego miasteczka. Teraz ma się to zmienić, jako że takie same punkty usługowe w różnych lokalizacjach nie przynoszą tak samo wysokich dochodów. Zróżnicowanie dotyczyć będzie również hoteli, gdzie opłata będzie rosła wraz z liczbą gwiazdek przyznanych danemu hotelowi. Najwyższe opłaty mają obowiązywać galerie handlowe. Więcej zapłacą również kluby i dyskoteki, jako że odtwarzanie utworów objętych prawem autorskim artystów to główne źródło ich zarobków.

Na pewno będzie to ułatwienie dla przedsiębiorców, którzy uiszczą jedną opłatę, zaś opłata ta zostanie później podzielona pomiędzy poszczególne organizacje. Pomimo obiecanych ułatwień, sprzeciw wobec tabel zgłosiły dwie organizacje przedsiębiorców, Izba Gospodarcza Hotelarstwa Polskiego oraz Stowarzyszenie Organizatorów Imprez Artystyczno-Rozrywkowych i Sportowych. Podobny system różnicujący opłatę za publiczne odtwarzanie utworów muzycznych objętych prawem autorskim obowiązuje obecnie w Niemczech.

środa, 19 czerwiec 2013 13:58

Google zasypywany skargami

Napisał

Wydawcy książek nie odpuszczają piratom internetowym, naruszającym prawa autorskie do oferowanych przez nich wydawnictw. Nie podoba im się fakt, iż serwisy internetowe, oferujące pliki zawierające książki do pobrania bez opłat, wgrywane tam przez ich użytkowników, są wysoko wyświetlane jako wyniki wyszukiwania tych książek.

Wydawcy wpadli więc na pomysł zgłaszania wysoko pozycjonowanych serwisów naruszających prawa autorskie do zarządzających wyszukiwarką Google. Bez otrzymywania sygnałów o masowym naruszaniu praw autorskich Google sam nie jest bowiem w stanie wyłapywać naruszycieli, których strony internetowe pozycjonują się w wyszukiwarce.

Polska Izba Książki rozpowszechnia więc wśród wydawców prośbę o zgłaszanie do Google wszystkich naruszeń praw własności intelektualnej z zakresu prawa autorskiego, które miały miejsce w serwisach wskazanych przez tę wyszukiwarkę jako wyniki. Takie masowe skargi są wyłapywane przez algorytm silników Google, który odpowiada za kolejność stron internetowych wyświetlanych jako wyniki wyszukiwania. Tym samym, algorytm może obniżyć pozycję strony serwisu, na który ciągle wpływają skargi.

Spory wydawców z serwisami udostępniającymi darmowe książki ciągną się już od dłuższego czasu. Ich pochodną jest wniesienie pozwu zbiorowego przeciwko Chomikuj.pl pod koniec 2012 r. Serwisy takie bronią się tym, że realnie nie są w stanie kontrolować zawartości każdego z umieszczanych przez użytkowników plików, a samych użytkowników ostrzegają przed naruszaniem prawa, w tym praw autorskich.

wtorek, 18 czerwiec 2013 13:55

Wojewoda piratem internetowym?

Napisał

Mainframe sp. z o. o. to spółka, o której do niedawna raczej mało kto słyszał. Zajmuje się ona przygotowywaniem systemów komputerowych, w tym dla ministerstw, policji, ZUS i urzędów wojewódzkich. W czerwcu 2013 r. spółka stała się jednak słynna, ze względu na wygraną sprawę sądową z zakresu praw do oprogramowania komputerowego.

