Francuski dom mody posłużył się w pozwie interesującą i nietypową argumentacją. Wskazał, że kosmetyki i perfumy należące do segmentu premium są identyfikowane nie tylko poprzez znaki towarowe, ale także poprzez sposób ich sprzedaży. W celu utrzymania wizerunku marki „tylko butiki Chanel i przedstawiciele, zatwierdzeni przez Chanel, po dokładnej weryfikacji, są upoważnieni do sprzedaży kosmetyków i perfum Chanel”, można przeczytać w pozwie. Już bowiem sam proces zakupów ma odpowiadać wizerunkowi luksusowej marki.
W tym procesie istotna rolę, zdaniem Chanel, pełni również opakowanie. Ma ono odzwierciedlać wysoką jakość produktu oraz wypracowany wizerunek i reputację sprzedawcy dóbr luksusowych. Jest ono „nierozłącznym elementem samego produktu oraz postrzegania produktu przez klientów”.
Tymczasem Ladijinsky nie był nigdy autoryzowanym przedstawicielem Chanel. Dodatkowo, większość produktów sprzedawał bez ich oryginalnych opakowań. Tym samym miał pozbawić konsumentów możliwości stwierdzenia, czy produkt, który nabyli został otwarty lub w jakikolwiek inny sposób naruszony po opuszczeniu fabryki. Konsumenci zostali też pozbawieni istotnych informacji o tych produktach, takich jak na przykład ich skład. Naruszona została również rola identyfikująca opakowania oraz wizerunek marki. Sposób, w jaki produkty Chanel sprzedawał Ladijinsky, nawet jeżeli są to produkty autentyczne, odbiegał bowiem zasadniczo od sposobu, w jaki są sprzedawane oryginalne towary Chanel. Taka sprzedaż, zdaniem domu mody, narusza amerykańskie prawo znaków towarowych. Zobaczymy, czy ta oryginalna argumentacja zostanie uwzględniona przez sąd rozpoznający sprawę.