Czasami kreskówki dla dzieci to poważna sprawa. W szczególności, jeśli chodzi o pieniądze. W styczniu 2014 r. twórca animacji „Pokemon”, której bohaterami są fikcyjne i fantazyjne stworki, wystosował pozew przeciwko Marcusowi Fraser, właścicielowi i operatorowi aplikacji „Pokellector”oraz strony internetowej pokellector.com, ze względu na naruszenie praw do znaków towarowych „Pokemon” i „Poke Ball”. Zdaniem powoda, logotypy wykorzystywane na stronie i w aplikacji zbytnio przypominają jego znaki towarowe zarówno brzmieniowo, jak i pod względem graficznym. Nazwa „Pokecollector” jest bowiem napisana charakterystyczną, powyginaną żółtą czcionką.
Strona internetowa oraz aplikacja Pokellector i pozwalają użytkownikom na przeglądanie ofert kart Pokémon. W większości przypadków, gdy użytkownik kliknie na nazwę karty, na ekranie wyświetlany jest wizerunek karty. To, zdaniem właściciela znaków towarowych, stanowi również naruszenie jego praw autorskich do kart Pokemon. Pokecollector broni się, że – aby uniknąć wprowadzenia użytkowników w błąd – umieścił na wyświetlanych kartach swoje własne oznaczenia. To właściciela znaków „Pokemon” jednak nie przekonuje.
Powstaje jednak pytanie, czy w takiej sytuacji rzeczywiście dochodzi do naruszenia praw autorskich. Gdyby przyjąć odpowiedź twierdzącą, za takie naruszenie należałoby również uznać zdjęcie zrobione takiej karcie w celu umieszczenia oferty jej sprzedaży za pomocą internetowego portalu aukcyjnego. Uniemożliwiałoby to więc obrót tego typu towarami na rynku wtórnym.
Całkiem prawdopodobna jest więc sytuacja, w której sąd odmówi właścicielom znaku „Pokemon” ochrony prawnoautorskiej, a oprze się wyłącznie na naruszeniach znaków towarowych.