Spółka Mainframe napisała program komputerowy "Łącznik - oprogramowanie teletransmisji do SZBD JANTAAR", z którego bez zgody autora czy uiszczenia opłaty licencyjnej korzystał Wojewoda Podkarpacki. Jest to specjalne oprogramowanie (silnik bazy danych) wykorzystywane między innymi do spraw związanych z wykorzystaniem numerów PESEL. Nawet upomniany, wojewoda nie chciał zapłacić za korzystanie z programu. Spółka wytoczyła więc proces sądowy o naruszenie praw autorskich do programu komputerowego. Sąd przychylił się do wersji autora oprogramowania i nakazał wojewodzie zapłatę trzykrotności opłaty licencyjnej za program oraz publikację specjalnego oświadczenia o naruszeniu w prasie oraz na stronach gazet internetowych i urzędu. Prokuratoria Generalna Skarbu Państwa rozważa wniesienie skargi kasacyjnej od wyroku.

Rzecznik Prasowy Wojewody Podkarpackiego nie chciał komentować całej sprawy. Również reprezentująca wojewodę Prokuratoria Generalna nie chciała udzielić odpowiedzi na pytanie o koszty związane z przegranym sporem, w tym koszty publikacji ogłoszeń. Koszty te zostaną bowiem prawdodopobnie poniesione z budżetu Skarbu Państwa.

Nie każdy zdaje sobie sprawę, iż nawet sam fakt wzorowania się na dziele innego twórcy czy wykorzystanie pewnych elementów kompozycji obrazu również może naruszać prawa autorskie twórcy, tak samo jak kopiowanie jego dzieła w niezmienionej postaci. Sam fakt podpatrzenia pewnych elementów kompozycji, koncepcji czy tematyki dzieła, może naruszać prawnie chronione interesy ich twórcy. Sama przesłanka identyczności nie musi być spełniona, wystarczy, że dwie porównywane prace są dość podobne.

Przykładem tego może być rozstrzygnięcie przez amerykański sąd w 2011 r. głośnej sprawy z powództwa znanego fotografa Davida La Chapelle przeciwko równie znanej wokalistce, Rihannie. La Chapelle zarzucał piosenkarce bezprawne wykorzystanie w jednym z jej teledysków "kompozycji, koncepcji, atmosfery, tematyki, kolorów, garderoby i sposobu oświetlenia" z jego zdjęć. Zdjęcia La Chapelle mają bowiem charakterystyczny, psychodeliczny i kolorowy styl. Chociaż prawnicy piosenkarki powoływali się na prawo do tak zwanego dozwolonego użytku, powództwo nie zostało przez sąd oddalone. Sąd trafnie ustalił, że „fair use” nie dotyczy wykorzystywania materiałów w celach komercyjnych. Zasługuje na uwagę, iż w toku rozpatrywania sprawy sąd dokonał istotnego wyliczenia. Mianowicie, wskazał on elementy zdjęcia podlegające ochronie prawnej. Poczytuje się to rozstrzygnięcie sądu amerykańskiego za swoisty precedens, wytyczający pewien kierunek orzeczniczy w podobnych sprawach. We wspomnianym wyliczeniu podkreślono, iż aby pozew o prawo autorskie został przyjęty przez sąd, konieczne jest wykazanie przez właściciela praw autorskich, że to właśnie oskarżony skopiował pracę. Co więcej, należy udowodnić istnienie „poważnych” podobieństw pomiędzy pracą źródłową a dziełem oskarżonego.

Sąd skupił się również na wskazaniu, iż ochronie podlegają tylko te elementy pracy, które zostały samodzielnie wymyślone lub wykonane przez właściciela prawa autorskich. A co wydaje się najważniejsze, praca musi przejawiać "przynajmniej minimalny stopień kreatywności", jednak oryginalność obejmuje nie tyle sam pomysł, co formę jego przekazania, urzeczywistnienie pomysłu. Ochronie podlega także nietypowa sytuacja wykreowana przez fotografa czy też obiekty przez niego stworzone. Sędzia zaznaczyła, że wyznacznikiem naruszenia prawa autorskiego nie musi być koniecznie opinia biegłych. Może być nim również opinia laika wskazująca na subiektywne wrażenie podobieństwa jednej pracy do drugiej. Ten swoisty „test przeciętnego odbiorcy” stanowi odmienne podejście od dotychczas prezentowanego w orzecznictwie amerykańskim.

Cała sprawa została zażegana w drodze ugody zawartej między Rihanną oraz Davidem La Chapelle. Strony nie zdradziły co prawda warunków porozumienia, jednakże po cichu mówiło się o tym, że La Chapelle jest zadowolony z zaoferowanego wynagrodzenia za wykorzystanie jego koncepcji bez pytania w klipie do piosenki "S&M".

Wraz z rozwojem nowych technologii, większość towarów czy czynności codziennego życia zostaje zastąpionych ich elektronicznymi wersjami. Tak na przykład przytaczając podstawową czynność, jaką są zakupy, w dzisiejszych czasach tradycyjny koszyk wypiera coraz silniej jego wirtualna wersja. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy wydaje się być przede wszystkim wygoda, którą oferują te usługi ich użytkownikom. Zamiast dźwigać ciężkie torby po brzegi wypełnione zakupami, towary same do nas przyjdą, bez większego wysiłku z naszej strony.

Analogicznie rzecz ma się z książkami. Dawniej, aby móc zabrać ze sobą kilka książek, trzeba było nastawić się na dźwiganie ciężaru opasłych woluminów, co więcej, mimo usilnych starań wydawnictw tworzenia książek „lekkich ja piórko”, nie zawsze były one rzeczywiście lekkie i poręczne. Nic więc dziwnego, iż nowoczesne technologie zagościły na stałe także w tej dziedzinie życia. Obecnie nie ma najmniejszego problemu z przemieszczaniem się mając u boku nawet kilka tysięcy książek w postaci tak zwanych e-booków. Ta elektroniczna wersja papierowej książki może zostać umieszczona na specjalnie ku temu przeznaczonych czytnikach, ale również w każdym telefonie komórkowym, dzięki czemu użytkownik w każdym czasie ma dostęp do swojej własnej mini-biblioteki. Zjawiskiem negatywnym jest, iż wraz ze wzrostem popularności e-booków rozrastać się również zaczął piracki rynek, umożliwiający pobieranie z internetu książek za darmo. Wydawnictwa książkowe, na nieszczęście użytkowników takich serwisów, nie zamierzają przyglądać się bezradnie poczynaniom „piratów”. Szacuje się, iż polski rynek wydawniczy przez takie zachowania stracił już około 250 milionów złotych.

Wydawnictwa zrzeszone w Polskiej Izbie Książki dość ochoczo wytaczają powództwa przeciwko takim serwisom, o czym świadczy również ostatnio głośny pozew przeciwko serwisowi internetowemu chomikuj.pl, który umożliwia między innymi udostępnianie e-booków chronionych prawami autorskimi. Podobnych portali w internecie jest mnóstwo, na miejsce jednego usuniętego pojawia się kilka nowych. Nie można wykluczyć, iż wydawnictwa wypowiedzą walkę pirackim serwisom, o czym może świadczyć fakt, iż wynajmują one specjalne firmy, których zadaniem jest przeszukiwanie Internetu pod kontem pirackich treści.

Znaczną barierą, przeczącą jednak o powszechnym dostępie do e-booków jest kolejny raz ich cena, najczęściej taka sama jak cena książki papierowej. Według ostatnio przeprowadzonej ankiety, aż 37% respondentów stwierdza, iż chciałoby płacić za e-booki połowę ceny tradycyjnej książki. W obecnej sytuacji, za 1 e-booka płacimy w zasadzie tyle samo, co za wersję papierową, pomimo diametralnie niższych kosztów jego powstania. Sytuacja ta najprawdopodobniej w najbliższym czasie nie ulegnie zmianie. Spowodowane jest to głównie zróżnicowaniem podatku VAT, uiszczanym od tradycyjnych książek na preferencyjnych warunkach ze stawką 5%. Natomiast w przypadku wersji elektronicznej, traktowanej jako usługa, a nie towar, stawka ta wzrasta niebotycznie do 23%. Rozwiązaniem problemu naruszania praw autorskich do popularnych książek byłoby być może obniżenie cen e-booków.

Na początku maja 2013 r. Przedstawiciel USA ds. handlowych (USTR) opublikował coroczny raport o ochronie i egzekwowaniu amerykańskich patentów, praw autorskich czy innych form własności intelektualnej przez partnerów USA.

Najwięcej miejsca w raporcie zajęły Chiny. Zostały one skrytykowane za ciągle rosnący wskaźnik kradzieży amerykańskich tajemnic handlowych. W myśl raportu, "do kradzieży tajemnic dochodzi nie tylko w samych Chinach, ale też poza Chinami na rzecz podmiotów chińskich". Zdaniem amerykańskich ekspertów władze chińskie postrzegają naruszenia praw autorskich oraz tajemnicy handlowej nie jako poważne naruszenia prawa, ale jako rutynowe spory handlowe. Ofiarami takich naruszeń stały się między innymi takie spółki, jak General Motors, Ford, DuPont, Dow Chemical, Motorola i Boeing, które padły ofiarami szpiegostwa przemysłowego. Biały Dom deklaruje, że wezwie rząd chiński do podjęcia poważnych kroków w celu zakończenia tego typu działalności.

Dostało się również Ukrainie, za naruszenia praw autorskich, co może mieć konsekwencje nawet w wycofaniu preferencji handlowych dla Kijowa. Ukraina jest bowiem częścią grupy państw objętych amerykańskim systemem preferencji handlowych pod nazwą GPS - Generalized System of Preferences. W ramach tego programu Stany Zjednoczone zniosły cła dla niektórych państw rozwijających się. To właśnie to europejskie państwo jako jedyne zostało uznane za "kraj priorytetowy", co oznacza, że pod względem kryteriów przyjętych w raporcie panują w nim najgorsze warunki. O nagminne naruszanie praw autorskich zostały oskarżone nawet ukraińskie agencje rządowe.

Nie tylko wśród organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi panuje bałagan. W kwietniu 2013 r. decyzją sądu postawiono w stan upadłości likwidacyjnej spółkę Polskie Nagrania. Pod obecną nazwą działa ona od 2005 r., ale jej początki sięgają dwudziestolecia międzywojennego. Działalność spółki krąży wokół działalności wydawniczej w zakresie fonografii, obrotu prawami autorskimi i pokrewnymi oraz usług związanych z obróbką dźwięku. Według publicznych danych, roczne przychody spółki wynoszą około 3 milionów zł, choć ostatnimi czasy ciągle spadają.

Nad spółką nastały jednak ostatnio czarne chmury. Zabrakło jej bowiem funduszy na spłacenie odszkodowania zasądzonego dla spadkobierców Anny German ze względu na zaległe tantiemy. Odszkodowanie opiewa na niebagatelną sumę około 2 milionów zł.

Polskie Nagrania nie płaciły tantiem, choć firma posiada prawa autorskie do 34 tysięcy utworów muzycznych, a jej majątek wyceniany jest na około 20 milionów zł. Polskie Nagrania posiadają prawa do piosenek takich artystów, jak Czesław Niemen czy Marek Grechuta. W związku z tym za ratowanie spółki wziął się minister kultury. Rozpoczął on negocjacje z resortem skarbu, dotyczące ewentualnego przejęcia katalogu utworów i zaliczenia ich do dziedzictwa narodowego. Takie działania zablokowałyby plany przejęcia utworów przez podmioty prywatne. Rzecznik Ministerstwa Skarbu twierdzi, że Skarb Państwa chce zabezpieczyć posiadane zasoby zaliczane do dziedzictwa narodowego. Mowa tu o zasobach najbardziej wartościowych. Jakich konkretnie – jeszcze nie wiadomo.

Są również plany, aby na bazie zasobów Polskich Nagrań i Polskiego Wydawnictwa Muzycznego powstała instytucja zajmująca się zarządzaniem dziedzictwem narodowym i prawami autorskimi do niego.